Proszę tylko nie w zęby….

Pewnie większość z nas zna popularny tenis stołowy. Wystarczy siatka, stół, dwie paletki, piłeczka i można rozpocząć rywalizację. W miarę upływu czasu gra nabiera rumieńców i pewnie emocji nie brakuje. Wszystko zależy od wyniku. Przegrywający z reguły zaczyna grać coraz ostrzej często popełniając zwykłe błędy , a nad stołem zbierają się chmury…
A masz wet za wet, oko za oko, ząb za ząb coraz silniej uderzając piłeczkę. Byle lepszy wynik, bywa że niekiedy nawet na krawędzi
popsucia wzajemnych relacji….
Gdyby położyć przed sobą białą kartkę a potem podzielić ją na pół i u góry napisać przyjaciel wróg…to czy nasza kartka zostałaby pusta? A może kilka imion znalazłoby na niej swoje miejsce…
Kim jest mój wróg, nieprzyjaciel? Kim może być?Jakie ma cechy?
Spróbujmy:
INNI- dzisiaj nas nic już nie łączy, nie mamy takiego samego
gustu, kibicujemy innym drużynom, każde spotkanie
to wojna i wylewanie wspólnych żalów,
WRÓG- zawsze rzuca mi rękawicę, chce ze mną ciągle i
i o wszystko walczyć, zawsze przeciw, nie przebacza
i nigdy nie mówi przepraszam, nie odpuszcza, jego
celem jest totalna destrukcja drugiego,
NATRĘT- zasypuje potokiem słów, ciągle opowiada o sobie,
zadręcza drobnostkami, zabiera czas, byle człowieka mieć
dla siebie
SPRYCIARZ- specjalista od ciosu w plecy, niby miły, a jednak
nie zostawi na człowieku suchej nitki, z reguły służy
wielu panom
PRZEŚLADOWCA- nęka latami, żyje życiem i ciekawostkami
z biografii innych, nie daje spokoju, uważa ,że ma do
spełnienia misję by kogoś wykończyć, taki fałszywy
“misjonarz”, lubi to robić z zaciśniętymi zębami, obmawia,
rzuca oszczerstwami na lewo i na prawo, popularna
sytuacja szczególnie w internecie i nie tylko
Uff , ale się tego nazbierało…a ja?Zwykły człowiekiem, a nie anioł
mam ich wszystkich miłować?I tego kto dokonał straszliwego zabójstwa i pani , która w Wigilię opowiada o aborcji?I jeszcze tych , którzy niszczą Kościół i jego ludzi? Wszystkich miłować?
Jak to zrobić?
Trzeba nam , chyba wrócić do świętej Księgi…do Bożego Słowa.
Pan pokazał nam na krzyżu jak przebaczać. Pokazał nam pełnię niesamowitej miłości. Wiedział, że przemoc zawsze będzie rodziła przemoc oko za oko, ząb za ząb ,a On chciał po prostu przerwać ten okrutny łańcuch ludzkich emocji. Zajmuje się tymi, którzy Go krzywdzą. Jego zadaniem staje się zmiana ich sumień
i serc, by zrozumieli, że to jest jedyna droga prowadząca do Ojca.
i tu odwołuje się do konkretnego życia:
POLICZEK- uderzenie to symbol agresywnego ataku, tak na
odlew ,mówi nadstaw drugi
PŁASZCZ- to przecież w tych czasach majątek, a więc jeszcze
i to?
TYSIĄC KROKÓW-to praktyka wojska rzymskiego, które
zmuszało do noszenia towarów, jeszcze kolejne 1000
kroków?Już mam dosyć…
To przełamanie się w pokorze ku dobru. U Dostojewskiego w Braciach Karamazow starzec Zosima mówi “Pokora miłości-straszna siła. Najpotężniejsza ze wszystkich, nie masz podobnej…” To wytrąca z serca gniew i chęć zemsty…choć przecież tak trudno to zrealizować. I najpierw trzeba przebaczyć sobie,, potem innym, a na końcu prosić Boga , by przebaczył nam wszystkim.
W sumie miłość nieprzyjaciół nie polega na rzucaniu się wrogom na szyję, ale kiedy pomoże się temu , który nie zawsze mieści się w kategoriach przyjaciół to rośnie na świecie miłość i dobro.
To moment uświadomienia sobie, że cierpienie mnie nie złamało, a w sercu rozpoczyna się proces wychodzenia z nienawiści.
Ale tak na wszelki wypadek dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i całego świata…i oszczędź nasze oczy i zęby …proszę.
Może być obrazem

Idź na całość!

Gdzieś tam w szufladzie biurka wielu z nas ma gruby zeszyt z krzyżówkami . I lubimy tak od czasu do czasu sięgnąć po kratkowane kartki aby poćwiczyć umysł. Oczywiście kopalnią a wręcz oceanem do tego typu działania pozostaje internet. Dziesiątki różnych quizów i zgadywanek o różnej treści i stopniu trudności.Prawie wszystkie sprawdzają naszą wiedzę. Często wyjęte ze znanego teleturnieju. I mocuje się potem człowiek z pytaniami za milion albo za inną wirtualna nagrodę. Najlepiej kiedy pierwsze pytanie przechodzimy gładko to rodzi nadzieję na końcowy sukces. A potem?No …potem bywa różnie aż do momentu kiedy się stwierdza, że przecież jeszcze mam tyle innych rzeczy do zrobienia i chyłkiem przeskakuje się dalej.
Gdybyśmy jednak dotarli do końca to sam quiz by nam pogratulował a wynikami można by się było pochwalić na FB
albo przynajmniej wydrukować i pokazać potomnym jak to kiedyś rozwiązywało się quizy.
A Jezus w tym czasie dociera do nas z poprzedniej Ewangelii.
Otwiera Święta Księgę..nawet nie musi patrzeć. Zna każde słowo
na pamięć..zna je od zawsze. Dosyć mocnym ale i konkretnym głosem posyła je w lud….BŁOGOSŁAWIEŃSTWA.
W grece trzy terminy:
EUDAIMONIA- posiadanie czegoś dobrego, w życiu wspiera nas
ktoś mocniejszy
TYHE- sprzyjający los, po prostu zwykły fart
MAKARIOTES – szczęście ofiarowane przez samego Boga
I wpadają kolejne błogosławieństwa na glebę naszych serc.Jak w popularnym quizie wyłapujemy słowa i staramy się odpowiadać .
Bywa że próbujemy się migać zasłaniając uszy, odpuszczać…
choć zawsze istnieje szansa wygrania życiowej nagrody jaką jest Królestwo.
ON wie że to jedyna droga prowadząca do Ojca a więc warto podjąć trud…Jezus pokazuje nam jak być dzisiaj szczęśliwym ale w sposób trwały nie byle jaki. To będzie wymagało z naszej strony gorącego serca i mocnych ramion…to długa i żmudna droga z reguły pod wiatr.
Same błogosławieństwa zakładają bowiem zrodzenie nowego człowieka który dzień po dniu, Komunia po Komunii staje się podobny do swego Pana…ubogi, czysty, miłosierny.
To już kolejne wezwanie do nawrócenie w ciągu krótkiego czasu
tym razem poprzez uznanie wartości które budują Królestwo.
Dla wielu współczesnych świat nie do przyjęcia łącznie z Jego Mistrzem i wspólnotą. Opluty z każdej strony jak przed Piłatem stoi na rynku świata i czyta błogosławieństwa tylko po to by ratować człowieka. Ciągle próbuje nauczyć błogosławieństw, pomimo tego że mało kto Go słucha, przeskakują z jednego na drugie a On?Ciągle taki Niepoprawny…
Ubodzy – wszystko otrzymujemy w darze, kochać bez fanfar i
wywieszonych sztandarów
Smucą się – tak naprawdę to Bóg cierpi w nas ale i On przynosi
pociechę
Płaczący – nauczyć się płakać nad sobą jak Piotr, pomagać
innym w cierpieniu
Cisi – tylko w ciszy słychać głos Boga i własnego serca..i Jego
kroki, nigdy nie zadawać bólu innym
Łakną i pragną sprawiedliwości – świat potrzebuje dzisiaj ludzi
sprawiedliwych i dobrych nie patrzących na własne
korzyści,
Czystego serca – to ci którzy regularnie oczyszczają swoje serce
i unikają jak tylko mogą brudu
Pokój czyniący – o takich dzisiaj woła świat, trzeba zaczynać od
od podania ręki temu co obok,
Cierpiący prześladowania – nie brakuje dzisiaj tych co cierpią
z powodu wiary, a i Kościół taki pobity,
Miłosierni – tu trzeba mieć duże czerwone serce
Hmm na którym błogosławieństwie padłeś?Które przysporzyło
najwięcej kłopotów? A może wszystko poszło gładko?Czy można ci na końcu pogratulować? A może to już dawno zostało włożone do biurka i czeka być może na lepsze czasy?
Z pokorą muszę powiedzieć i po cichu bez rozgłosu bo przecież cisi…że każdy z nas marzy o tym aby na końcu wybrzmiał gong
ogłaszający naszą wygraną “wielka jest wasza nagroda w niebie”
Jezusa zamknął Księgę i spojrzał kolejny raz nam i swoim bliskim prosto w oczy…było cicho i z Jego strony miłosiernie. Zapytał
spróbujesz?Idź na całość!
Może być zdjęciem przedstawiającym drzewo i na świeżym powietrzu

Pescatore

Gdzieś tam w moim życiu obok był zawsze jakiś starszy kapłan. Wspólnie udało się przeżyć wiele fajnych i błogosławionych przez Pana chwil. Odwiedziny, rozmowy, czerpanie z wieloletniej mądrości. I tak liczę w myślach….było ich paru. O.Czesław z Żernicy który doskonale znał się na tenisie i tłumaczył mi zawiłości tego sportu a po spowiedzi zawsze stawał pierwszy i podawał rękę aby podźwignąć z grzechów ku lepszemu. I dobry ks.Józek Ryborz…W ostatnim czasie w Wiśniczu spotykamy się w gronie ks.Jana i ks. Ryśka Stokłosy emerytowanego proboszcza z Rachowic. Wiodącym tematem aktualnych naszych spotkań stał się remont Magdalenki. I tu ks.Stokłosa zaproponował by właśnie
nasza kaplica stała się miejscem pojednania, poprawy relacji międzyludzkich oraz wzajemnego przebaczenia. Pomyślałem no cóż ciekawa propozycja godna rozważenia….
Szczególnie kiedy stary Paweł woła do nas z kart listu do Koryntian byśmy byli zgodni i by nie było wśród nas rozłamów.
Nawiązał do ówczesnego Koryntu gdzie tego brakowało i narastało napięcie pomiędzy różnymi grupami i tak słyszymy…
Jedni byli od Pawła i nie chcą inaczej.
Inni profesora Apollosa którego słuchała kolejna część.
A jeszcze inni to po Kefasowemu albo jeszcze inaczej…
Oczywiście musiał tu być zapalnik czyli ludzie Chloe którzy zawsze wszystko wiedzą. Żyją życiem innych ludzi. Napędzają się problemami innych dołączając oczywiście własne wydumane komentarze. Najlepiej zorientowani. Podpalają stosy nagromadzonych ludzkich słabości, by potem chyłkiem odejść z uśmiechem na ustach i stwierdzić ale to nie ja przecież…A uszy i lica całe czerwone…
Tak dzieje się i dzisiaj i tu świat polityki możemy zostawić na boku bo to przerasta ludzką wyobraźnię i szkoda po prostu czasu.
I w Kościele spotykamy jednak różnorodność. Jeden należy do odłamu konserwatywnego inni są liberałami. Ktoś tylko Komunia na rękę inny tylko na klęcząco. I tych problemów narosło bardzo wiele . Ile ludzi tyle poglądów. A może z tej różnorodności wyłoni się kiedyś coś dobrego?Nowego? A może dobrze że w ogóle coś się dzieje?
Paweł dzisiaj jak Jan Chrzciciel pokazuje nam palcem Jezusa.
To Jemu macie wierzyć…Jemu zaufać a przede wszystkim pójść za Nim. Nasza wiara powinna się opierać na Nim a nie na ludziach czy niejednokrotnie słabym księdzu.
Przychodzi do nas. Poznajemy nawet Jego adres
“Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego. Droga morska, Zajordanie,
Galilea pogan”
Najpierw woła “Nawracajcie się!” A my słysząc te słowa po raz enty myślimy ile razy tak robiłem..gruntowna spowiedź, mocne postanowienie poprawy i co?Nic z tego nie wyszło…Mało zaufania?Mało wiary? A to przecież Bóg stoi na mojej drodze i mnie spotyka. On jest we mnie i to za darmo…Najpierw muszę to zrozumieć aby potem zaczęło się moje nawrócenie.
Tak naprawdę wszystko zaczyna się od Bożego spojrzenia…ujrzał Pan. On zawsze widzi w nas więcej, przede wszystkim szuka dobra/niewiasta cudzołożna, Nikodem/…I to nas słabych powołuje do tego byśmy byli Jego rybakami i czynili wielkie dzieła. Tylko my nie potrafimy często ruszyć z miejsca…Nie, nie jestem godzien, weź kogo innego albo mi się nie chce. Pewnie tak jest wygodniej…
A Pan namawia każdego do ryzyka pójścia za Nim. Raz rzucić sieci które nas dzisiaj motają..internetowe, konsumpcji, medialne…Zostawić je na brzegu swego życia…
I zostać zwykłym rybakiem na morzu ludzkich dusz..Pewnie
uśmiechając powiesz to nie moja bajka zostawiam to innym ale przypominam chrzest każdego z nas uczynił prawdziwym rybakiem w Jego Kościele. Co z tym zrobisz?
Jezus powiedział do nas tych kilka słów i ruszył dalej łowić…do następnego człowieka niosąc pod pachą księgę Słowa.
Oj chyba nadciąga sztorm w ludzkim sercu….trzeba kolejny raz dać Mu odpowiedź albo przynajmniej napisać list lub SMS że…
Może być zdjęciem przedstawiającym 6 osób i ocean

Takie nie do końca last minute….

Jedną z najbardziej dynamicznych i kolorowych na szerokim spektrum reklam jest oferta turystyczna.Piękne zdjęcia, urocze zakątki świata, szybki transport zachęcają do zakupu niezapomnianych wakacji…oczywiście dla tych planujących wcześniej.
Bywają i tacy którzy łapią okazję w ostatniej minucie. Z reguły taniej ,ale z równie bogatą ofertą. Mędrcy z dzisiejszej Ewangelii
to raczej ta druga kategoria, która wyczekiwała na moment
narodzenia się Króla. Wystarczyło, że zobaczyli wyjątkową gwiazdę na niebie a szybko spakowali bagaże i ruszyli w drogę.
Hmm a co tu zabrać?Typowy zestaw turysty choć nie do końca..
PASZPORT- swojej wiary. Tak długo wyczekiwali Zbawcy i wierzyli mocno, że im Go Bóg objawi. I jeszcze zaufanie takie mocne ,bo poszli w nieznane za łuną gwiazdy. Podjęli ryzyko jak wiele innych biblijnych postaci…To symbol życia każdego z nas,
bo Bóg ciągle przychodzi do nas ukryty w codziennych znakach i wydarzeniach rozpięty pomiędzy szczęściem, radością a chorobą i śmiercią.
ODWAGĘ-nie bali się miecza Heroda. Wierzyli że kiedy będą razem to nic im się złego nie stanie i tak jest we wspólnocie
i rodzinie. Prawdziwa miłość dodaje siły i o to trzeba walczyć każdego dnia.
WIELBŁĄDY-te najszybsze i najbardziej wytrwałe. To zwierzęta pustyni środowiska wymagającego wyjątkowego hartu. Sama pustynia pozostania zawsze jednak miejscem tęsknoty za Stwórcą i Jego szukania…Chcesz znaleźć Boga? Idź w ciszę, idź na pustynię, posłuchaj głosu Boga i własnego serca.
Wielbłąd musi zgiąć kolana aby na nim móc podróżować. Chwila ukrytej w tym zwierzęciu pokory której nigdy za dużo w życiu.
Warto od czasu do czasu pochylić głowę w pokorze przed bliskimi czy spotkanym bliźnim…choć taka postawa bywa wyśmiana w dzisiejszym świecie mocnych ludzi. I potrzebujemy jeszcze cierpliwości tego zwykłego wielbłąda która pomoże nam w cichości realizować własne życie.
I nie może zabraknąć…
ZŁOTA- mówimy niekiedy “złoty człowiek” warto odkryć w sobie
swoją wartość. Poznać ,że jesteśmy dziećmi samego Boga…mężem, żoną, synem, córką…Odkryj że Bóg ale i ten drugi naprawdę Cię kocha, a życie jest realizacją powołania w miłości.
KADZIDŁO-człowiek pachnie Bożym wybraniem. Nie możemy być leniwi trzeba nam pachnieć całym sobą, mamy być odczuwalni/nie chodzi o dobre słowo, życzliwość, pomoc/ . Chrześcijanin to otwarta butelka perfum których zapach daje się od razu wyczuć…
MIRRA-tak, tak trzeba dbać o swoje zdrowie i dobre samopoczucie choć nie jest to łatwe. Człowiek dla człowieka potrafi być najlepszym lekarstwem ale i …reszty nie trzeba dopisywać.
I tak na końcu jak i my stanęli przed Dzieckiem. Co działo się w ich sercach?Myślę że uśmiechnięci ofiarowali swoje dary a potem pokój wprowadził się w ich serca. To była wycieczka ich życia i choć Herod czyhał za rogiem oni niczego już się nie bali bo znaleźli Pana. Machnęli na niego ręką i pojechali do domu.
Hmm to takie doświadczenie które my budujemy w sobie każdego dnia ucząc się od Mędrców którzy kiedyś przybyli do Betlejem.
Zawsze jesteśmy w drodze a Marcin Luter dodał”Tak naprawdę jesteśmy żebrakami.I to jest prawda”. Królami i żebrakami zapomniał dodać bo nasze życie zawsze toczy się pomiędzy…obyśmy je tylko potrafili wygrać.
Może być zdjęciem przedstawiającym 2 osoby

Piotrek…..

Wczoraj…zupełnie bezsensownie, niespodziewanie bo przecież to jeszcze nie ten czas, wbrew jakiejkolwiek logice odszedł do naszego Pana nasz Piotrek Faliński proboszcz z niedalekiego Rudna. Dane nam było wspólnie przeżyć tyle pięknych lat począwszy od nyskiego seminarium po wczorajszy dzień. We wtorek przeszedł zabieg na sercu bo coś działo się nie tak. I to wszystko tak nagle przed świętami. Rano wysłałem mu SMS Piotrek jesteśmy z Tobą w modlitwie zaraz odzwonił Marcin jutro wychodzę. Popatrz rano odprawiłem roraty, potem podjechałem do kamilianów do spowiedzi a chwilę później w domu awaria serca…Jutro wychodzę to pogadamy…Trzymaj się Piotruś! bo tak do niego mówiliśmy.
Zawsze gotowy do pomocy. Mógłbym tu napisać kilometry tekstu
jak bardzo angażował się w parafię i powierzone mu obowiązki szczególnie ta jego ukochana straż pożarna. Nawet dzwonek w telefonie był jak syrena…Z reguły wspólnie jechaliśmy na nasze kapłańskie spotkania/zabierał mnie po drodze/ co było okazją do fajnych rozmów także i o naszym przemijaniu…I byliśmy razem w Bodzanowie u oblatów i w Ołomuńcu itd. Nawet rower ode mnie odkupił bo chciał trochę potrenować…Zresztą sportowcem był zawsze pamiętamy jak bronił naszej bramki seminaryjnej oczywiście na boisku. Cieszył się z remontów które miały miejsce w jego parafii. Był zapalonym myśliwym. U niego na urodzinach zawsze strzelaliśmy z wiatrówki a jeden z naszych gdzieś mu tam nawet dach uszkodził. I pamiętamy jego gościnność kiedy zapraszał nas na grilla co było także okazją do fantastycznych rozmów.
Piotrek zrobiłeś nam psikusa…kolegom kursowym tak przed świętami. Nie masz pojęcia jak nam trudno jest się w tym wszystkim odnaleźć. To co nie pojedziemy już razem nigdy?Nie pogadamy?Nie ponarzekamy?Twoje auto nie stanie już przed sośnicowicką farą? A Magdalenka we wrześniu?
No tak już wiesz wszystko…Ty jesteś już w Domu do którego klucze zdobywałeś przez całe swoje kapłańskie życie. W ten piątek usłyszałeś głos w skołatanym sercu że musisz wszystko zostawić i poszybować ku Ojcu. Zostawiłeś wszystko i wszystkich podniosłeś skrzydła z ziemi i wolnymi ruchami wzniosłeś się powietrze…czas wracać…I jeszcze raz spojrzałeś z góry na nas obiecując że nie zapomnisz o tych co ciągle w drodze ,także nas kolegach kursowych…Pamiętaj tam o nas…
nawet duchowo ale podjedź pod farę drzwi będą otwarte…
Ciężko dzisiaj pisać jeszcze w taki dzień…Piotrek nie martw będzie dzień kiedy i my dołączymy do Ciebie. Szkoda tylko że tak szybko musiałeś polecieć…ale Ty zawsze słuchałeś naszego Pana to dlatego…Piotrek do zobaczenia w lepszym świecie!
Może być zdjęciem przedstawiającym 5 osób, ludzie stoją i na świeżym powietrzu

Już dzisiaj bo za chwilę …

Już dzisiaj bo za chwilę ogarnie nas multum zajęć podjechała furgonetka z świątecznymi życzeniami i prezentami…I pięknie napisała kiedyś Ruth Keller…
Czerwone cyferki
Wyjątkowe święto
jak Boże Narodzenie
w kalendarzu
znaczone jest czerwonymi cyferkami.
Pragną
przypomnieć
kochającym
o czekających ich zadaniach.
Wzgórza wyrównać
Cienie przeskoczyć
Światło zapalić
Mury pokonać.
Za każdym rogiem
czeka brat i siostra
na nasze oczy
serca
i dłonie.
W tych trudnych czasach życzę każdemu nowego spojrzenia na bliskich i sytuację w której żyjemy by zauważyć zawsze więcej niż tylko to co na powierzchni. Patrzeć w serce i tak oceniać i żyć pośród podarowanych nam ludzi. Zauważyć potrzeby tych słabszych. Usiąść z nimi, potrzymać za rękę i wystarczy…dla samotnego i skołatanego przez życie pełnia szczęścia.Umieć także opuścić swój wzrok kiedy ktoś się pomyli..nie wyciągać tego na rynek ludzkich rozmów. Zamilknąć , uszanować…każdy potrafi zabłądzić…I mieć w oczach taką prostą betlejemską radość…to czyni zawsze dużo dobrego. Skłania do uczciwego uśmiechu który burzy mury…bo wszystko tak naprawdę zaczyna się od naszych oczu….
I serca takiego bez lekarstw jeszcze zdrowego oby jak najdłużej…
Otwartego na prośbę innych ale i pełnego miłości dla każdego choć nie jest to takie łatwe. Takiego na dłoni, gotowego do podzielenia się tym co się posiada…W kolorze mocnej czerwieni bo to świadczy o stopniu miłości zawartej w sercu…I niech bije dla każdego kto poprosi o cokolwiek bez zbędnego gadania i przekomarzania…
I dłoni nigdy nie zaciśniętych w pięść…otwartych i wyciągniętych w kierunku drugiego. Nasza dłoń potrafi zrobić tyle dobrego ale wiemy i niedobrego też…Dziesięć palców jak żołnierze gotowe do służby…Nie boją się zimna i mrozu potrafią czynić cuda. Prośmy
małego Jezusa o zawsze ciepłe dłonie bo one potrafią przynieść nadzieję i rozwiązanie trudnych życiowych problemów…
I marzeń życzę bo bez tego żyć się nie da i zdrowia kapkę i Bożego błogosławieństwa…nie jedzcie za dużo ,idźcie na spacer a na Pasterkę przyjedźcie do lasu na Magdalenkę…będzie wyjątkowo i po Bożemu.Obiecuję!
ps.Szkoda że nie będzie Marie Jaber z Hotelu pod Czarnym Psem to byłaby dopiero relacja. Ale będzie można wszystko zobaczyć na You Tube tylko trzeba wpisać hasło…św.Jakub Sośnicowice. Zaczynamy o godz.22.00….
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i w budynku

Tej nocy na deskach teatru naszego życia “BOŻE NARODZENIE”

Kiedy w rodzinie na świat przychodzi dziecko to jest prawdziwe wydarzenie.Nareszcie jest, tak długo wyczekiwane…
Potem wszelkimi możliwymi sposobami ta radosna wieść jest wysyłana w świat. Najbliżsi z bijącym sercem i telefonem w dłoni gorączkowo dzielą się radosną nowiną. I przychodzi ten moment kiedy się chce dziecko zobaczyć na własne oczy i potem to och i ach, gratulacje i szukanie oczywiście podobieństwa…prawdziwa radość.
I jeszcze zdjęcia, dużo fotek by uwiecznić taką wyjątkową chwilę.
Tak na pamiątkę by móc to przeżyć jeszcze raz.
I tak wędrujemy dzisiaj do Betlejem. Nie mamy zdjęć ale patrząc na postawioną stajenkę zaczynamy wchodzić w aurę świąt. Pewnie i z łezką w oku wracamy do czasów naszego dzieciństwa.
Przyglądamy się bacznie wszystkim aktorom tego Bożego przedstawienia, każdy inny..co innego ma do przekazania.
Najpierw w samym centrum mały Jezus Stwórca całego przedstawienia.Obok szczęśliwi ,świeżo upieczeni rodzice Maryja i Józef. Dokładani zawsze na końcu do szopki jako korona całego przedstawienia. I słyszymy głos tego małego Króla że nie rozwiąże naszych problemów ale że chce nam dać samego siebie. Będzie zmieniał nasze życie jak narodzenie dziecka zmienia swoich rodziców. Sam Bóg staje się dzieckiem i to zrobiła Jego miłość do każdego w swoim Synu. Nie pozwala nawet na zemstę na Kainie pomimo tego że zabił swojego brata. Wypala mu na czole małą literkę jota ,pierwszą literę Bożego imienia aby nikt nie podniósł na niego ręki bo miłość..I jest to prawdziwa słabość Boga …Jego miłość do każdego z nas. Delikatnie dzisiaj w naszym kierunku wyciąga swoje rączki..Nie, nie chcemy nami zawładnąć lecz ostrożnie podnoszone zmieścić w tym naszym szczelnie wypełnionym życiu. Z tej stajni czyni dom dla każdego
i trzeba się Nim zająć o Niego zatroszczyć…bo tak jak w życiu mamy tu wszystko i radość i ból, miłość i przenikliwe zimno.
A On? Pozostanie światowej sławy Reżyserem naszego ludzkiego pielgrzymowania…
Pasterze tacy prości którzy wprost przybyli od swoich zajęć nawet rąk dokładnie nie umyli. Jeszcze pachną stodołą, sianem i zwierzętami. Ubodzy tego świata. Uwierzyli natychmiast. Nie musieli setki razy sprawdzać w internecie albo w komórce radosnej nowiny. Nie dzielili włosa na czworo. Nie brali udziału w jałowych dyskusjach o wierze które prowadzą donikąd . W swoich spracowanych dłoniach przynieśli skromne dary. Mały Jezus zwrócił im wszystkim godność. Każdy czas posiadał takich niepozornych, źle ubranych pasterzy wiecznych odsuwanych na bok. A do takich właśnie Jezus przyszedł i takich kiedyś będzie poszukiwał i ratował….
A na niebie aniołowie, niebieskie piękne ptaki. Z radości fruwali aż pod sam firmament nieba. To świat który ma nam pomóc godnie przejść życie. Stoją przy nas, stróżują i płaczą kiedy czynimy zło. Dzisiaj jednak szczęśliwi bo ich Pan przyszedł na ziemię…
Maryja z Józefem w ciszy przeżywali tajemnice wiary. Matka Boga była i jest zawsze wsparciem dla każdego z nas. Nosiła taki obszerny płaszcz w fałdach którego każdy mógł się schronić.
Może by i dla siebie coś takiego zaprojektować? Z ogromnymi kieszeniami w których zawsze będzie dużo dobrego słowa i życzliwości.
I jeszcze zwierzęta bez których smutne byłoby to przedstawienie.
To podarowany nam świat przez Boga. Ktoś kiedyś w wigilijny wieczór w oczach swojego nie zawsze dobrze traktowanego psa zobaczył wybaczam..wybaczam..wybaczam.
Jeszcze na widowni ,ale czy potrafimy całym sobą przeżywać to Boże wydarzenie? A może pozostajemy tylko pasywnymi widzami i nic więcej. Trzeba aurę i zdjęcia z tego wielkiego wydarzenia ciągle nosić w sobie i to tak blisko serca. Tylko tak w pełni przeżyjemy Boże zstąpienie na świat.
Raz podniesiona kurtyna ciągle jest w górze dopóki pielgrzymujemy. Będzie jednak taki dzień i godzina kiedy przyjdzie stary niebieski teatralny woźny i delikatnie ją opuści.
Koniec przedstawienia …czas wracać do Domu. Ważne by mieć przy sobie raz kupiony bilet..nie wolno go zgubić w zawierusze życiowej ale mocno trzymać przy sercu. Nie wolno go oddać komuś innemu bo na nim jest moje imię nadane na Chrzcie św.
Ale dzisiaj patrzmy z radością na Nowonarodzonego Pana…
weźmy Go choć na chwilę na ręce bowiem każdemu chce pobłogosławić……

Tato

Świat w którym przyszło nam żyć potrzebuje na już mocnych ludzi, instytucji o silnym autorytecie cieszących się powszechnym uznaniem. Niestety dzisiaj większość autorytetów przeżywa głęboki kryzys.
Dotyczy to rodziców/spójrzmy na poranione relacje z dziećmi/ ,
nauczycieli czy duchownych. Generalnie dzisiaj dla młodego pokolenia autorytet kojarzy się z zupełnie innymi przestrzeniami niż nam starszym. Wiodącą rolę odgrywa tu internet, kolega, koleżanka czy przynależność do określonej grupy.
W rodzinie przynajmniej kiedyś takim autorytetem odznaczał się ojciec. Miał więcej siły niż mama i większe dłonie do przytulania.
Do niego należał głos rozstrzygający w różnych trudnych sytuacjach. Był czuły, dobry ale i wymagający . Myślę że większość z nas takiego ojca miała albo jeszcze ma. Mniej mówił niż matka, ale był zawsze konkretny w przestrzeganiu reguł
panujących w rodzinie…pilnował tego.
Dzisiaj z mroku Adwentu wychodzi ku nam postać wyjątkowa przybrany ojciec naszego Pana św. Józef. Człowiek wielkiego formatu, który od samego początku musiał się zmierzyć ze scenariuszem napisanym przez samego Stwórcę.Dla jednych pozostaje młodzieńcem który zakochał się po uszy w swojej Miriam a dla innych wdowcem który staje się opiekunem Jezusa i Maryi.
W pewnym momencie na arenę jego życia wkroczył sam Bóg.
Tak misternie układany plan wesela i wspólnego życia legł w gruzach. Naprzeciw Józefa stanął sam Stwórca prosząc by Maryję zabrał do siebie mimo wszystko…
Józef stanął przed heroicznym wyborem. Dał z siebie wszystko a tu taka niespodzianka? Jaki miał wybór?
Mógł Maryję oddalić po cichu, bez rozgłosu jakby się wszystko rozeszło po kościach. Czy byłoby to sprawiedliwe wobec niej?Nic złego nie zrobiła a on nie wierzy jej słowu? Tak zakończyłaby się ich miłość.
Mógł sam się usunąć. Zostawić Ją samą, ale nie chciał tego bo przecież naprawdę był zakochany.
A może jednak podjąć to Boże wezwanie?Zaryzykować w imię miłości Boga i Maryi?Zostać przybranym ojcem Bożego Syna?
Choć przekraczało to ludzkie myślenie wybrał taką drogę i odpowiedział Bogu tak jak kiedyś Maryja. W ten sposób odsunął wszelkie podejrzenia od Matki Bożej i Jej Syna.
Dokonał tego Józef, który na kartach Pisma św. nie powiedział ani jednego słowa. Przemawiał cały czas swoją postawą. A Bóg przychodził do niego po kładce kruchej jak sen…do niego który miał ręce stwardniałe od ciężkiej pracy i serce tak kołaczące od nadmiaru emocji. Józef potrafił przede wszystkim słuchać dlatego często podnosił zwiniętą dłoń do ucha i nadsłuchiwał kroków Boga i anioła. Potrafił mocno wierzyć swemu Panu.
Dzisiaj laska w dłoni z której wyrasta nowa roślina. Symbol czegoś co jest niemożliwe ale nie dla Józefa w którego życiu kwitła wiara która stała się jego oparciem.
Prawdziwy ojciec, mężczyzna który chroni swoich bliskich. Nie obraża się na świat i ludzi. Nie wypisze nigdy swojego dziecka z religii bo dziecko musi mieć miejsce gdzie się nauczy Boga i dobrego życia. “Bierze Maryję do siebie” do domu ,troskliwy ojciec. Zawsze pozostaje w cieniu. Chroni ale i stawia wymagania.
To dzisiaj wzór dla każdego chcącego dobrze przeżyć życie mężczyzny a i nie tylko.
Jest u nas w naszym kościele. Strzeże nas ,pomaga kiedy przechodzimy do Domu naszego Ojca.
Jean Guitton napisał kiedyś:
“Odnoszę wrażenie, że czas Józefa jeszcze nie nadszedł. Nie wyszedł jeszcze z cienia..to dopiero jego początek”
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i tekst

Adwentowe ZOO

Prorok Izajasz należał pewnie do tych ludzi dla których ważna
była przyroda i świat, który go otaczał. Taki ówczesny, dobrze pojęty ekolog jakbyśmy go dzisiaj nazwali. Z otaczającego go środowiska czerpał pełnymi garściami łącząc to z Słowem które usłyszał od Pana. Sięgał do piękna natury, aby innym przekazać prawdę o nadchodzącym Zbawicielu.
U niego przecież wyrośnie różdżka z pnia Jessego…słaba na początku jeszcze roślinka która później zmieni się w dorodne drzewo. Aleksander Sołżenicyn opisywał kiedyś jak drwale pracowali przy obróbce drewna, jak układali w stosy potężne ścięte bale. I…z jednego z nich nieśmiało zaczęła wyrastać nowa roślinka. Bal leżał już trochę a tu?Taka niespodzianka…Nikt nie miał odwagi , by pociąć to drzewo..zauważyli jak chce dalej bardzo żyć.Moment ukazania jak z tego co przeznaczone na wyrzucenie, spalenie potrafiło zrodzić się coś nowego.
To jak z nami. Bóg ciągle namawia nas wybieraj dobre życie które może powstać nawet na tym, co wysuszone, zepsute czy umarłe…tylko trzeba podnieść głowę i wyruszyć w drogę.
Aby wzmocnić przekaz Izajasz wprowadził nas dzisiaj do swojego ZOO gdzie pokazał nam i zestawił ze sobą różne zwierzęta.
Ktoś pamiętam zapytał kiedyś proszę księdza kiedy usłyszymy kazanie w którym będzie choć trochę na temat zwierząt?
A na kolędzie proszono , by pogadać z panem sąsiadem, który swojego psa trzymał cały rok na dworze na zupełnie krótkim postronku. Ja już nie mogę patrzeć jak się ten pies męczy usłyszałem. W świetle Bożego Słowa zwierzę ma towarzyszyć człowiekowi w jego ziemskiej pielgrzymce. Razem mają przejść przez życie żyjąc, cierpiąc i na końcu umierając. Tragedia psa wyrzuconego na początku wakacji z auta..jak biegnie jeszcze za samochodem, by po chwili zrezygnować..Niestety jego pan już się nie zatrzymał…nie wrócił. Dramat psiaka który dalej czeka na “wyrzuconym” miejscu. Podeptano psią wierność, zelżono ofiarowaną przyjaźń. Wygrała wygoda….
Zwierzęta były także przy znanych świętych. Św.Filip
Neri miał swoją rudą kotkę i psa który wabił się Capriccio. Udało mu się nawet założyć małe ZOO. Każde zwierzę było dla niego przyjacielem. Jak pisał były odbiciem cienkich skrzydeł Anioła Stróża. I jeszcze Padre Pio ze swoim psem Leonem i św. Kamil z osłem.
Victor Hugo” Bóg daje psa.Pies jest cnotą, która nie mogąc stać się człowiekiem stała się zwierzęciem”Świat byłby smutny bez zwierząt….
Izajasz zestawił dzisiaj zwierzęta w pary które logicznie absolutnie do siebie nie pasują…
Wilk i baran
Pantera i koźle
Cielę i lew
Krowa i niedźwiedzica
I jeszcze
Dziecko wkłada rączkę do kryjówki żmii
I historia z niemowlęciem…
To wszystko wyraz ogromnej tęsknoty za pokojem między ludźmi…pokojem z całym światem i stworzeniem. Pokojem w sercu…
Ktoś powie za piękne by w to uwierzyć? To świat jałowych marzeń, nasza rzeczywistość jest brutalna. Widzimy to wszędzie a szczególnie w toczącej się wojnie.
Kto pomoże nam zrealizować nasze tęsknoty i marzenia?Czy Bóg okaże nam kolejny raz swoje miłosierdzie?
Tak przyjdzie Boży Baranek Jezus Chrystus …pokaże nam drogę do Ojca i umrze na krzyżu tylko po to by trzeciego dnia wrócić do życia. Pomoże zrealizować każde marzenie…tylko trzeba go posłuchać…
Nie trzeba być w życiu lwem…może warto pokazać swoją dobroć i siłę wykorzystać na dobry uczynek
Nie trzeba być przebiegłym jak wilk czy mocnym jak niedźwiedź może ktoś potrzebuje naszego ciepła i miłości.
I staje powoli w naszych drzwiach Ten który nadaje sens marzeniom i tęsknotom. Nam trzeba wysiąść z pociągu naszych starych przyzwyczajeń i popełnianych błędów …No tak ale jak?Skoro tam jest tak przyjemnie i ciepło. By marzenia nabrały kolorów trzeba wyjść i stanąć na peronie swojego życia..postać chwilę albo usiąść na ławeczce. Potem wyjść na miasto i dobrze się rozglądać szukać i wołać…Nie zatrzymywać się przy witrynach sklepów tylko pójść dwa kroki dalej..a znajdziesz Go…jest już blisko.
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i na świeżym powietrzu

PODSŁUCHANE

Tak pamiętam
to chyba piątek już mocniej ścisnął mrozem….
Spojrzałem w górę
trzy pale nieheblowane
i jeszcze trzy w poprzek
i trzy postacie
takie ze zwykłej blachy
ludowo pomalowane…
Pachniało świeżą sosną …. ktoś pośrodku lasu postawił krzyże…
Po chwili
ukryty za drzewem usłyszałem
jak konającym głosem
wiszący zaczął rozmowę…
Umierali
jeden Niewinny
reszta z wyroku
Wszyscy stali na progu śmierci
potrzebowali kogoś kto złapie za rękę
Ale?przecież nie mogli ich oderwać
porażka i to tak na końcu
dlatego wypowiadane słowa
nabierały coraz większego ciężaru
Ten z prawej patrzy na tego w środku
wie że jest jego Królem,
wie, że nie zostawi go w tej ostatniej chwili,
potrzebuje jego miłości
i Ten w środku próbuje oderwać rękę
nie daje rady
szepnął tylko dziś ze mną będziesz….
Słowo które zburzyło dla niego mury raju
do którego go później wprowadził
i jeszcze zapytał jak każdy umierający
Będziesz ze mną? Pomodlisz się za mnie?
Dostał wszystko
wchodzą razem w ciszę lasu na wieczność
Tylko ten drugi dalej wiercił się z niepokoju
nigdy nie mówił przepraszam i dziękuję
i został na krzyżu
na zawsze….
Naciągnąłem mocniej czapkę na uszy
przylgnąłem do starej sosny
poczułem zapach krwi
usłyszałem charkot i rzężenie płynące od krzyża
coś się kończy
coś zaczyna
Pogubiony w myślach
wołałem Przyjdź Królestwo Twoje
modlitwę ludzkiego przejścia…
…………………………………………………………………………….
Naraz zrobiło się cicho
tylko krew kapała z wysoka
i barwiła zmrożoną ziemię.
Podszedłem blisko
kropla spadła mi na twarz
Objąłem rękami
ciepłe jeszcze drzewo
Łza zabarwiła się na czerwono
nie dałem rady
usiadłem i oparłem się o drzewo
przez chwilę poczułem jak ktoś
chciał mnie zabrać
ale prosiłem jeszcze o chwilę
I wtedy zobaczyłem na nadgarstku
wytatuowane
Dziś ze mną…
krzyknąłem w górę Wspomnij na mnie gdy przyjdziesz
Wstałem
wsiadłem na rower
pojechałem w narastający mrok…
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba