“Gęsta zupa z błota i zgniłych skorupiaków”

Gabriel Garcia Marquez
Kanikuła to czas wyjątkowy kiedy podchodzisz do półki z książkami i…przesuwając palcem dotykasz grzbietów…Która dzisiaj zostanie wybrana? Każda uśmiecha się swoim tytułem…zatrzymałem się przy “Opowiadaniach” Marqueza.
Kupione kiedyś w małej zawalonej mnóstwem książek księgarnii na rynku w Głuchołazach i to za pożyczone pieniądze. Nie mogłem się oprzeć ,a miły starszy sprzedawca dodał jeszcze mały rabat …bo pan wie mało kto kupuje tu u nas Marqueza.
Limonkowa okładka z tytułem w kolorze krzyczącego fioletu…sam autor ,by lepiej pewnie nie wymyślił i pasowało to do treści wyjątkowo. A opowiadania…jak dobry film na telewizyjnym kanale Arte mało znanego reżysera i egzotycznej produkcji…
Zafascynowało mnie dzisiaj jedno opowiadanie , bo jutro pewnie będzie inne, bo jest tak bardzo aktualne “Śmierć wierniejsza niż miłość” Tytuł? Przedni, jak powie młodzież wypasiony ,a na studiach teologicznych kleryk rzuci markantny.
Ale co się wydarzyło w wyimaginowanej wiosce Rosal del Virrey.
Senator Onesimo Sanchez przyjechał aby tam przeprowadzić kampanię wyborczą. Przywieziono Indian ,by robili tłok…Wynajęto samochód w kolorze “truskawkowego kompotu”.
Senator był poważnie chory i tylko pigulki pozwalały mu normalnie funkcjonować. Tłum pchał się, by wreszcie uścisnąć dłoń wybrańca ludu. Indianie nie wytrzymywali potwornego upału, ale co tam…przedstawienie musi trwać. Zaczął przemawiać wyuczonym głosem wiedział jak i co należy mówić …poświęcił temu dużo czasu. Sam nie wierzył w to co mówił…” będziemy wielcy….szczęśliwi”. Pisze Marquez ” stałe powiedzonka jego błazeńskiego repertuaru”. Ktoś wypuszczał mnóstwo papierowych ptaków, ktoś inny wyciągał teatralne drzewa i sadził je w spieczony grunt. W końcu powstała kartonowa fasada próbująca udawać murowane domki…to miało zakryć całą tam panującą nędzę. Potem zaczęły się obiecanki “maszyny sprowadzając deszcz, aparaciki hodujące bydło i olejki szczęścia” I nad tym przypłynął jeszcze papierowy transatlantyk
kicz nabrał rozpędu do życia.
Basta ..starczy ja to przecież skądś znam?Marquez czy Ty kiedyś oglądałeś jakąś znajomą TV? Albo może dziennie byłeś bombardowany kolejnymi doniesieniami kto, ile, i za co? I kogo trzeba będzie jeszcze za coś tam kupić? Skąd Ty znasz to całe błoto,a u nas na Śląsku maras?
Większość już nie potrafi tego słuchać…patrzeć. Ile tu ludzkiej nienawiści i niezgody?Rodziny ustalają, że na urodzinach u ciotki wszystko tylko nie polityka. Szlaban…doszliśmy do jakiejś ściany obrzuconej totalnym błotem. A przedstawienie trwa dalej…W powietrzu fruwają papierowe ptaszki , które tylko nieudolnie próbujemy łapać…i kupimy sobie maszynki do deszczu i jeszcze ten statek widmo nad naszymi głowami z wypisanymi na żaglach wyborczymi hasłami. A gdzie w tym wszystkim jest jakaś cnota?Gdzie wiara,nadzieja i miłość? Gdzie umiar,roztropność i męstwo? Gdzie dobro powierzonych ludzi?
Z takiej bezsilności i narastającego gdzieś wewnątrz buntu a i trochę wstydu za innych…człowiek chciałby zapaść się pod ziemię. Zawsze w takich sytuacjach ratowała wiara..ta zwykła, prosta wyniesiona z domu. No tak, ale i w moim Kościele i w sobie znajduję błoto. Moja wiara pomaga mi jednak powoli ale sukcesywnie się z niego oczyszczać. Pan Jezus nie podarował nam kartonowego statku i domów…Uczy, pomaga jak budować prawdziwe tylko trzeba mu bardziej jeszcze zaufać a za innych? Chyba tylko modlitwa i to bardzo intensywna plus post i pielgrzymki choć pewnie niektórym nawet i to nie pomoże…W końcu tyle lat w życiu nic innego nie robili tylko kampanie wyborcze ,a jeszcze podobno znają się na wszystkim…Geograf może być specem od rakiet a filozof od broni…Nie mogę starczy…
Marquez masz mnie dzisiaj na sumieniu…szkoda,że jednak Twoje książki nie są tylko fikcją ,ale prawdziwym życiem. No tak ale skądś musiałeś czerpać…no właśnie najlepiej z życia. Proszę…nie serwuj nam więcej tej zupy…
mg
Może być zdjęciem przedstawiającym na świeżym powietrzu