Kiedy nawet na najtwardszej skale widzisz krople łez…..

Nightbirde swoim występem chyba poruszyła nie tylko mnie i moje oczy…Myślę, że to moment dokonania jakiegoś rachunku sumienia pod kątem własnych emocji. Przeżywamy od czasu do czasu takie chwile kiedy na bok odkładamy nasze granie , maski i na chwilę schodzimy ze sceny..Chyba jest nam to potrzebne, by wrócić do siebie, na nowo ustawić żagle pod właściwy wiatr.Nierzadko właśnie wtedy płyną łzy jako dowód czegoś co jeszcze jest w nas dobre i prawe. Odzywa się w nas ten dobry człowiek który siedzi w nas niejednokrotnie zagadany przez ten świat i tylko dziwi się dlaczego tak potrafimy robić? No tak życie ludzkie to nie tylko piękne i dobre chwile… to i grzech i słabość
i nasze odejścia…
Ostatnio przeanalizowałem teksty moich piosenek z dwóch płyt właśnie pod kątem poruszanych tematów a szczególnie… opisywanych łez. Tytuł ostatniej”Nie tylko o łzach”już zapowiadał gamę sytuacji z tym związanych/parę tekstów poniżej/….A gdzieś tam z brzegu oka jak bystra ,szybka rzeka spadnie nagle tak wytęskniona łza śpiewało kiedyś Pellegrino i tak jest i będzie …I widziałem wczoraj jak płakałeś z płyty “I Ty kiedyś musisz odejść”….
Płaczemy najczęściej kiedy jest nam smutno i tu powodów jest bardzo wiele. Odszedł ktoś bliski, wydarzyła się jakaś ogromna tragedia, nie potrafimy komuś pomóc…Tak, tak wiemy, że takie łzy są wyrazem solidarności ale i stanu ducha w którym się znajdujemy…
Łzy pojawiają się i wówczas kiedy widzimy sytuację która w jakiś sposób nas po prostu przerasta i musimy zamilknąć i trwać i czekać aż przeminie…bo nie wiemy jak zachować się inaczej. Dotyczy to sytuacji zarówno radosnych jak i trudnych kiedy jakoś chcielibyśmy gwiazdkę z nieba zdjąć ale…nie możemy dlatego płacz…
Bywa, że w kącie płaczemy i nad sobą..Nie, nikomu się nie przyznamy… ale jak mogłem tak zrobić?Jak mogłem tak powiedzieć?Piotrowy żal ..kiedy wszystko pozamiatane, choć zawsze jest szansa na przepraszam..
I z tęsknoty takiej niemej, cichej potrafimy uronić łzę. No bo jak?Dlaczego tak daleko?A życie tak szybko mknie do przodu…Fotografia, coś podarowanego wcześniej skupia w sobie cały wytęskniony świat…I potem czeka się ze łzą w oku na zaś..za rok …za dwa…i płacze…
I kiedy śpiewa fajna dziewczyna z Ohio a my przed ekranem nie wiemy co zrobić…Nie bierze nas na litość..mówi jak to u niej w życiu jest , że trocha zagubiona i chora ale tak prawdziwie szczęśliwa bo może zaśpiewać…I gryzie wtedy człowiek paznokcie albo końcówkę swetra naciągniętego na kolana/wersja dla kobiet/ bo w głowie huragan , a najlepiej to by tam poleciał i wyściskał…
Łzy wyraz naszych cichych niejednokrotnie niewypowiedzianych emocji bo litery gdzieś ugrzęzły w gardle…struny głosowe nie wydają dźwięku bo nie potrafią…I dobrze że jeszcze potrafimy płakać gorzej gdyby tylko została zimna skała wtedy to już tylko trzeba się bać….
mg
teksty piosenek Marcin Gajda
Może być zdjęciem przedstawiającym tekst
Brak dostępnego opisu zdjęcia.
Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Kiedy pod wiatą zabrakło czerwonego samochodu…..i nie usłyszałem cichego farorzu…

Każde kapłańskie życie zawiera w sobie od początku do końca momenty żegnania i powitania…wszak “dom ze skóry wielbłądziej” a i posłuszeństwo swojemu Biskupowi rzuca Bożym sługą po przysłowiowym świecie. Ciarki po plecach przed otrzymaniem pierwszego a potem kolejnego dekretu na którym będzie się pisało kolejnych parę lat swojego życia. Jak żołnierz człowiek wyprostowany i gotowy choć nie wie przecież co go tak naprawdę czeka. Mocno wierzymy , że w słowie Biskupa jest Palec Boży pokazujący …Ty właśnie pójdziesz tam…I tak biegną potem kolejne lata w których hartuje się swoje kapłaństwo..Widzę to po moich kolegach tych 35-letnich z rozważania poniżej…ile zrobili, jak bardzo dali swoje dłonie i głos Jezusowi…I nie pytali za co , za ile ..idą dalej i budują Królestwo do momentu kiedy przyjdzie zasunąć krzesło przy biurku , zgasić światło, zamknąć okno i domknąć drzwi..popatrzeć do tyłu i pomyśleć czas wracać do Domu…
Jest i ten etap kiedy już w sposób całkowity młody kapłan realizuje swoją misję podejmując obowiązki proboszcza. I znowu ten głos Biskupa a potem…a potem zaczyna mówić moja parafia, moi ludzie , mój kościół i zamyka parafian w swoim sercu. Od jutra tak naprawdę nasz Adam zamknie w swoim sercu powierzoną Mu parafię. Nowy czas, historie i pełna odpowiedzialność dlatego od nas krótki list:
Drogi Adamie!
Przeżyliśmy razem na sośnicowickiej farze prawie trzy lata. Fantastyczny czas budowania siebie nawzajem zawsze z myślą dla powierzonych nam parafian. Burze pomysłów szczególnie tych śniadaniowych co jeszcze zrobimy dla naszych parafian. I pandemia przeżyta w zamknięciu ale i na modlitwie i strachu co będzie dalej.. i ten pusty Kościół ,ale wiedzieliśmy że musimy dać radę…Nasze radio Jakub które tak fajnie docierało do wszystkich i wiele innych inicjatyw które były tak dobrze odbierane przez wszystkich…Dzisiaj już nie usłyszę Twoich kroków…cichego pukania do drzwi i słów a co dzisiaj sobie zjemy?Zabraknie czerwonego auta pod farską wiatą…choć Ty wiesz że zawsze będziesz mógł do nas przyjechać…Będziemy z Tobą w budowaniu Twojej już wspólnoty poprzez naszą modlitwę i powrót w rozmowach jak to fajnie było kiedyś…Życzymy Tobie Ducha który pokona wszystkie trudności i dobrych ludzi przy Tobie dla których będziesz teraz żył….
Powodzenia…a gdybyś przyjechał to wiesz auto zawsze pod wiatę….
Parafia Sośnicowice
zdjęcia…hmm Iwona Mandel, Adam i chyba ktoś z biblioteki
\
Może być zdjęciem przedstawiającym 2 użytkowników, w tym Marcin Gajda i w budynku
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba, stoi i na świeżym powietrzu
Może być zdjęciem przedstawiającym co najmniej jedna osoba i w budynku
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba, stoi i w budynku

“Gęsta zupa z błota i zgniłych skorupiaków”

Gabriel Garcia Marquez
Kanikuła to czas wyjątkowy kiedy podchodzisz do półki z książkami i…przesuwając palcem dotykasz grzbietów…Która dzisiaj zostanie wybrana? Każda uśmiecha się swoim tytułem…zatrzymałem się przy “Opowiadaniach” Marqueza.
Kupione kiedyś w małej zawalonej mnóstwem książek księgarnii na rynku w Głuchołazach i to za pożyczone pieniądze. Nie mogłem się oprzeć ,a miły starszy sprzedawca dodał jeszcze mały rabat …bo pan wie mało kto kupuje tu u nas Marqueza.
Limonkowa okładka z tytułem w kolorze krzyczącego fioletu…sam autor ,by lepiej pewnie nie wymyślił i pasowało to do treści wyjątkowo. A opowiadania…jak dobry film na telewizyjnym kanale Arte mało znanego reżysera i egzotycznej produkcji…
Zafascynowało mnie dzisiaj jedno opowiadanie , bo jutro pewnie będzie inne, bo jest tak bardzo aktualne “Śmierć wierniejsza niż miłość” Tytuł? Przedni, jak powie młodzież wypasiony ,a na studiach teologicznych kleryk rzuci markantny.
Ale co się wydarzyło w wyimaginowanej wiosce Rosal del Virrey.
Senator Onesimo Sanchez przyjechał aby tam przeprowadzić kampanię wyborczą. Przywieziono Indian ,by robili tłok…Wynajęto samochód w kolorze “truskawkowego kompotu”.
Senator był poważnie chory i tylko pigulki pozwalały mu normalnie funkcjonować. Tłum pchał się, by wreszcie uścisnąć dłoń wybrańca ludu. Indianie nie wytrzymywali potwornego upału, ale co tam…przedstawienie musi trwać. Zaczął przemawiać wyuczonym głosem wiedział jak i co należy mówić …poświęcił temu dużo czasu. Sam nie wierzył w to co mówił…” będziemy wielcy….szczęśliwi”. Pisze Marquez ” stałe powiedzonka jego błazeńskiego repertuaru”. Ktoś wypuszczał mnóstwo papierowych ptaków, ktoś inny wyciągał teatralne drzewa i sadził je w spieczony grunt. W końcu powstała kartonowa fasada próbująca udawać murowane domki…to miało zakryć całą tam panującą nędzę. Potem zaczęły się obiecanki “maszyny sprowadzając deszcz, aparaciki hodujące bydło i olejki szczęścia” I nad tym przypłynął jeszcze papierowy transatlantyk
kicz nabrał rozpędu do życia.
Basta ..starczy ja to przecież skądś znam?Marquez czy Ty kiedyś oglądałeś jakąś znajomą TV? Albo może dziennie byłeś bombardowany kolejnymi doniesieniami kto, ile, i za co? I kogo trzeba będzie jeszcze za coś tam kupić? Skąd Ty znasz to całe błoto,a u nas na Śląsku maras?
Większość już nie potrafi tego słuchać…patrzeć. Ile tu ludzkiej nienawiści i niezgody?Rodziny ustalają, że na urodzinach u ciotki wszystko tylko nie polityka. Szlaban…doszliśmy do jakiejś ściany obrzuconej totalnym błotem. A przedstawienie trwa dalej…W powietrzu fruwają papierowe ptaszki , które tylko nieudolnie próbujemy łapać…i kupimy sobie maszynki do deszczu i jeszcze ten statek widmo nad naszymi głowami z wypisanymi na żaglach wyborczymi hasłami. A gdzie w tym wszystkim jest jakaś cnota?Gdzie wiara,nadzieja i miłość? Gdzie umiar,roztropność i męstwo? Gdzie dobro powierzonych ludzi?
Z takiej bezsilności i narastającego gdzieś wewnątrz buntu a i trochę wstydu za innych…człowiek chciałby zapaść się pod ziemię. Zawsze w takich sytuacjach ratowała wiara..ta zwykła, prosta wyniesiona z domu. No tak, ale i w moim Kościele i w sobie znajduję błoto. Moja wiara pomaga mi jednak powoli ale sukcesywnie się z niego oczyszczać. Pan Jezus nie podarował nam kartonowego statku i domów…Uczy, pomaga jak budować prawdziwe tylko trzeba mu bardziej jeszcze zaufać a za innych? Chyba tylko modlitwa i to bardzo intensywna plus post i pielgrzymki choć pewnie niektórym nawet i to nie pomoże…W końcu tyle lat w życiu nic innego nie robili tylko kampanie wyborcze ,a jeszcze podobno znają się na wszystkim…Geograf może być specem od rakiet a filozof od broni…Nie mogę starczy…
Marquez masz mnie dzisiaj na sumieniu…szkoda,że jednak Twoje książki nie są tylko fikcją ,ale prawdziwym życiem. No tak ale skądś musiałeś czerpać…no właśnie najlepiej z życia. Proszę…nie serwuj nam więcej tej zupy…
mg
Może być zdjęciem przedstawiającym na świeżym powietrzu

Haschchnim to po hebrajsku sąsiedzi…

Tak, tak szukałem w słowniku i to mi wyszło…Mam nadzieję że mój komputer dobrze przetłumaczył słowo “sąsiedzi” jak nie to..dostanie burę i proszę o korektę.
Ale po kolei..do rzeczy. Moje poglądy na życie i ludzi nigdy nie były mocno skrojone w jakimś kierunku. Zawsze próbowałem znaleźć coś co jest pośrodku ,a łączy jak most dwa brzegi. Nie wiem, ale mój ojciec prosty, a jednocześnie mądry człowiek uczył mnie tego przez całe życie…Zobacz co w drugim jest dobrego…nieważne skąd przychodzi ważne jak pracuje i jaki ma szacunek dla drugiego. Jako młody człowiek zwiedził trochę innego świata może stąd tak otwarte podejście do tego który był obok … Nie zapomnę kiedy razem chodziliśmy do antykwariatu prowadzonego przez starego Żyda. W zapachu starych książek i tego sanktuarium napisanych słów odkrywałem coś wielkiego dla siebie, że oprócz tych normalnych i zwykłych sytuacji istnieje świat prawdziwego ducha którego trzeba karmić i karmić…a jeszcze przecież byłem dzieckiem. Zawsze wynosiłem stamtąd takie małe kolejne ziarenko czegoś więcej…kolejna kolorowa strona z przepiękną ryciną albo mądre jedno słowo. A potem ten świat umknął, bo nasz pan antykwariusz musiał na fali czegoś tam wyjechać z Polski. Szepnął wtedy wyjeżdżam do Kanady…Pomyślałem zaraz o klonowym listku ale za tym kryło się przecież dużo więcej…
Tam w cieniu mnóstwa starych książek uczyłem się tolerancji i innego patrzenia na świat. Na studiach jako jedyny podjąłem temat pracy magisterskiej traktujący o osobie Marcina Lutra. Nawet mój Biskup kiedyś mi powiedział , że na owe czasy była to praca rewolucyjna. I tak poznałem braci protestantów szczególnie luteran. Fantastyczni ludzie z bogatą wiarą i miłością do każdego kto do nich przychodził. W czasach wikariatu biegaliśmy z młodzieżą do zboru Zielonoświątkowców, bo mieli fajne śpiewniki i plakaty. I te pełne życzliwości spotkania na kolędzie..to wspólne Ojcze nasz zawsze nas budowało w wierze…Głubczyce to jednak specyficzne miejsce. Tam kiedyś u zbiegu dzisiejszej ulicy Kochanowskiego stały trzy świątynie katolicka, synagoga i zbór protestancki. I wszystko jakoś działało dopiero potem zburzono synagogę i kościół protestancki zabierając cegłę na budowę nowych domów. Mieszkańcy Głubczyc to zawsze wypominali…nie wolno brać takiej cegły na dom ,bo należy do Boga.
Niedawno pojechałem rowerem na nasz żydowski cmentarz. Usiadłem na ławce. No tak tu przecież zostali pochowani nasi dawni sąsiedzi, którzy kiedyś mieszkali obok nas. To nic, że byli innej narodowości czy wiary ..byli przede wszystkim ludźmi którym Bóg dał życie. Oczami wyobraźni widziałem jak kiedyś wszyscy razem uczestniczymy w jakimś spotkaniu …jak jeden do drugiego podchodzi ściskając mu dłonie życząc mu wszystkiego dobrego…Jak wspólnie śmiejemy się i planujemy co by tu jeszcze zrobić dobrego. A potem każdy z bogactwa swojej wiary i kultury coś dokłada i tak rośniemy w życzliwość i dobro.Takie małe marzenia zrodziły mi się kiedy siedziałem na sośnicowickim, żydowskim cmentarzu…
A tu tyle do zrobienia na własnym poletku ..Ile jeszcze problemów międzysąsiedzkich o pole ,płot czy cokolwiek…choć wina z reguły wisi właśnie na tym płocie.
Dobry sąsiad to prawdziwy skarb bo i przypilnuje i pomoże..warto takiego mieć bez względu na jego wiarę i pochodzenie. To nic wracam do domu…oj jaka piękna dzisiaj pogoda….
mg
Może być zdjęciem przedstawiającym pomnik i na świeżym powietrzu
Może być zdjęciem przedstawiającym na świeżym powietrzu i tekst „Leobschütz, Kath. Evgl. Płarrkirche mit Kath. Knabenschule 2”
Może być zdjęciem przedstawiającym przyroda, drzewo i trawa

Poszukam drzewa ,aby pod nim umrzeć…..

Autor biblijnej księgi Królewskiej malując słowem doskonale ukazał rozterki proroka Eliasza. Rozbity, zniechęcony, mający wszystkiego dosyć poszukał drzewa pod którym pragnął nawet umrzeć. Patrząc w dal rozmyślał o bezsensie swojego życia i braku motywacji do działania…Typowa depresja tak by pewnie zdiagnozował znajomy psycholog. Ktoś kiedyś opowiadał jak nie mógł nawet wstać z łóżka widząc przysłowiowe demony które przychodziły wraz z nowym dniem. Podobno pomagała tabletka…
A któż z nas nie miał kiedyś takiego poranka albo czasu? Problemy jak gromy z jasnego nieba spadały jeden po drugim na nasze życie do tego stopnia, że chciało się uciec, zapaść pod ziemię albo nawet umrzeć…I siedział potem człowiek taki przygarbiony nawałem myśli i próbował coś z tym zrobić….
Vincent van Gogh za swojego życia sprzedał raptem tylko jeden obraz. Dzisiaj za jego malarstwo płaci się krocie. Geniusz spętany
własnymi problemami, o trudnym charakterze ,ciągle poszukujący przyjaciół…Był człowiekiem pobożnym ,ale żaden Kościół nie potrafił mu pomóc..Przy życiu trzymało go tylko jego malarstwo choć i to go na końcu nie uratowało. Znaleziono go z raną postrzałową…dwa dni póżniej zmarł. Jego drzewo ,jego janowiec nie potrafił ani na chwilę dać mu cienia…
Bywa, że dobiegamy do jakiejś ściany w życiu i nic dalej. Pojawia się dziwny dotąd nieznany strach i bezsilność która prowadzi do jednego stwierdzenia ..chyba jestem wypalony, wyniszczony od środka… i zaraz w tych zgliszczach czai się depresja która próbuje człowieka wytrącić z normalnego życia…
Eliasz wtedy szybko położył się spać. Ucieczka w sen?A może by choć na chwilę odetchnąć?
Co zrobić?Jak się pozbierać?Kto mi pomoże?
I tu pojawił się anioł …trącił go a może nawet lekko kopnął..wstań i jedz!Ile razy i nam Niebo chciało pomóc, a myśmy myśleli że to kolejni intruzi przychodzący nam prawić morały…A oni?Chcieli obdarować dobrym słowem…wzbudzić znowu apetyt za życiem…
Po spowiedzi u kochanego o.Czesława Meresa z Żernicy zawsze on obydwiema rękami podnosił człowieka z krzesła…na znak tego, że przed chwilą stało się coś wielkiego.
Eliasza anioł musiał trącić dwa razy a nas?
I dzisiaj Bóg mówi do nas nie jest tragicznie, jestem z tobą zawsze, dasz radę. Zawsze posyła dobrych ludzi-aniołów ,którzy staną obok. Warto zobaczyć jak ludzie pomagają sobie przy katastrofach żywiołowych, jak chcą to robić…Potrzebujemy tej historii bo jesteśmy doskonali w tym załamywaniu rąk, a Bóg daje nam chleb ,wodę i dobrego człowieka ,byśmy mogli pójść dalej…
A może by tak przystąpić do sakramentu pokuty? Spowiedź jednak nie taka na poprawienie samopoczucia ale prawdziwa i wyjątkowa.Zawsze może coś we mnie zmienić..Samo klękanie przed kratkami konfesjonału zapowiada pozytywną zmianę…
To pomoże nam kiedyś dotrzeć do Bożej góry Horeb gdzie zamieszkamy na zawsze…i jeszcze gałązkę sobie oderwij ze swojego janowca ,abyś nie zapomniał…
Marcin Gajda
/opracowano na bazie niedzielnego kazania na XIX niedzielę
zwykłą 1 Krl 19 ,4-8/
Może być czarno-białym zdjęciem przedstawiającym co najmniej jedna osoba
Brak dostępnego opisu zdjęcia.

35

Jak szybko potrafisz policzyć do 35?Próbowałeś kiedyś?Raptem kilkanaście sekund i już…
Patrząc z boku to jednak czas nieubłagany i długi…albo krótki w zależności od jakości naszego życia. W poukładanym w którym wszystko ma swoje miejsce czas biegnie inaczej szybciej i choć próbujesz go zatrzymać to przelatuje ciurkiem pomiędzy palcami..w tym trudnym ciągnie się niemiłosiernie długo. I będą tacy którzy dobiegną do swojej 35 i tacy którzy nigdy jej nie doświadczą i tu czuje się niejednokrotnie brutalnie moment przemijania.Po 35 inaczej zaczyna się wartościować swoją biografię… z jednej strony delektując się swoją dojrzałością a z drugiej z lekką obawą patrząc w przyszłość liczy swoje niedomagania. A tu coraz bliżej brzegu…Znam dobrze ten delikatny pomykający po plecach strach z pytaniem na ustach a może to już dzisiaj? Kiedyś każdy z nas dopłynie do brzegu choć na razie jeszcze steruje łodzią, łowi ryby, układa sieci i chce by trwało to jak najdłużej ale każda okrągła liczba przypomina o porcie…ale jeszcze może nie teraz? Tak…dobrze to popłynę jeszcze kawałek…
ps.Dodaję parę zdjęć z naszego życia seminaryjnego. Proszę popatrzeć jakie to były czasy..jakie nosiliśmy ubrania i okulary ale co tam …wtedy było naprawdę niesamowicie.
Może być zdjęciem przedstawiającym 4 osoby i ludzie stoją

Dzisiaj zmarł Krzysztof Krawczyk…

Dzisiaj zmarł Krzysztof Krawczyk…dla naszego pokolenia wyjątkowy polski muzyk którego piosenki każdy z nas gdzieś tam nucił po cichu albo głośno. Któż z nas nie znał jego przebojów?Jak chętnie oglądaliśmy Go na scenie….Dzisiaj wystąpił po raz ostatni, ale napisał piękne słowa na koniec. Poczytajcie sceptycy, poszukujący , wyznawcy religii ugotowanego jajka i lamentu braku poświęcenia , gotujący się do apostazji wobec własnego proboszcza …warto przynajmniej wsłuchać się w Jego głos
przed ostatecznym odejściem….
“Finiszując w biegu mojego życia nie wypatruję jednak napisu meta. Jako człowiek wierzący wiem, że dla mnie nie ma mety, bo przede mną jest horyzont w którego stronę zmierzam. Lecz będę walczył do ostatniego dźwięku,chyba,że od publiczności usłyszę Panu już dziękujemy!Albo Bóg mój zaprosi mnie do swego niebiańskiego chóru. Zapewne skieruje mnie do sekcji polskiej, a tam spotkam wielu moich przyjaciół”
Nie był aniołem jak każdy z nas, ale może… może teraz Miłosierny uśmiechnie się i do Niego. A my? Ciągle w drodze ,oby i nam udało się na końcu wyśpiewać otwarcie bramy Królestwa, a jak już nie , to przynajmniej wśliznąć się poprzez lekko domkniętą dla tych co ostatni…co nigdy nie potrafią zdążyć na czas…

Chuchać i dmuchać…..

Któż z nas nie chuchał i nie dmuchał kiedyś w zziębnięte dłonie?I czuł to błogie ciepło spływające na nasze palce…Albo w zakrystii walczył z powoli ogarniającym węgielek żarem..a tu ksiądz już wyjmował z tabernakulum Najświętszy Sakrament…Oj były i słynne zdmuchiwania płonących świeczek na torcie i bicie brawa że tak udało się za jednym razem…Czy jako ministrant wybiegało się przed kościelnym by zgasić świece..Widzimy to na zamku jak wręcz nasze dziewczyny ustawiają się w kolejce by zdmuchnąć ołtarzowy płomień…
Człowiek wykonujący taką czynność angażuje całego siebie…nabiera powietrza by potem z całą powagą zdać egzamin przed patrzącą publiką…Mało kiedy jest tak poważny jak właśnie wtedy…Oczywiście można i przesadzić i wtedy mamy do czynienia z rozdmuchaniem. Na przykład ktoś nas prosił o dyskrecję a tu jakiś chochlik podpowiada a powiedz tylko temu, nikomu więcej, on nic dalej nie przekaże a tu za chwilę płonie całe ognisko rozdmuchane z małego płomienia. A człowiek powinien mieć krótki język bo tylko taki tak naprawdę się szanuje.Dyskrecja powinna obowiązywać każdego z nas..Nawet zwykłe przekazanie czyjegoś numeru telefonu powinno mieć zgodę tego drugiego…liczy się takt i dyskrecja. No niestety z rozdmuchiwania dzisiaj żyją media i to okrutnie dobrze…Bębni się wiele mało prawdopodobnych rzeczy ale z tego się żyje…Potem gdzieś tam po cichu rakiem wycofuje się i tyle..Ani przepraszam ani wybacz nic ..Kolejny rozdmuchany temat goni następny…Ile to zrobiło już krzywdy ludziom tego nikt nigdy nie policzy ale co tam życie idzie dalej….
A gdyby z taką energią i zawziętością spróbować rozdmuchać w dobrym tego znaczeniu swoją wiarę. Potrzebuje naszego ciepła pochodzącego z okolic naszego serca. Trzeba ją ogrzać swoją modlitwą i dobrym uczynkiem. Naznaczona w Środę Popielcową czeka tylko na delikatny podmuch, dlatego jako wspólnota podjęliśmy w tym roku drogę Jakubową aby ożywić i ogrzać to co najcenniejsze w nas. Jeszcze zostało nam trochę czasu który można doskonale wykorzystać na coś więcej dla swojego ducha.
Nie bój się często “chuchać”na rozłożone przed Tobą Słowo Boże…Pan chce poczuć twoje zaangażowanie i ciepło płynące w modlitwie tylko dla Niego. Najważniejsze byś we wszystko co robisz wkładał całego siebie…tylko to się dzisiaj liczy. Bylejakości mamy tony składowane na placu naszych sumień…Tak rób by w twoim rozdmuchanym płomieniu jeszcze inni potrafili ogrzać swe dłonie…Tylko tak dobrze i spokojnie przeżyjesz kolejne być może znowu trudne święta i tego wszystkim życzę rozpalając kolejny węgielek swojej wiary… A i by dym unosił się ku górze zabierając do Pana wszystkie nasze troski i radości…To co rozpalamy?
mg
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba, stoi i na świeżym powietrzu
Może być zdjęciem w zbliżeniu przedstawiającym dziecko, stoi i okulary

Filippo Sorcinelli tak skomentował swój nowy zapach Scusami…

Nie każdy jest stanie przeprosić kiedy popełnia błędy, ale prawie zawsze jest to najlepszy sposób na zakończenie konfliktu.
Kiedy człowiek uczy się przepraszać wtedy pokazuje pełną godność osoby ponieważ ktoś kto jest w stanie przebaczać w pewnym sensie uznaje że może to zrobić lepiej niż zrobił i jest gotowy do przemiany, ponieważ jest wart znacznie więcej niż jego czyny.
Nie zapomnij poprosić wszystko o przebaczenie w Walentynki bo to święto prawdziwej miłości.
Może być zdjęciem przedstawiającym perfumy i kwiat
Może być czarno-białym zdjęciem przedstawiającym co najmniej jedna osoba i w budynku