Proszę nie patrz tak mnie..nie mam gdzie schować się przed Twoim wzrokiem

Stacja siódma

Nie miałeś wyjścia..kolejny raz opierasz się o ziemię. Belka na plecach coraz cięższa..po prostu nie dajesz już rady..Widzę Twoje oczy….jakby zamglone. A przecież nimi zawsze szukałeś w człowieku dobra..Patrzałeś tak prawdziwie po Bożemu..nikt do tej pory nie potrafi tego lepiej zrobić niż Ty..I Twoje poranione stopy które zawsze prowadziły do człowieka dzisiaj takie poranione..ledwo dotykające ziemi…To już drugi raz kiedy nie dajesz rady..Nie liczę Ci tego Panie ale wiem że upadniesz i trzeci raz a to tylko przeze mnie..No tak opóźniasz cały korowód a ludzie przecież się śpieszą ciągle ..Dzisiaj jest dokładnie tak samo..wszystko szybko i bywa że byle jak ..
Nikt nie chce czekać..liczą się suche terminy…liczy pieniądz bo w końcu czas to..jak mówi stare przysłowie..A Ty?Ciągle potrafisz czekać kiedy guzdrzę się w swoich śmieciach i grzechach..kiedy z podniesioną głową odchodzę bo teraz już wiem co zrobić z moim życiem..Ty ciągle w oknie wypatrujesz mojej sylwetki na drodze by mi szybko otworzyć drzwi..Tak. tak wybiegniesz do mnie łamiąc zasady Bożego spokoju bo tak Ci będzie na mnie zależało..I nie będziesz mi liczył ile razy upadłem..ale ile razy potrafiłem powiedzieć przepraszam..Patrzę ze zgrozą czy Ty jeszcze wstaniesz..No tak powoli prostuje się Twoja święta Postać..szarpnięcie z boku idziemy dalej…