…..nie całuj tak nigdy!
Każdy ogród nosi w sobie jakąś trudną do opisania tajemnicę.
Szczególnie kiedy wieczorem światło księżyca próbuje się przecisnąć przez konary drzew i liści. Gdzieś niedaleko słychać
nocny śpiew zagubionego ptaka. I inny mu odpowiada w niezrozumiałym dla nas języku. W powietrzu unosi się dziwny dialog tego co ożywia się wieczorową porą. I cienie drzew jak namalowane na trawie czarnym atramentem naprawdę strzelają w górę koronami w rozgwieżdżone niebo. Nocne życie ogrodu jest pomimo ciemności pełne życia. I jeszcze ta otwarta furtka,
która zaprasza, aby wejść i zanurzyć się w aurę kładącej się spać przyrody.
Pan kochał przyrodę. Tyle razy przywoływał jej piękno w
przekazywaniu Dobrej Nowiny. I ptaki tam fruwały i ryby były i zboże…Nurzał się w jej obfitości , przecież Sam stworzył jej urok.
Po wyjściu z sali gdzie spożyli Ostatnią Wieczerzę udał się do ogrodu Getsemani, aby jeszcze raz porozmawiać na modlitwie z Ojcem. Lubił samotność ,ale tym razem z niej zrezygnował. Zaprosił do modlitwy swoich trzech najbardziej wytrwałych uczniów. Czuł, że potrzebował ich obecności ,choć dałby radę sam , ale dzisiaj nie…Po chwili kiedy intensywnie rozmawiał z Ojcem usłyszał z boku ciężkie oddechy i chrapanie uczniów.
Nie , nie budził ich już choć myślał, że jednak jakoś staną po Jego stronie. Kolejny raz nic z tego…zawiedli po prostu zaspali.
Przetarł szerokim gestem zakrwawione czoło. Zostało trochę świętej Krwi na rękawie tak na pamiątkę. Potem o szatę zagrają
żołnierze pod krzyżem. Wyjątkową, jedyną ,skąpaną w Boskiej Krwi.
Kiedy Pan wstał z kolan w ciszy ogrodu narastał szum odległych jeszcze głosów i szczęk , chyba oręża. Jeszcze raz spojrzał w niebo. Zaczęło się!
Pomiędzy drzewami migotało światło pochodni. Zgraja z mieczami i kijami jak powie Pismo powoli zbliżała się, by dokonać
aresztowania. Wśród nich Judasz. Jeszcze raz spojrzał na podpisany czek i stwierdził ok wszystko gra. Faryzeusze za płotem zacierali ręce .Nareszcie będzie można Go stracić.
Nie do końca wytarte czoło dalej krwawiło i kropla za kroplą spadały na zieloną trawę barwiąc ją na czerwono. Dopiero jutro stary ogrodnik odkryje, co się tu naprawdę stało.
Jezus wytarł Boskie Oblicze jeszcze raz.
Musiało dojść do spotkania. Horda stanęła przed MIstrzem czekając na akt zdrady, którego głównym aktorem stał się jego uczeń Juda is Kariothu. Co się z nim stało?Dlaczego właśnie on?
Przecież srebrniki, które otrzymał nie były specjalną fortuną?
Zazdrość?Kompleksy?Może myślał, że On stanie się tym, który wyzwoli Izraela spod okupacji Rzymu?
Nigdy nie był jakąś manipulowaną marionetką w ręku samego Boga. Miał swoją wolną wolę i w pełni jednak wybrał zło.
I my tak podobni do niego kiedy wybieramy tandetną rozrywkę,
chwilę przyjemności, głupiego gadania, lizusostwo i pychę…
Kiedy sami niszczymy symbole i wzorce moralne, a potem nie wiemy co mamy zrobić, bo nie ma się już na czym oprzeć.
Kiedy wiecznie szukamy sensacji i błędów, bo to się dzisiaj kupuje najbardziej. Ludzie nie chcą słuchać o dobrych sprawach tylko złe napędzają także srebrników kieszeni nie inaczej. Zdrada…
kiedy sprzedajemy Boga na targowisku tego świata. A jak przyjdzie co do czego to czerwone lica, ale to nie ja przecież…
Za kilka nędznych monet odrzucamy Boga, Kościół , świętych. Poczytaj dzisiaj na każdym portalu …Czy to da nam szczęście?
Czy z tego powodu staniemy się lepsi?
Wtedy Pan mówi i do nas Przyjacielu po coś tu przyszedł ? Jeszcze tak ciepło i dobrze. Nie chce w nas widzieć wroga naprawdę…I dalej tak będzie mówił do każdego, kto szkaluje świętości. Będzie tylko załamywał ręce nad brakiem zrozumienia Jego miłosierdzia i nad naszą niewiarą. Będzie znowu ronił łzy i pytał, ale dlaczego tak robisz?
Do momentu kiedy poczujemy się wyjątkowo źle i podle..Może i tak było, że nawet nie chciało skorzystać się ze zdroju Jego łaski w sakramencie pokuty. Gdzieś tam w duszy ciągle było słychać ten szatański rechot jak mi się to znowu udało.
A On? Nigdy nie przestawał szeptać dalej Przyjacielu, bo wiedział ,że tylko w Nim człowiek ocaleje. Takie koło ratunkowe rzucone dla Judasza mieszkajacego i w nas….
Po wszystkim Judasz usiadł na starej ławce w ogrodzie. Hałastra z pojmanym Panem poszła dalej. Ukrył twarz w spoconych i drżących dłoniach. Strasznie paliły mu usta którymi dokonał znaku zdrady. Przecierał je ciągle i nie pomagało. Były niesamowicie gorące. Po duszy walało mu się jak stare buty poczucie winy. Nie potrafił tego uspokoić. Czuł się jak na dziwnej karuzeli , która nigdy nie ma zamiaru się zatrzymać. Pamiętał o starej stodole za ogrodem. Przed oczami miał ogromny hak wbity w sufit. Pewnie kiedyś na nim wieszano oprawiane zwierzęta.
Ciągle pukało mu to do głowy…a i z boku kawał grubej liny.
Wstał i poszedł w kierunku stodoły. Klęknął na środku i prosił Boga o przebaczenie. Sięgnął po stary zydel i zaczął się wspinać
ku górze….to jeszcze raz przepraszam!…..
…i kopnął mocno stołek.
Noc w swoich szerokich ramionach otuliła śmierć. Zrobiło się jakoś zimno i deszczowo.
Wieczny odpoczynek….
Ludzie wyszli z kościoła po wygłoszonej nauce. Dzisiaj jakoś tak ciszej, bez charakterystycznego szumu. Usiadłem jeszcze na chwilę w ławce i usłyszałem ciche Przyjacielu ….