Wszystkie wpisy, których autorem jest Grzegorz Brzoza

“Gęsta zupa z błota i zgniłych skorupiaków”

Gabriel Garcia Marquez
Kanikuła to czas wyjątkowy kiedy podchodzisz do półki z książkami i…przesuwając palcem dotykasz grzbietów…Która dzisiaj zostanie wybrana? Każda uśmiecha się swoim tytułem…zatrzymałem się przy “Opowiadaniach” Marqueza.
Kupione kiedyś w małej zawalonej mnóstwem książek księgarnii na rynku w Głuchołazach i to za pożyczone pieniądze. Nie mogłem się oprzeć ,a miły starszy sprzedawca dodał jeszcze mały rabat …bo pan wie mało kto kupuje tu u nas Marqueza.
Limonkowa okładka z tytułem w kolorze krzyczącego fioletu…sam autor ,by lepiej pewnie nie wymyślił i pasowało to do treści wyjątkowo. A opowiadania…jak dobry film na telewizyjnym kanale Arte mało znanego reżysera i egzotycznej produkcji…
Zafascynowało mnie dzisiaj jedno opowiadanie , bo jutro pewnie będzie inne, bo jest tak bardzo aktualne “Śmierć wierniejsza niż miłość” Tytuł? Przedni, jak powie młodzież wypasiony ,a na studiach teologicznych kleryk rzuci markantny.
Ale co się wydarzyło w wyimaginowanej wiosce Rosal del Virrey.
Senator Onesimo Sanchez przyjechał aby tam przeprowadzić kampanię wyborczą. Przywieziono Indian ,by robili tłok…Wynajęto samochód w kolorze “truskawkowego kompotu”.
Senator był poważnie chory i tylko pigulki pozwalały mu normalnie funkcjonować. Tłum pchał się, by wreszcie uścisnąć dłoń wybrańca ludu. Indianie nie wytrzymywali potwornego upału, ale co tam…przedstawienie musi trwać. Zaczął przemawiać wyuczonym głosem wiedział jak i co należy mówić …poświęcił temu dużo czasu. Sam nie wierzył w to co mówił…” będziemy wielcy….szczęśliwi”. Pisze Marquez ” stałe powiedzonka jego błazeńskiego repertuaru”. Ktoś wypuszczał mnóstwo papierowych ptaków, ktoś inny wyciągał teatralne drzewa i sadził je w spieczony grunt. W końcu powstała kartonowa fasada próbująca udawać murowane domki…to miało zakryć całą tam panującą nędzę. Potem zaczęły się obiecanki “maszyny sprowadzając deszcz, aparaciki hodujące bydło i olejki szczęścia” I nad tym przypłynął jeszcze papierowy transatlantyk
kicz nabrał rozpędu do życia.
Basta ..starczy ja to przecież skądś znam?Marquez czy Ty kiedyś oglądałeś jakąś znajomą TV? Albo może dziennie byłeś bombardowany kolejnymi doniesieniami kto, ile, i za co? I kogo trzeba będzie jeszcze za coś tam kupić? Skąd Ty znasz to całe błoto,a u nas na Śląsku maras?
Większość już nie potrafi tego słuchać…patrzeć. Ile tu ludzkiej nienawiści i niezgody?Rodziny ustalają, że na urodzinach u ciotki wszystko tylko nie polityka. Szlaban…doszliśmy do jakiejś ściany obrzuconej totalnym błotem. A przedstawienie trwa dalej…W powietrzu fruwają papierowe ptaszki , które tylko nieudolnie próbujemy łapać…i kupimy sobie maszynki do deszczu i jeszcze ten statek widmo nad naszymi głowami z wypisanymi na żaglach wyborczymi hasłami. A gdzie w tym wszystkim jest jakaś cnota?Gdzie wiara,nadzieja i miłość? Gdzie umiar,roztropność i męstwo? Gdzie dobro powierzonych ludzi?
Z takiej bezsilności i narastającego gdzieś wewnątrz buntu a i trochę wstydu za innych…człowiek chciałby zapaść się pod ziemię. Zawsze w takich sytuacjach ratowała wiara..ta zwykła, prosta wyniesiona z domu. No tak, ale i w moim Kościele i w sobie znajduję błoto. Moja wiara pomaga mi jednak powoli ale sukcesywnie się z niego oczyszczać. Pan Jezus nie podarował nam kartonowego statku i domów…Uczy, pomaga jak budować prawdziwe tylko trzeba mu bardziej jeszcze zaufać a za innych? Chyba tylko modlitwa i to bardzo intensywna plus post i pielgrzymki choć pewnie niektórym nawet i to nie pomoże…W końcu tyle lat w życiu nic innego nie robili tylko kampanie wyborcze ,a jeszcze podobno znają się na wszystkim…Geograf może być specem od rakiet a filozof od broni…Nie mogę starczy…
Marquez masz mnie dzisiaj na sumieniu…szkoda,że jednak Twoje książki nie są tylko fikcją ,ale prawdziwym życiem. No tak ale skądś musiałeś czerpać…no właśnie najlepiej z życia. Proszę…nie serwuj nam więcej tej zupy…
mg
Może być zdjęciem przedstawiającym na świeżym powietrzu

Haschchnim to po hebrajsku sąsiedzi…

Tak, tak szukałem w słowniku i to mi wyszło…Mam nadzieję że mój komputer dobrze przetłumaczył słowo “sąsiedzi” jak nie to..dostanie burę i proszę o korektę.
Ale po kolei..do rzeczy. Moje poglądy na życie i ludzi nigdy nie były mocno skrojone w jakimś kierunku. Zawsze próbowałem znaleźć coś co jest pośrodku ,a łączy jak most dwa brzegi. Nie wiem, ale mój ojciec prosty, a jednocześnie mądry człowiek uczył mnie tego przez całe życie…Zobacz co w drugim jest dobrego…nieważne skąd przychodzi ważne jak pracuje i jaki ma szacunek dla drugiego. Jako młody człowiek zwiedził trochę innego świata może stąd tak otwarte podejście do tego który był obok … Nie zapomnę kiedy razem chodziliśmy do antykwariatu prowadzonego przez starego Żyda. W zapachu starych książek i tego sanktuarium napisanych słów odkrywałem coś wielkiego dla siebie, że oprócz tych normalnych i zwykłych sytuacji istnieje świat prawdziwego ducha którego trzeba karmić i karmić…a jeszcze przecież byłem dzieckiem. Zawsze wynosiłem stamtąd takie małe kolejne ziarenko czegoś więcej…kolejna kolorowa strona z przepiękną ryciną albo mądre jedno słowo. A potem ten świat umknął, bo nasz pan antykwariusz musiał na fali czegoś tam wyjechać z Polski. Szepnął wtedy wyjeżdżam do Kanady…Pomyślałem zaraz o klonowym listku ale za tym kryło się przecież dużo więcej…
Tam w cieniu mnóstwa starych książek uczyłem się tolerancji i innego patrzenia na świat. Na studiach jako jedyny podjąłem temat pracy magisterskiej traktujący o osobie Marcina Lutra. Nawet mój Biskup kiedyś mi powiedział , że na owe czasy była to praca rewolucyjna. I tak poznałem braci protestantów szczególnie luteran. Fantastyczni ludzie z bogatą wiarą i miłością do każdego kto do nich przychodził. W czasach wikariatu biegaliśmy z młodzieżą do zboru Zielonoświątkowców, bo mieli fajne śpiewniki i plakaty. I te pełne życzliwości spotkania na kolędzie..to wspólne Ojcze nasz zawsze nas budowało w wierze…Głubczyce to jednak specyficzne miejsce. Tam kiedyś u zbiegu dzisiejszej ulicy Kochanowskiego stały trzy świątynie katolicka, synagoga i zbór protestancki. I wszystko jakoś działało dopiero potem zburzono synagogę i kościół protestancki zabierając cegłę na budowę nowych domów. Mieszkańcy Głubczyc to zawsze wypominali…nie wolno brać takiej cegły na dom ,bo należy do Boga.
Niedawno pojechałem rowerem na nasz żydowski cmentarz. Usiadłem na ławce. No tak tu przecież zostali pochowani nasi dawni sąsiedzi, którzy kiedyś mieszkali obok nas. To nic, że byli innej narodowości czy wiary ..byli przede wszystkim ludźmi którym Bóg dał życie. Oczami wyobraźni widziałem jak kiedyś wszyscy razem uczestniczymy w jakimś spotkaniu …jak jeden do drugiego podchodzi ściskając mu dłonie życząc mu wszystkiego dobrego…Jak wspólnie śmiejemy się i planujemy co by tu jeszcze zrobić dobrego. A potem każdy z bogactwa swojej wiary i kultury coś dokłada i tak rośniemy w życzliwość i dobro.Takie małe marzenia zrodziły mi się kiedy siedziałem na sośnicowickim, żydowskim cmentarzu…
A tu tyle do zrobienia na własnym poletku ..Ile jeszcze problemów międzysąsiedzkich o pole ,płot czy cokolwiek…choć wina z reguły wisi właśnie na tym płocie.
Dobry sąsiad to prawdziwy skarb bo i przypilnuje i pomoże..warto takiego mieć bez względu na jego wiarę i pochodzenie. To nic wracam do domu…oj jaka piękna dzisiaj pogoda….
mg
Może być zdjęciem przedstawiającym pomnik i na świeżym powietrzu
Może być zdjęciem przedstawiającym na świeżym powietrzu i tekst „Leobschütz, Kath. Evgl. Płarrkirche mit Kath. Knabenschule 2”
Może być zdjęciem przedstawiającym przyroda, drzewo i trawa

Poszukam drzewa ,aby pod nim umrzeć…..

Autor biblijnej księgi Królewskiej malując słowem doskonale ukazał rozterki proroka Eliasza. Rozbity, zniechęcony, mający wszystkiego dosyć poszukał drzewa pod którym pragnął nawet umrzeć. Patrząc w dal rozmyślał o bezsensie swojego życia i braku motywacji do działania…Typowa depresja tak by pewnie zdiagnozował znajomy psycholog. Ktoś kiedyś opowiadał jak nie mógł nawet wstać z łóżka widząc przysłowiowe demony które przychodziły wraz z nowym dniem. Podobno pomagała tabletka…
A któż z nas nie miał kiedyś takiego poranka albo czasu? Problemy jak gromy z jasnego nieba spadały jeden po drugim na nasze życie do tego stopnia, że chciało się uciec, zapaść pod ziemię albo nawet umrzeć…I siedział potem człowiek taki przygarbiony nawałem myśli i próbował coś z tym zrobić….
Vincent van Gogh za swojego życia sprzedał raptem tylko jeden obraz. Dzisiaj za jego malarstwo płaci się krocie. Geniusz spętany
własnymi problemami, o trudnym charakterze ,ciągle poszukujący przyjaciół…Był człowiekiem pobożnym ,ale żaden Kościół nie potrafił mu pomóc..Przy życiu trzymało go tylko jego malarstwo choć i to go na końcu nie uratowało. Znaleziono go z raną postrzałową…dwa dni póżniej zmarł. Jego drzewo ,jego janowiec nie potrafił ani na chwilę dać mu cienia…
Bywa, że dobiegamy do jakiejś ściany w życiu i nic dalej. Pojawia się dziwny dotąd nieznany strach i bezsilność która prowadzi do jednego stwierdzenia ..chyba jestem wypalony, wyniszczony od środka… i zaraz w tych zgliszczach czai się depresja która próbuje człowieka wytrącić z normalnego życia…
Eliasz wtedy szybko położył się spać. Ucieczka w sen?A może by choć na chwilę odetchnąć?
Co zrobić?Jak się pozbierać?Kto mi pomoże?
I tu pojawił się anioł …trącił go a może nawet lekko kopnął..wstań i jedz!Ile razy i nam Niebo chciało pomóc, a myśmy myśleli że to kolejni intruzi przychodzący nam prawić morały…A oni?Chcieli obdarować dobrym słowem…wzbudzić znowu apetyt za życiem…
Po spowiedzi u kochanego o.Czesława Meresa z Żernicy zawsze on obydwiema rękami podnosił człowieka z krzesła…na znak tego, że przed chwilą stało się coś wielkiego.
Eliasza anioł musiał trącić dwa razy a nas?
I dzisiaj Bóg mówi do nas nie jest tragicznie, jestem z tobą zawsze, dasz radę. Zawsze posyła dobrych ludzi-aniołów ,którzy staną obok. Warto zobaczyć jak ludzie pomagają sobie przy katastrofach żywiołowych, jak chcą to robić…Potrzebujemy tej historii bo jesteśmy doskonali w tym załamywaniu rąk, a Bóg daje nam chleb ,wodę i dobrego człowieka ,byśmy mogli pójść dalej…
A może by tak przystąpić do sakramentu pokuty? Spowiedź jednak nie taka na poprawienie samopoczucia ale prawdziwa i wyjątkowa.Zawsze może coś we mnie zmienić..Samo klękanie przed kratkami konfesjonału zapowiada pozytywną zmianę…
To pomoże nam kiedyś dotrzeć do Bożej góry Horeb gdzie zamieszkamy na zawsze…i jeszcze gałązkę sobie oderwij ze swojego janowca ,abyś nie zapomniał…
Marcin Gajda
/opracowano na bazie niedzielnego kazania na XIX niedzielę
zwykłą 1 Krl 19 ,4-8/
Może być czarno-białym zdjęciem przedstawiającym co najmniej jedna osoba
Brak dostępnego opisu zdjęcia.

35

Jak szybko potrafisz policzyć do 35?Próbowałeś kiedyś?Raptem kilkanaście sekund i już…
Patrząc z boku to jednak czas nieubłagany i długi…albo krótki w zależności od jakości naszego życia. W poukładanym w którym wszystko ma swoje miejsce czas biegnie inaczej szybciej i choć próbujesz go zatrzymać to przelatuje ciurkiem pomiędzy palcami..w tym trudnym ciągnie się niemiłosiernie długo. I będą tacy którzy dobiegną do swojej 35 i tacy którzy nigdy jej nie doświadczą i tu czuje się niejednokrotnie brutalnie moment przemijania.Po 35 inaczej zaczyna się wartościować swoją biografię… z jednej strony delektując się swoją dojrzałością a z drugiej z lekką obawą patrząc w przyszłość liczy swoje niedomagania. A tu coraz bliżej brzegu…Znam dobrze ten delikatny pomykający po plecach strach z pytaniem na ustach a może to już dzisiaj? Kiedyś każdy z nas dopłynie do brzegu choć na razie jeszcze steruje łodzią, łowi ryby, układa sieci i chce by trwało to jak najdłużej ale każda okrągła liczba przypomina o porcie…ale jeszcze może nie teraz? Tak…dobrze to popłynę jeszcze kawałek…
ps.Dodaję parę zdjęć z naszego życia seminaryjnego. Proszę popatrzeć jakie to były czasy..jakie nosiliśmy ubrania i okulary ale co tam …wtedy było naprawdę niesamowicie.
Może być zdjęciem przedstawiającym 4 osoby i ludzie stoją

Dzisiaj zmarł Krzysztof Krawczyk…

Dzisiaj zmarł Krzysztof Krawczyk…dla naszego pokolenia wyjątkowy polski muzyk którego piosenki każdy z nas gdzieś tam nucił po cichu albo głośno. Któż z nas nie znał jego przebojów?Jak chętnie oglądaliśmy Go na scenie….Dzisiaj wystąpił po raz ostatni, ale napisał piękne słowa na koniec. Poczytajcie sceptycy, poszukujący , wyznawcy religii ugotowanego jajka i lamentu braku poświęcenia , gotujący się do apostazji wobec własnego proboszcza …warto przynajmniej wsłuchać się w Jego głos
przed ostatecznym odejściem….
“Finiszując w biegu mojego życia nie wypatruję jednak napisu meta. Jako człowiek wierzący wiem, że dla mnie nie ma mety, bo przede mną jest horyzont w którego stronę zmierzam. Lecz będę walczył do ostatniego dźwięku,chyba,że od publiczności usłyszę Panu już dziękujemy!Albo Bóg mój zaprosi mnie do swego niebiańskiego chóru. Zapewne skieruje mnie do sekcji polskiej, a tam spotkam wielu moich przyjaciół”
Nie był aniołem jak każdy z nas, ale może… może teraz Miłosierny uśmiechnie się i do Niego. A my? Ciągle w drodze ,oby i nam udało się na końcu wyśpiewać otwarcie bramy Królestwa, a jak już nie , to przynajmniej wśliznąć się poprzez lekko domkniętą dla tych co ostatni…co nigdy nie potrafią zdążyć na czas…

Chuchać i dmuchać…..

Któż z nas nie chuchał i nie dmuchał kiedyś w zziębnięte dłonie?I czuł to błogie ciepło spływające na nasze palce…Albo w zakrystii walczył z powoli ogarniającym węgielek żarem..a tu ksiądz już wyjmował z tabernakulum Najświętszy Sakrament…Oj były i słynne zdmuchiwania płonących świeczek na torcie i bicie brawa że tak udało się za jednym razem…Czy jako ministrant wybiegało się przed kościelnym by zgasić świece..Widzimy to na zamku jak wręcz nasze dziewczyny ustawiają się w kolejce by zdmuchnąć ołtarzowy płomień…
Człowiek wykonujący taką czynność angażuje całego siebie…nabiera powietrza by potem z całą powagą zdać egzamin przed patrzącą publiką…Mało kiedy jest tak poważny jak właśnie wtedy…Oczywiście można i przesadzić i wtedy mamy do czynienia z rozdmuchaniem. Na przykład ktoś nas prosił o dyskrecję a tu jakiś chochlik podpowiada a powiedz tylko temu, nikomu więcej, on nic dalej nie przekaże a tu za chwilę płonie całe ognisko rozdmuchane z małego płomienia. A człowiek powinien mieć krótki język bo tylko taki tak naprawdę się szanuje.Dyskrecja powinna obowiązywać każdego z nas..Nawet zwykłe przekazanie czyjegoś numeru telefonu powinno mieć zgodę tego drugiego…liczy się takt i dyskrecja. No niestety z rozdmuchiwania dzisiaj żyją media i to okrutnie dobrze…Bębni się wiele mało prawdopodobnych rzeczy ale z tego się żyje…Potem gdzieś tam po cichu rakiem wycofuje się i tyle..Ani przepraszam ani wybacz nic ..Kolejny rozdmuchany temat goni następny…Ile to zrobiło już krzywdy ludziom tego nikt nigdy nie policzy ale co tam życie idzie dalej….
A gdyby z taką energią i zawziętością spróbować rozdmuchać w dobrym tego znaczeniu swoją wiarę. Potrzebuje naszego ciepła pochodzącego z okolic naszego serca. Trzeba ją ogrzać swoją modlitwą i dobrym uczynkiem. Naznaczona w Środę Popielcową czeka tylko na delikatny podmuch, dlatego jako wspólnota podjęliśmy w tym roku drogę Jakubową aby ożywić i ogrzać to co najcenniejsze w nas. Jeszcze zostało nam trochę czasu który można doskonale wykorzystać na coś więcej dla swojego ducha.
Nie bój się często “chuchać”na rozłożone przed Tobą Słowo Boże…Pan chce poczuć twoje zaangażowanie i ciepło płynące w modlitwie tylko dla Niego. Najważniejsze byś we wszystko co robisz wkładał całego siebie…tylko to się dzisiaj liczy. Bylejakości mamy tony składowane na placu naszych sumień…Tak rób by w twoim rozdmuchanym płomieniu jeszcze inni potrafili ogrzać swe dłonie…Tylko tak dobrze i spokojnie przeżyjesz kolejne być może znowu trudne święta i tego wszystkim życzę rozpalając kolejny węgielek swojej wiary… A i by dym unosił się ku górze zabierając do Pana wszystkie nasze troski i radości…To co rozpalamy?
mg
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba, stoi i na świeżym powietrzu
Może być zdjęciem w zbliżeniu przedstawiającym dziecko, stoi i okulary

Filippo Sorcinelli tak skomentował swój nowy zapach Scusami…

Nie każdy jest stanie przeprosić kiedy popełnia błędy, ale prawie zawsze jest to najlepszy sposób na zakończenie konfliktu.
Kiedy człowiek uczy się przepraszać wtedy pokazuje pełną godność osoby ponieważ ktoś kto jest w stanie przebaczać w pewnym sensie uznaje że może to zrobić lepiej niż zrobił i jest gotowy do przemiany, ponieważ jest wart znacznie więcej niż jego czyny.
Nie zapomnij poprosić wszystko o przebaczenie w Walentynki bo to święto prawdziwej miłości.
Może być zdjęciem przedstawiającym perfumy i kwiat
Może być czarno-białym zdjęciem przedstawiającym co najmniej jedna osoba i w budynku

Andra tutto bene musi być dobrze Panie Jezu

Gdzieś dzisiaj w każdych życzeniach pojawią trudne chwile mijającego roku ..tego nie da się obejść ot tak po prostu. Pewnie zrodzą refleksję na czas który puka już do naszych drzwi..Święta i radości.
Czy jesteśmy choć trochę mądrzejsi? Jak bardzo udało nam się przewartościować nasze życie pod każdym kątem? Chyba po raz pierwszy zauważyliśmy jak potrafi być kruche…Rok temu nikt z nas
by nawet nie przypuszczał że tak bardzo trzeba będzie wrócić do siebie i bliskich. Życzenia które będziemy sobie składali są wyrazem naszej wewnętrznej mam nadzieję nie granej życzliwości.
Jakie słowo dyktuje mi dzisiaj moje serce pełne życzliwości dla każdego…nawet gdyby wracał z bardzo daleka…
ANDRA musi…odejść od nas ta straszna pandemia a my musimy na nowo budować wzajemne relacje oparte na prawdziwej miłości i zaufaniu.Będzie nas to dużo kosztowało bo widzimy jak
bardzo runęły więzi …jak bardzo jesteśmy przestraszeni i nerwowi..Musi przyjść Boży pokój do serca każdego z nas…Daj się dzisiaj w nocy przytulić Bożej Dziecinie nic nie mów tylko
pozwól tak chwilę…Jezus wie wszystko i bez naszego słowa chyba że chcesz szepnąć że Go kochasz…
TUTTO być.. no tak bo bez nas nic się nie da zrobić…Bądź fajną Mamą, Ojcem pogodnym dzieckiem czy starszym człowiekiem ..I bądź wszędzie tam gdzie Bóg potrzebuje Twoich rąk i głosu
i konkretnej pomocy w naszych bliźnich….
BENE dobrze…Potrzebujemy już ciszy, spokoju i zwykłego codziennego życia jak kiedyś…Naprawdę nam strasznie opadły wymagania niczego już nie chcemy tylko spokojnie sobie układać nasze
życie…Żadnych wymagań historii nic więcej..I pamiętaj czyń zawsze dobro które dzisiaj jest tak bardzo potrzebne….
I życzę każdemu takiej fajnej świątecznej skarpety która nie tylko będzie ogrzewała nasze stopy ale i serce ..ja taką dostałem i z takimi życzeniami.
Ktoś kiedyś komuś napisał w życzeniach”Jesteś Cudem nie tylko świątecznym”…bądźmy dla siebie takimi Cudami…wtedy to co niemożliwe stanie się możliwe i Bóg urodzi się w naszych sercach…
ps.
Ostatnio na nasze małe miasteczko mówi się po cichu Gretowo no to pozdrawiam Was serdecznie z tego miejsca/oczywiście ta nazwa tylko na chwilę/ .Ja dzisiaj spróbuję się zmierzyć z samotnością wigilijną
i mam pomysł nawet co zrobię. Absolutnie nie żałować andra tutto bene….

Stojąc spocony przed Królem gryzę w zębach skrawek podwiniętej koszuli ..ze strachu i nadziei…

Każdy z nas ma chwilę takiej wieczornej zadumy kiedy siada w głębokim fotelu po przeżyciu kolejnego dnia. A potem kryje w dłoniach twarz i na moment wchodzi we własne wnętrze…I zdaje sobie sprawę z tego że codziennie jest go mniej i będzie taki dzień
kiedy go zabraknie…Życie wokół nawet tego za bardzo nie zauważy…Samochody dalej rano pomkną do pracy a drzewa w ogrodzie będą szumieć dokładnie tak samo…Tylko nas już tu nie będzie…
Tak naprawdę chyba każdy z nas chce do szczęścia…do nieba.
Nawet jak za bardzo dzisiaj w to nie wierzy to chciałby jednak żyć wiecznie. I w jakiś dziwny sposób stoimy na rynku tego świata gdzie ciągle odbywa się sąd..gdzie grupa po grupie przesuwamy się do przodu będąc albo tymi wiernymi albo będącymi daleko od Stwórcy..
ale hola
To Syn Człowieczy prawdziwy Król będzie miał ostatnie słowo.
Nie będzie sie liczyło kto ma jakie znajomości…kto ma księdza w rodzinie …czy jaki transparent nosił ..Każda grupa będzie miała swoje kazanie i nastąpi podział na prawą i lewą stronę..na owce i kozły. Niczego nie da się ukryć..Pan zapyta każdego z nas co potrafił zrobić z czystej miłości…Sam na chwilę stanie się tym najmniejszym i najbardziej pogardzanym pytając a co zrobiłeś dla mnie?
Ciarki przebiegają po plecach..wie wszystko zna nawet najskrytsze myśli i najbardziej dziwne poglądy..pojawia się strach.
Prześwietla nas z dokonanej miłości i patrzy na nasze dłonie co potrafiły zrobić dobrego.
Idąc na sąd zabierzemy być może tylko zdjęcie kogoś bliskiego i schowamy w tej kieszonce blisko serca, poszukamy starego dawno nie odmawianego różańca czy pachnącej nowością książeczki do nabożeństwa…Reszta zostaje ..tyle lat harowania i nic.. I jeszcze te ze strachu zaciśnięte i pocące się dłonie ..Na którą pójdę stronę?Niech się to już kończy bo najgorsze jest to
czekanie…
To co dzisiaj w tłumie jest niesamowite to jego zadziwienie w słowie kiedy?Na okrągło powtarzane przez jednych i drugich…
Ci po prawej stronie z natury potrafili czynić dobro i sprawiało im to ogromną radość. Nauczyli się tego?Wynieśli z domu? Trudno powiedzieć ale robili tak przez całe swoje życie. Byli tam gdzie
trzeba było pomóc…
I ci po lewej wieczni maruderzy też pytają kiedy? Głodnym no przecież sam sobie winny…Przybyszem- powinien zadbać o swój dom…Chorym- tyle roboty nie ma czasu na takie historie..To choroba ludzkich oczu i serca..najlepiej niczego nie widzieć…
Bywa że sami często klasyfikujemy tych żyjących obok nas kto owca a kto kozioł. Potępiamy, wieszamy psy na kim się tylko da byle cały czas gadać. Marnotrawimy czas na prowadzeniu niekończących się gier i miliona innych niepotrzebnych głupot do których człowiek posiada wyjątkowy talent.
Trzeba nam dojrzewać do prawdziwej miłości mamy jeszcze czas.
Pełnia miłości to przecież nic innego jak niebo. I pewnie gdzieś tam będzie brzmiała w nas dzisiejsza Ewangelia z tym swoim kiedy?Nic tylko zakasać rękawy i do przodu rozejrzyj się ilu czeka na Twoją i moją pomoc..dobre słowo przytulenie czy wysłuchanie…Tylko tak krok po kroku centymetr po centymetrze przesuwamy się na prawą stronę…by tak naprawdę by wejść do Domu…bo ten zawsze stoi po prawej stronie…
mg
/kazanie u św.Jakuba Sośnicowice niedziela Chrystusa Króla 2020/
Może być zdjęciem przedstawiającym co najmniej jedna osoba i wyroby z drewna
Może być zdjęciem przedstawiającym pomnik

Z torebką i oliwną lampą na wesele…

Poczucie że przyszło się za późno…jest znane prawie każdemu.Oczywiście istnieją ludzie którzy nigdy się nie spóźniają ale do nich świat nie należy.
A drzwi zamknięto…niestety gdyby 5 minut wcześniej…
I próbował człowiek potem różnych forteli i łamigłówek słownych aby ten po drugiej stronie wreszcie otworzył a tu nic, albo już nikogo nie było albo po prostu już nie dało się otworzyć. Minął przysłowiowy czas…I na nic pukanie i proszenie…Potem pojawia się taka charakterystyczna bezradność i co dalej?
Taki dramat zastajemy dzisiaj w fragmencie ewangelijnym opowiadającym przypowieść o przysłowiowych pannach weselnych na razie bez rozróżniania która do jakiej kapeli należy.
Kim są?
Panny albo druhny towarzyszyły oblubieńcom w czasie obrzędów weselnych/tak jak i dzisiaj/. W czasie składania przysięgi małżeńskiej stały z zapalonymi lampami albo pochodniami ..no, no oczywiście wystrojone…nowa sukienka, fryzura taka od rana, makijaż najwyższej klasy i wszystkie inne weselne akcesoria…
Oczywiście wcześniej podjechały pod bramy weselnego domu i tak zaczynało się ich czekanie. Podobno pan młody nie wiadomo z jakich jemu tylko znanych powodów/może mu coś tam jeszcze mama doradzała/robił wszystko by się po prostu spóźnić. A lampy cały czas się świeciły…Można sobie wyobrazić to wynudzone towarzystwo namiętnie patrzące w smartfony i ipady jak w poczekalni u dentysty albo w parku na ławce …I trwało to i trwało aż w końcu wszystkie posnęły…
A potem znamy to jak naraz rozległ się okrzyk i rozpoczęło się gorączkowe szukanie oliwy do gasnących lamp…W jednym momencie nastąpił podział na pięć które wcześniej zaopatrzyły się w zapas świeżej oliwy i kolejnych pięć które wiecznie roztargnione zapomniały oczywiście kupić…Tu u nas na takie osoby mówiło się klipa…nie obraźliwe ale takie dosadne bez przerwy nie dopinające czegoś…I oczy takie wielkie ze strachu co teraz zrobić…O tej porze Biedronka już dawno zamknięta a może spróbujemy gdzieś w prywatnym sklepie? I jedna mówi to chodźcie pobiegniemy szybko…może jeszcze kupimy karty do telefonu…na pewno zdążymy…A wtedy nadszedł oblubieniec..otwarto bramy i wszyscy razem weszli na ucztę…Kiedy bramy już solidnie zamknięto przybiegło pozostałych zdyszanych pięć i zaczęło sie pukanie..nic nie pomogło ani strój ani paznokcie…zatrzaśnięto bramy na amen i skończył się dla nich spektakl….
Naczynie na oliwę to wnętrze każdego z nas natomiast oliwa służyła do oświetlania ale była i symbolem radości i miłości…I tego nie dało się pożyczyć…O taką oliwę trzeba dbać przez całe swoje życie które jest jednym wielkim czekaniem na Niebieskiego Oblubieńca. Oliwa powstaje w długim procesie.Najpierw trzeba pielęgnować drzewo a potem kiedy znajdujemy na nim dojrzałe owoce oddajemy do tłoczni. Nosi w sobie drogę która ma swój rytm i historię.
Jezus dzisiaj palcem ostrzega każdego z nas nie można być wiecznie pustym naczyniem czerpiącym nie daj Boże z kogo innego..nie ma co oczekiwać pastelowego nieba bez własnego zaangażowania.
Gdyby dzisiaj przed nami stanął Pan to do której grupy by nas zaliczył? Mających czy nie ma mających ani kropli oliwy?
Zobaczcie jak pomiędzy tymi grupami rośnie dzisiaj napięcie ..tymi którzy kropla po kropli zbierają oliwę i tymi którzy dzisiaj nawet tej oliwy nie chcą zbierać…
Tłumy panien na ulicach i teksty mieszające świętość z błotem i napisy na domach Bożych.. czyste bluźnierstwa, okrzyki w których słychać przekleństwo i pani przyznająca się publicznie drżącym głosem do popełnionego grzechu a tłum skanduje brawo za odwagę…Nie ma czasu na oliwę…na dialog rozmowę…Ktoś mi powiedział niedawno ty tego nie rozumiesz …a ja cicho powiedziałem pewnie nie ale wiesz kocham te moje dziewczyny na zamku i inaczej nie mogę…Tak tak wszystko rozumię ale to z reguły walczy się potem , później bo sumienie nie potrafi tego podarować..nie potrafi ..sorry ale to wiem bo ludzie z tego mocno się oskarżają i nie potrafią absolutnie zapomnieć… im starsi tym gorzej…I po drugiej stronie ci dzisiaj wyśmiewani i konserwatywni kropla po kropli, życie po życiu głupi dla tego świata, uśmiech za uśmiechem i gest za gestem …cierpienie za cierpieniem..Ale są i ci z boku jak zawsze bez odwagi bojący sie wychylić bo tak lepiej z tłumem i tak jak wieje chorągiewka ..jak Nikodem po cichu w nocy dzwonią do księdza co mam zrobić ,jak zdobyć olej bo….Między innymi na zwykłej lekcji religii każdy z nas kiedyś uczył się Boga i tego jak czynić dobro..jak gromadzić oliwę w kaganku a tu słyszy sie wypisać z lekcji a co za to?Nauka płynąca z ulicy?Ale chyłkiem jednak trochę kościoła i kolęda no bo przecież komunia dziecka…bierzmowanie ślub no i oczywiście pogrzeb bo jak to bez księdza? Ludziom brak odwagi w tym ostatnim momencie pod bramą wesela by powiedzieć Bogu prosto w twarz nie wierzę Ciebie…nawet ci krewni kombinują by coś tam jeszcze temu zmarłemu wysłużyć…Dawno zabrakło już oliwy..zbiory porzucono już wiele lat temu…I może na końcu człowiek pomimo bogactwa stanie się zwykłym żebrakiem spod bramy wesela i będzie prosił o jedna kroplę i nic więcej…bo w naczyniu widać tylko puste dno…Czy znajdzie się ktoś kto pomoże wejść? Przeczytaj jeszcze raz przypowieść o ewangelijnych pannach a przejrzysz….znajdziesz odpowiedź….
mg
/kazanie na XXXII niedziele zwykłą św.Jakub Sośnicowice/