Wyżej niż dron…

W dobie kiedy odchodzi się od odbiornika TV i to z różnych powodów znalezienie ciekawego kanału jest pewnego typu ekwilibrystyką. No znając choć trochę języki można wejść na popularnego satelitę i tam moim zdaniem dwie ciekawe propozycje 3Sat oraz francusko-niemieckie Arte. W czasie powszechnej nagonki na wszystko co pochodzi zza Odry rodzi się kolejny problem który dla mnie jednak nie istnieje. Dla mnie ważne są przekazywane treści. Dosyć politycznych dywagacji przejdźmy do sprawy. Na Arte przez dłuższy czas prezentowano cykl reportaży o europejskich klasztorach jako świadkach tego co niewidzialne. Niesamowity kunszt podejścia do tematu. Prezentowano klasztory nie tylko katolickie bowiem założeniem był człowiek żyjący w klasztornych murach i przygotowujący się do przejścia do Domu Ojca. Ile tam było szczerego uśmiechu, dobroci,wzajemnej pomocy każdy zakonnik starał się być świadkiem Dobrej Nowiny. Poprzez modlitwę i pracę gotują się na drogę do Królestwa i na tym szlaku umacniają jeszcze innych.
Ostatnie zdjęcia każdego odcinka gromadziły mnichów czy mniszki na klasztornym dziedzińcu i stamtąd wszyscy machali do unoszącego się w górze drona który ich filmował. Moment przypominający mi ewangelijną scenę Jezusowego Wniebowstąpienia.
NIczego nie filmowali, bez żadnych smartfonów i aparatów byli wpatrzeni w niebo i nic więcej ich nie interesowało.
Mało rozmawiamy o niebie. No tak jak jest pogrzeb to ktoś tam powie że może bliska osoba jest w niebie ale tak….A przecież chcemy się tam kiedyś dostać. Zostawić te wszystkie cichcem zbierane klamory i pójść do Domu…
Potrafimy wiele zrobić, jesteśmy totalnie zaradni, mamy poukładane konta choć jakoś tym wszystkim ostatnio jakby zatrzęsło …pandemia i wojna weryfikują nasze życie. A i tak jeszcze każdy lata gdzieś dorobić ciągle mało i pieniądze pieniądze i jeszcze raz ta mamona która trzyma nas za twarz.
To nie było łatwe pożegnanie dla naszego Pana kiedy musiał opuścić swoich uczniów. No tak życie to przecież mała chwila liczona w dziesiątkach lat ale..zawsze zostaje to ciepło po uścisku dłoni i zapach. Może Pan wcześniej zgromadził swoich przy ognisku ,każdemu coś szepnął na ucho przed rozstaniem. Może podziękował tak po męsku przyciskając każdego do siebie, tak jak tylko mężczyźni potrafią. Wcześniej na ich sercach wypisał testament który mieli wypełnić.
I bywa że ktoś wyjeżdżając zostawia jeszcze małe kartki z ciepłymi słowami które ukrywa wszędzie aby potem po ich znalezieniu jeszcze choć na chwilę odezwać się choćby jednym zdaniem …choć sam będzie już daleko. I litery kreślone znajomą dłonią i zapach…
I jest taki piękny tekst z 14 w.
„Chrystus ma tylko nasze ręce by czynić dobro
Ma tylko nasze stopy by prowadzić ludzi drogą
Ma tylko nasze usta aby o Nim opowiadać
Ma tylko naszą pomoc by ludzi do Niego prowadzić”
Trzeba nam codziennie schodzić z góry Tabor i stawać się świadkami Jego Słowa. I mocniej trzeba nam uwierzyć że kiedyś zostanie spełniona Jego obietnica. Wejdziemy do Domu Ojca nasze ciało zostanie uwielbione. A potem dotkną nas Jego ciepłe dłonie, spojrzą pełne miłości oczy ..i ten uścisk na powitanie.
Św.Antoni kiedyś powiedział”Nie zapomnę o Tobie wypisałem Cię na moich rękach” Tak naprawdę wypisuje nasze imię na dłoniach Syna..atramentem jest Jego krew a jako pióra używa gwoździ.
Może warto od czasu do czasu położyć się na łące albo spojrzeć z samochodu na niebo….do czasu kiedy niebieski dron przestanie nas filmować ale wtedy zakończymy ostatni odcinek naszego życia i wrócimy po prostu do Domu…naszego Domu.