Niemożliwe …a jednak uwiodłeś mnie Twoim krzyżem i do tej pory nie potrafię w to do końca uwierzyć….

Przekonać kogoś do swoich poglądów nie jest łatwo…jeszcze gorzej do pójścia za sobą. No może w nagłej klasycznej miłości to jeszcze człowiek trafiony strzałą amora idzie do przodu bez względu na wszystko …niejednokrotnie zaślepiony powstałą emocją i uczuciem. Bywa że się potem żałuje i to ostro ale cóż błędy i powroty są wpisane w każdą ludzką biografię. Można pójść w miejsce gdzie świeci słońce i generalnie jest dobrze ale w trudy?Wyrzeczenia? To wymaga ogromnego hartu ducha…
A tu dzisiaj Jeremiasz przyznaje się że go uwiodłeś, ujarzmiłeś i przemogłeś..Nic na siłę… Słuchał tylko Twojego łagodnego i pełnego dobroci głosu. A potem ci z boku z towarzystwa pokazywali palcami i urągali ..patrz jaki staroświecki i mało nowoczesny…Dzisiaj wszystko jest inne musisz to zrozumieć…inne czasy. I wtedy rodziła się pokusa aby uciec z tego przyjętego wcześniej zawołania bo po co mi to wszystko? Mam tylko jedno życie…i chce je przeżyć w spokoju. Cios za ciosem..choroba za chorobą a im więcej tego to w sercu i nerkach bardziej płonął ogień który przepalał wszystko..i nie można go było niczym zgasić chyba tylko ucieczką.
No tak chodzi o zwykły ludzki krzyż. Najpierw ten z opowiadań i książek a potem ten konkretny i realny. I myślał człowiek przecież zawierzyłem Mu do końca ale po co ten ciężar na ramionach? Czy nie można inaczej? Niech sobie stoi w kościele, wisi na ścianie ale po co w życiu? I zdaje sobie sprawę że wtedy kiedy będę najbardziej szczęśliwy krzyż wyłoni się z mroku zapraszając do współpracy…I były wcześniej takie dni kiedy było cicho i człowiek sobie rano spokojnie wstawał a potem…potem codziennie po porannej toalecie musiał być gotowy do niesienia a krzyż zawsze taki szorstki, ciężki, za trudny, niezrozumiały…
W Nowym Jorku znajduje się kościół pod wezwaniem Krzyża św.
W przeciągu krótkiego czasu został obrabowany i to aż dwa razy.
Za pierwszym razem skradziono tylko skarbonkę. W czasie kolejnego włamania ukradziono ciało P.Jezusa tak zwaną pasyjkę z ogromnego dwumetrowego krzyża. Ciekawe ale krzyża nie zabrali. W wywiadzie dla miejscowej gazety kościelny powiedział „Złodzieje zabrali tylko korpus P.Jezusa ,krzyża nie chcieli i to pozostaje dla nas zagadką. Może ten krzyż był dla nich za ciężki?
Wydaje mi się że kiedy kradli to mogli zabrać wszystko inaczej to nie ma sensu”.
I tak stoimy z tymi naszymi krzyżami trzymając je mocniej lub słabiej…Co zrobić? Jak nieść? Jak przygotować swoje ramiona by kiedyś w przyszłości umieć go podnieść?
Na pewno będzie wtedy zimno i ciemno albo jasno będzie świeciło słońce a tu trzeba będzie się zaprzeć samego siebie…Powiedzieć sobie nie..że nie będę się uskarżał, biadolił, powstanę jak Jezus po którymś z upadków. I jeszcze trzeba będzie zagryźć zęby tak prawie do krwi bo będzie bolało i wycedzić przez nie „Ciebie mój Boże pragnie moja dusza” i jeszcze „szukam Cię” bo proszę o jedno słowo pociechy i oparcia bo Ty wiesz „…jak bardzo wpatruję się w Ciebie w świątyni „
Tak dopiero rodzi się w ciszy nowe powołanie rąk które już nigdy nie będą puste ale z drugiej strony słyszę głos”Kto straci swoje życie z mego powodu ten je znowu znajdzie „
No tak każdy z nas ma albo będzie miał swoje Jeruzalem do którego musi dojść…nawigacja przewiduje tylko jedną drogę bez objazdów przez KRZYŻ.
Obraz może zawierać: 3 osoby, buty i na zewnątrz