Archiwum kategorii: Słowo proboszcza

Takie nie do końca last minute….

Jedną z najbardziej dynamicznych i kolorowych na szerokim spektrum reklam jest oferta turystyczna.Piękne zdjęcia, urocze zakątki świata, szybki transport zachęcają do zakupu niezapomnianych wakacji…oczywiście dla tych planujących wcześniej.
Bywają i tacy którzy łapią okazję w ostatniej minucie. Z reguły taniej ,ale z równie bogatą ofertą. Mędrcy z dzisiejszej Ewangelii
to raczej ta druga kategoria, która wyczekiwała na moment
narodzenia się Króla. Wystarczyło, że zobaczyli wyjątkową gwiazdę na niebie a szybko spakowali bagaże i ruszyli w drogę.
Hmm a co tu zabrać?Typowy zestaw turysty choć nie do końca..
PASZPORT- swojej wiary. Tak długo wyczekiwali Zbawcy i wierzyli mocno, że im Go Bóg objawi. I jeszcze zaufanie takie mocne ,bo poszli w nieznane za łuną gwiazdy. Podjęli ryzyko jak wiele innych biblijnych postaci…To symbol życia każdego z nas,
bo Bóg ciągle przychodzi do nas ukryty w codziennych znakach i wydarzeniach rozpięty pomiędzy szczęściem, radością a chorobą i śmiercią.
ODWAGĘ-nie bali się miecza Heroda. Wierzyli że kiedy będą razem to nic im się złego nie stanie i tak jest we wspólnocie
i rodzinie. Prawdziwa miłość dodaje siły i o to trzeba walczyć każdego dnia.
WIELBŁĄDY-te najszybsze i najbardziej wytrwałe. To zwierzęta pustyni środowiska wymagającego wyjątkowego hartu. Sama pustynia pozostania zawsze jednak miejscem tęsknoty za Stwórcą i Jego szukania…Chcesz znaleźć Boga? Idź w ciszę, idź na pustynię, posłuchaj głosu Boga i własnego serca.
Wielbłąd musi zgiąć kolana aby na nim móc podróżować. Chwila ukrytej w tym zwierzęciu pokory której nigdy za dużo w życiu.
Warto od czasu do czasu pochylić głowę w pokorze przed bliskimi czy spotkanym bliźnim…choć taka postawa bywa wyśmiana w dzisiejszym świecie mocnych ludzi. I potrzebujemy jeszcze cierpliwości tego zwykłego wielbłąda która pomoże nam w cichości realizować własne życie.
I nie może zabraknąć…
ZŁOTA- mówimy niekiedy „złoty człowiek” warto odkryć w sobie
swoją wartość. Poznać ,że jesteśmy dziećmi samego Boga…mężem, żoną, synem, córką…Odkryj że Bóg ale i ten drugi naprawdę Cię kocha, a życie jest realizacją powołania w miłości.
KADZIDŁO-człowiek pachnie Bożym wybraniem. Nie możemy być leniwi trzeba nam pachnieć całym sobą, mamy być odczuwalni/nie chodzi o dobre słowo, życzliwość, pomoc/ . Chrześcijanin to otwarta butelka perfum których zapach daje się od razu wyczuć…
MIRRA-tak, tak trzeba dbać o swoje zdrowie i dobre samopoczucie choć nie jest to łatwe. Człowiek dla człowieka potrafi być najlepszym lekarstwem ale i …reszty nie trzeba dopisywać.
I tak na końcu jak i my stanęli przed Dzieckiem. Co działo się w ich sercach?Myślę że uśmiechnięci ofiarowali swoje dary a potem pokój wprowadził się w ich serca. To była wycieczka ich życia i choć Herod czyhał za rogiem oni niczego już się nie bali bo znaleźli Pana. Machnęli na niego ręką i pojechali do domu.
Hmm to takie doświadczenie które my budujemy w sobie każdego dnia ucząc się od Mędrców którzy kiedyś przybyli do Betlejem.
Zawsze jesteśmy w drodze a Marcin Luter dodał”Tak naprawdę jesteśmy żebrakami.I to jest prawda”. Królami i żebrakami zapomniał dodać bo nasze życie zawsze toczy się pomiędzy…obyśmy je tylko potrafili wygrać.
Może być zdjęciem przedstawiającym 2 osoby

Piotrek…..

Wczoraj…zupełnie bezsensownie, niespodziewanie bo przecież to jeszcze nie ten czas, wbrew jakiejkolwiek logice odszedł do naszego Pana nasz Piotrek Faliński proboszcz z niedalekiego Rudna. Dane nam było wspólnie przeżyć tyle pięknych lat począwszy od nyskiego seminarium po wczorajszy dzień. We wtorek przeszedł zabieg na sercu bo coś działo się nie tak. I to wszystko tak nagle przed świętami. Rano wysłałem mu SMS Piotrek jesteśmy z Tobą w modlitwie zaraz odzwonił Marcin jutro wychodzę. Popatrz rano odprawiłem roraty, potem podjechałem do kamilianów do spowiedzi a chwilę później w domu awaria serca…Jutro wychodzę to pogadamy…Trzymaj się Piotruś! bo tak do niego mówiliśmy.
Zawsze gotowy do pomocy. Mógłbym tu napisać kilometry tekstu
jak bardzo angażował się w parafię i powierzone mu obowiązki szczególnie ta jego ukochana straż pożarna. Nawet dzwonek w telefonie był jak syrena…Z reguły wspólnie jechaliśmy na nasze kapłańskie spotkania/zabierał mnie po drodze/ co było okazją do fajnych rozmów także i o naszym przemijaniu…I byliśmy razem w Bodzanowie u oblatów i w Ołomuńcu itd. Nawet rower ode mnie odkupił bo chciał trochę potrenować…Zresztą sportowcem był zawsze pamiętamy jak bronił naszej bramki seminaryjnej oczywiście na boisku. Cieszył się z remontów które miały miejsce w jego parafii. Był zapalonym myśliwym. U niego na urodzinach zawsze strzelaliśmy z wiatrówki a jeden z naszych gdzieś mu tam nawet dach uszkodził. I pamiętamy jego gościnność kiedy zapraszał nas na grilla co było także okazją do fantastycznych rozmów.
Piotrek zrobiłeś nam psikusa…kolegom kursowym tak przed świętami. Nie masz pojęcia jak nam trudno jest się w tym wszystkim odnaleźć. To co nie pojedziemy już razem nigdy?Nie pogadamy?Nie ponarzekamy?Twoje auto nie stanie już przed sośnicowicką farą? A Magdalenka we wrześniu?
No tak już wiesz wszystko…Ty jesteś już w Domu do którego klucze zdobywałeś przez całe swoje kapłańskie życie. W ten piątek usłyszałeś głos w skołatanym sercu że musisz wszystko zostawić i poszybować ku Ojcu. Zostawiłeś wszystko i wszystkich podniosłeś skrzydła z ziemi i wolnymi ruchami wzniosłeś się powietrze…czas wracać…I jeszcze raz spojrzałeś z góry na nas obiecując że nie zapomnisz o tych co ciągle w drodze ,także nas kolegach kursowych…Pamiętaj tam o nas…
nawet duchowo ale podjedź pod farę drzwi będą otwarte…
Ciężko dzisiaj pisać jeszcze w taki dzień…Piotrek nie martw będzie dzień kiedy i my dołączymy do Ciebie. Szkoda tylko że tak szybko musiałeś polecieć…ale Ty zawsze słuchałeś naszego Pana to dlatego…Piotrek do zobaczenia w lepszym świecie!
Może być zdjęciem przedstawiającym 5 osób, ludzie stoją i na świeżym powietrzu

Już dzisiaj bo za chwilę …

Już dzisiaj bo za chwilę ogarnie nas multum zajęć podjechała furgonetka z świątecznymi życzeniami i prezentami…I pięknie napisała kiedyś Ruth Keller…
Czerwone cyferki
Wyjątkowe święto
jak Boże Narodzenie
w kalendarzu
znaczone jest czerwonymi cyferkami.
Pragną
przypomnieć
kochającym
o czekających ich zadaniach.
Wzgórza wyrównać
Cienie przeskoczyć
Światło zapalić
Mury pokonać.
Za każdym rogiem
czeka brat i siostra
na nasze oczy
serca
i dłonie.
W tych trudnych czasach życzę każdemu nowego spojrzenia na bliskich i sytuację w której żyjemy by zauważyć zawsze więcej niż tylko to co na powierzchni. Patrzeć w serce i tak oceniać i żyć pośród podarowanych nam ludzi. Zauważyć potrzeby tych słabszych. Usiąść z nimi, potrzymać za rękę i wystarczy…dla samotnego i skołatanego przez życie pełnia szczęścia.Umieć także opuścić swój wzrok kiedy ktoś się pomyli..nie wyciągać tego na rynek ludzkich rozmów. Zamilknąć , uszanować…każdy potrafi zabłądzić…I mieć w oczach taką prostą betlejemską radość…to czyni zawsze dużo dobrego. Skłania do uczciwego uśmiechu który burzy mury…bo wszystko tak naprawdę zaczyna się od naszych oczu….
I serca takiego bez lekarstw jeszcze zdrowego oby jak najdłużej…
Otwartego na prośbę innych ale i pełnego miłości dla każdego choć nie jest to takie łatwe. Takiego na dłoni, gotowego do podzielenia się tym co się posiada…W kolorze mocnej czerwieni bo to świadczy o stopniu miłości zawartej w sercu…I niech bije dla każdego kto poprosi o cokolwiek bez zbędnego gadania i przekomarzania…
I dłoni nigdy nie zaciśniętych w pięść…otwartych i wyciągniętych w kierunku drugiego. Nasza dłoń potrafi zrobić tyle dobrego ale wiemy i niedobrego też…Dziesięć palców jak żołnierze gotowe do służby…Nie boją się zimna i mrozu potrafią czynić cuda. Prośmy
małego Jezusa o zawsze ciepłe dłonie bo one potrafią przynieść nadzieję i rozwiązanie trudnych życiowych problemów…
I marzeń życzę bo bez tego żyć się nie da i zdrowia kapkę i Bożego błogosławieństwa…nie jedzcie za dużo ,idźcie na spacer a na Pasterkę przyjedźcie do lasu na Magdalenkę…będzie wyjątkowo i po Bożemu.Obiecuję!
ps.Szkoda że nie będzie Marie Jaber z Hotelu pod Czarnym Psem to byłaby dopiero relacja. Ale będzie można wszystko zobaczyć na You Tube tylko trzeba wpisać hasło…św.Jakub Sośnicowice. Zaczynamy o godz.22.00….
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i w budynku

Tej nocy na deskach teatru naszego życia „BOŻE NARODZENIE”

Kiedy w rodzinie na świat przychodzi dziecko to jest prawdziwe wydarzenie.Nareszcie jest, tak długo wyczekiwane…
Potem wszelkimi możliwymi sposobami ta radosna wieść jest wysyłana w świat. Najbliżsi z bijącym sercem i telefonem w dłoni gorączkowo dzielą się radosną nowiną. I przychodzi ten moment kiedy się chce dziecko zobaczyć na własne oczy i potem to och i ach, gratulacje i szukanie oczywiście podobieństwa…prawdziwa radość.
I jeszcze zdjęcia, dużo fotek by uwiecznić taką wyjątkową chwilę.
Tak na pamiątkę by móc to przeżyć jeszcze raz.
I tak wędrujemy dzisiaj do Betlejem. Nie mamy zdjęć ale patrząc na postawioną stajenkę zaczynamy wchodzić w aurę świąt. Pewnie i z łezką w oku wracamy do czasów naszego dzieciństwa.
Przyglądamy się bacznie wszystkim aktorom tego Bożego przedstawienia, każdy inny..co innego ma do przekazania.
Najpierw w samym centrum mały Jezus Stwórca całego przedstawienia.Obok szczęśliwi ,świeżo upieczeni rodzice Maryja i Józef. Dokładani zawsze na końcu do szopki jako korona całego przedstawienia. I słyszymy głos tego małego Króla że nie rozwiąże naszych problemów ale że chce nam dać samego siebie. Będzie zmieniał nasze życie jak narodzenie dziecka zmienia swoich rodziców. Sam Bóg staje się dzieckiem i to zrobiła Jego miłość do każdego w swoim Synu. Nie pozwala nawet na zemstę na Kainie pomimo tego że zabił swojego brata. Wypala mu na czole małą literkę jota ,pierwszą literę Bożego imienia aby nikt nie podniósł na niego ręki bo miłość..I jest to prawdziwa słabość Boga …Jego miłość do każdego z nas. Delikatnie dzisiaj w naszym kierunku wyciąga swoje rączki..Nie, nie chcemy nami zawładnąć lecz ostrożnie podnoszone zmieścić w tym naszym szczelnie wypełnionym życiu. Z tej stajni czyni dom dla każdego
i trzeba się Nim zająć o Niego zatroszczyć…bo tak jak w życiu mamy tu wszystko i radość i ból, miłość i przenikliwe zimno.
A On? Pozostanie światowej sławy Reżyserem naszego ludzkiego pielgrzymowania…
Pasterze tacy prości którzy wprost przybyli od swoich zajęć nawet rąk dokładnie nie umyli. Jeszcze pachną stodołą, sianem i zwierzętami. Ubodzy tego świata. Uwierzyli natychmiast. Nie musieli setki razy sprawdzać w internecie albo w komórce radosnej nowiny. Nie dzielili włosa na czworo. Nie brali udziału w jałowych dyskusjach o wierze które prowadzą donikąd . W swoich spracowanych dłoniach przynieśli skromne dary. Mały Jezus zwrócił im wszystkim godność. Każdy czas posiadał takich niepozornych, źle ubranych pasterzy wiecznych odsuwanych na bok. A do takich właśnie Jezus przyszedł i takich kiedyś będzie poszukiwał i ratował….
A na niebie aniołowie, niebieskie piękne ptaki. Z radości fruwali aż pod sam firmament nieba. To świat który ma nam pomóc godnie przejść życie. Stoją przy nas, stróżują i płaczą kiedy czynimy zło. Dzisiaj jednak szczęśliwi bo ich Pan przyszedł na ziemię…
Maryja z Józefem w ciszy przeżywali tajemnice wiary. Matka Boga była i jest zawsze wsparciem dla każdego z nas. Nosiła taki obszerny płaszcz w fałdach którego każdy mógł się schronić.
Może by i dla siebie coś takiego zaprojektować? Z ogromnymi kieszeniami w których zawsze będzie dużo dobrego słowa i życzliwości.
I jeszcze zwierzęta bez których smutne byłoby to przedstawienie.
To podarowany nam świat przez Boga. Ktoś kiedyś w wigilijny wieczór w oczach swojego nie zawsze dobrze traktowanego psa zobaczył wybaczam..wybaczam..wybaczam.
Jeszcze na widowni ,ale czy potrafimy całym sobą przeżywać to Boże wydarzenie? A może pozostajemy tylko pasywnymi widzami i nic więcej. Trzeba aurę i zdjęcia z tego wielkiego wydarzenia ciągle nosić w sobie i to tak blisko serca. Tylko tak w pełni przeżyjemy Boże zstąpienie na świat.
Raz podniesiona kurtyna ciągle jest w górze dopóki pielgrzymujemy. Będzie jednak taki dzień i godzina kiedy przyjdzie stary niebieski teatralny woźny i delikatnie ją opuści.
Koniec przedstawienia …czas wracać do Domu. Ważne by mieć przy sobie raz kupiony bilet..nie wolno go zgubić w zawierusze życiowej ale mocno trzymać przy sercu. Nie wolno go oddać komuś innemu bo na nim jest moje imię nadane na Chrzcie św.
Ale dzisiaj patrzmy z radością na Nowonarodzonego Pana…
weźmy Go choć na chwilę na ręce bowiem każdemu chce pobłogosławić……

Tato

Świat w którym przyszło nam żyć potrzebuje na już mocnych ludzi, instytucji o silnym autorytecie cieszących się powszechnym uznaniem. Niestety dzisiaj większość autorytetów przeżywa głęboki kryzys.
Dotyczy to rodziców/spójrzmy na poranione relacje z dziećmi/ ,
nauczycieli czy duchownych. Generalnie dzisiaj dla młodego pokolenia autorytet kojarzy się z zupełnie innymi przestrzeniami niż nam starszym. Wiodącą rolę odgrywa tu internet, kolega, koleżanka czy przynależność do określonej grupy.
W rodzinie przynajmniej kiedyś takim autorytetem odznaczał się ojciec. Miał więcej siły niż mama i większe dłonie do przytulania.
Do niego należał głos rozstrzygający w różnych trudnych sytuacjach. Był czuły, dobry ale i wymagający . Myślę że większość z nas takiego ojca miała albo jeszcze ma. Mniej mówił niż matka, ale był zawsze konkretny w przestrzeganiu reguł
panujących w rodzinie…pilnował tego.
Dzisiaj z mroku Adwentu wychodzi ku nam postać wyjątkowa przybrany ojciec naszego Pana św. Józef. Człowiek wielkiego formatu, który od samego początku musiał się zmierzyć ze scenariuszem napisanym przez samego Stwórcę.Dla jednych pozostaje młodzieńcem który zakochał się po uszy w swojej Miriam a dla innych wdowcem który staje się opiekunem Jezusa i Maryi.
W pewnym momencie na arenę jego życia wkroczył sam Bóg.
Tak misternie układany plan wesela i wspólnego życia legł w gruzach. Naprzeciw Józefa stanął sam Stwórca prosząc by Maryję zabrał do siebie mimo wszystko…
Józef stanął przed heroicznym wyborem. Dał z siebie wszystko a tu taka niespodzianka? Jaki miał wybór?
Mógł Maryję oddalić po cichu, bez rozgłosu jakby się wszystko rozeszło po kościach. Czy byłoby to sprawiedliwe wobec niej?Nic złego nie zrobiła a on nie wierzy jej słowu? Tak zakończyłaby się ich miłość.
Mógł sam się usunąć. Zostawić Ją samą, ale nie chciał tego bo przecież naprawdę był zakochany.
A może jednak podjąć to Boże wezwanie?Zaryzykować w imię miłości Boga i Maryi?Zostać przybranym ojcem Bożego Syna?
Choć przekraczało to ludzkie myślenie wybrał taką drogę i odpowiedział Bogu tak jak kiedyś Maryja. W ten sposób odsunął wszelkie podejrzenia od Matki Bożej i Jej Syna.
Dokonał tego Józef, który na kartach Pisma św. nie powiedział ani jednego słowa. Przemawiał cały czas swoją postawą. A Bóg przychodził do niego po kładce kruchej jak sen…do niego który miał ręce stwardniałe od ciężkiej pracy i serce tak kołaczące od nadmiaru emocji. Józef potrafił przede wszystkim słuchać dlatego często podnosił zwiniętą dłoń do ucha i nadsłuchiwał kroków Boga i anioła. Potrafił mocno wierzyć swemu Panu.
Dzisiaj laska w dłoni z której wyrasta nowa roślina. Symbol czegoś co jest niemożliwe ale nie dla Józefa w którego życiu kwitła wiara która stała się jego oparciem.
Prawdziwy ojciec, mężczyzna który chroni swoich bliskich. Nie obraża się na świat i ludzi. Nie wypisze nigdy swojego dziecka z religii bo dziecko musi mieć miejsce gdzie się nauczy Boga i dobrego życia. „Bierze Maryję do siebie” do domu ,troskliwy ojciec. Zawsze pozostaje w cieniu. Chroni ale i stawia wymagania.
To dzisiaj wzór dla każdego chcącego dobrze przeżyć życie mężczyzny a i nie tylko.
Jest u nas w naszym kościele. Strzeże nas ,pomaga kiedy przechodzimy do Domu naszego Ojca.
Jean Guitton napisał kiedyś:
„Odnoszę wrażenie, że czas Józefa jeszcze nie nadszedł. Nie wyszedł jeszcze z cienia..to dopiero jego początek”
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i tekst

Adwentowe ZOO

Prorok Izajasz należał pewnie do tych ludzi dla których ważna
była przyroda i świat, który go otaczał. Taki ówczesny, dobrze pojęty ekolog jakbyśmy go dzisiaj nazwali. Z otaczającego go środowiska czerpał pełnymi garściami łącząc to z Słowem które usłyszał od Pana. Sięgał do piękna natury, aby innym przekazać prawdę o nadchodzącym Zbawicielu.
U niego przecież wyrośnie różdżka z pnia Jessego…słaba na początku jeszcze roślinka która później zmieni się w dorodne drzewo. Aleksander Sołżenicyn opisywał kiedyś jak drwale pracowali przy obróbce drewna, jak układali w stosy potężne ścięte bale. I…z jednego z nich nieśmiało zaczęła wyrastać nowa roślinka. Bal leżał już trochę a tu?Taka niespodzianka…Nikt nie miał odwagi , by pociąć to drzewo..zauważyli jak chce dalej bardzo żyć.Moment ukazania jak z tego co przeznaczone na wyrzucenie, spalenie potrafiło zrodzić się coś nowego.
To jak z nami. Bóg ciągle namawia nas wybieraj dobre życie które może powstać nawet na tym, co wysuszone, zepsute czy umarłe…tylko trzeba podnieść głowę i wyruszyć w drogę.
Aby wzmocnić przekaz Izajasz wprowadził nas dzisiaj do swojego ZOO gdzie pokazał nam i zestawił ze sobą różne zwierzęta.
Ktoś pamiętam zapytał kiedyś proszę księdza kiedy usłyszymy kazanie w którym będzie choć trochę na temat zwierząt?
A na kolędzie proszono , by pogadać z panem sąsiadem, który swojego psa trzymał cały rok na dworze na zupełnie krótkim postronku. Ja już nie mogę patrzeć jak się ten pies męczy usłyszałem. W świetle Bożego Słowa zwierzę ma towarzyszyć człowiekowi w jego ziemskiej pielgrzymce. Razem mają przejść przez życie żyjąc, cierpiąc i na końcu umierając. Tragedia psa wyrzuconego na początku wakacji z auta..jak biegnie jeszcze za samochodem, by po chwili zrezygnować..Niestety jego pan już się nie zatrzymał…nie wrócił. Dramat psiaka który dalej czeka na „wyrzuconym” miejscu. Podeptano psią wierność, zelżono ofiarowaną przyjaźń. Wygrała wygoda….
Zwierzęta były także przy znanych świętych. Św.Filip
Neri miał swoją rudą kotkę i psa który wabił się Capriccio. Udało mu się nawet założyć małe ZOO. Każde zwierzę było dla niego przyjacielem. Jak pisał były odbiciem cienkich skrzydeł Anioła Stróża. I jeszcze Padre Pio ze swoim psem Leonem i św. Kamil z osłem.
Victor Hugo” Bóg daje psa.Pies jest cnotą, która nie mogąc stać się człowiekiem stała się zwierzęciem”Świat byłby smutny bez zwierząt….
Izajasz zestawił dzisiaj zwierzęta w pary które logicznie absolutnie do siebie nie pasują…
Wilk i baran
Pantera i koźle
Cielę i lew
Krowa i niedźwiedzica
I jeszcze
Dziecko wkłada rączkę do kryjówki żmii
I historia z niemowlęciem…
To wszystko wyraz ogromnej tęsknoty za pokojem między ludźmi…pokojem z całym światem i stworzeniem. Pokojem w sercu…
Ktoś powie za piękne by w to uwierzyć? To świat jałowych marzeń, nasza rzeczywistość jest brutalna. Widzimy to wszędzie a szczególnie w toczącej się wojnie.
Kto pomoże nam zrealizować nasze tęsknoty i marzenia?Czy Bóg okaże nam kolejny raz swoje miłosierdzie?
Tak przyjdzie Boży Baranek Jezus Chrystus …pokaże nam drogę do Ojca i umrze na krzyżu tylko po to by trzeciego dnia wrócić do życia. Pomoże zrealizować każde marzenie…tylko trzeba go posłuchać…
Nie trzeba być w życiu lwem…może warto pokazać swoją dobroć i siłę wykorzystać na dobry uczynek
Nie trzeba być przebiegłym jak wilk czy mocnym jak niedźwiedź może ktoś potrzebuje naszego ciepła i miłości.
I staje powoli w naszych drzwiach Ten który nadaje sens marzeniom i tęsknotom. Nam trzeba wysiąść z pociągu naszych starych przyzwyczajeń i popełnianych błędów …No tak ale jak?Skoro tam jest tak przyjemnie i ciepło. By marzenia nabrały kolorów trzeba wyjść i stanąć na peronie swojego życia..postać chwilę albo usiąść na ławeczce. Potem wyjść na miasto i dobrze się rozglądać szukać i wołać…Nie zatrzymywać się przy witrynach sklepów tylko pójść dwa kroki dalej..a znajdziesz Go…jest już blisko.
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i na świeżym powietrzu

PODSŁUCHANE

Tak pamiętam
to chyba piątek już mocniej ścisnął mrozem….
Spojrzałem w górę
trzy pale nieheblowane
i jeszcze trzy w poprzek
i trzy postacie
takie ze zwykłej blachy
ludowo pomalowane…
Pachniało świeżą sosną …. ktoś pośrodku lasu postawił krzyże…
Po chwili
ukryty za drzewem usłyszałem
jak konającym głosem
wiszący zaczął rozmowę…
Umierali
jeden Niewinny
reszta z wyroku
Wszyscy stali na progu śmierci
potrzebowali kogoś kto złapie za rękę
Ale?przecież nie mogli ich oderwać
porażka i to tak na końcu
dlatego wypowiadane słowa
nabierały coraz większego ciężaru
Ten z prawej patrzy na tego w środku
wie że jest jego Królem,
wie, że nie zostawi go w tej ostatniej chwili,
potrzebuje jego miłości
i Ten w środku próbuje oderwać rękę
nie daje rady
szepnął tylko dziś ze mną będziesz….
Słowo które zburzyło dla niego mury raju
do którego go później wprowadził
i jeszcze zapytał jak każdy umierający
Będziesz ze mną? Pomodlisz się za mnie?
Dostał wszystko
wchodzą razem w ciszę lasu na wieczność
Tylko ten drugi dalej wiercił się z niepokoju
nigdy nie mówił przepraszam i dziękuję
i został na krzyżu
na zawsze….
Naciągnąłem mocniej czapkę na uszy
przylgnąłem do starej sosny
poczułem zapach krwi
usłyszałem charkot i rzężenie płynące od krzyża
coś się kończy
coś zaczyna
Pogubiony w myślach
wołałem Przyjdź Królestwo Twoje
modlitwę ludzkiego przejścia…
…………………………………………………………………………….
Naraz zrobiło się cicho
tylko krew kapała z wysoka
i barwiła zmrożoną ziemię.
Podszedłem blisko
kropla spadła mi na twarz
Objąłem rękami
ciepłe jeszcze drzewo
Łza zabarwiła się na czerwono
nie dałem rady
usiadłem i oparłem się o drzewo
przez chwilę poczułem jak ktoś
chciał mnie zabrać
ale prosiłem jeszcze o chwilę
I wtedy zobaczyłem na nadgarstku
wytatuowane
Dziś ze mną…
krzyknąłem w górę Wspomnij na mnie gdy przyjdziesz
Wstałem
wsiadłem na rower
pojechałem w narastający mrok…
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba

BRACIA.

Pomiędzy Kainem a Ablem
prawie nic
cienka linia
a ta sama krew.
Bracia.
Buty prawie identyczne
chyba z tego samego sklepu
prawe bardziej znoszone
nawet sznurówki
w tym samym kolorze.
Koszule
każda po bracie
lewa kieszonka pełna miłości
mój Brat…
……………………………………………………………..
Tak było do dnia
kiedy słońce zaczęło płonąć zazdrosnym kolorem
a poszło o zwykły dym,
nie jakiś wydumany
ale ten prosty z ogniska
w którym tańczyła sobie swawolnie zawiść.
I był taki cichy wręcz niezauważalny moment
takie zagapienie się połączone z przemyśleniem
i wszystko runęło w ogień
ludzkiej zawziętości.
Kain zasępił się nad słowami jak to?
i nie znalazł odpowiedzi.
Od tej pory zaczął szukać kamienia
takiej mniej więcej wielkości jak głowa Abla
………kiedy było już po
spalił doszczętnie prawie wszystko po bracie
wyrzucił buty
pozbierał swoje rzeczy i uciekł w noc….
Biegł nie szybciej niż Bóg
który go dogonił opodal drzewa figowego
tak tam to dokładnie było…
Złapał w ramiona i potrząsnął
coś ty zrobił? Jak mogłeś?
Na nic pokrętne słowa,
i czerwone lica
i sweter miętoszony pomiędzy palcami
zdradziły go plamy krwi na koszuli.
Nie pozbawił go życia
obiecał mu przekleństwo i trud życia
Od tej pory
na czole nosił mały znak
przynależności do tych co podnieśli rękę
ale których nikt nie mógł zabić
bo miłość….
Może być zdjęciem przedstawiającym rzeźba

Nie zjedzą nas kruki i wrony…

W dobie ogromnego kryzysu energetycznego, kiedy zastanawiamy się jak ogrzać pomieszczenia w których żyjemy ,
skąd wziąć opał niektórzy powoli przeszukują przepastne piwnice i zabudowania gospodarcze w celu odnalezienia gdzieś tam dawno schowanego piecyka tzw. „kozy”. I płacze człowiek dzisiaj krokodylimi łzami że był moment prosperity kiedy wszystkiego się pozbywał bo przecież gaz i gaz …i fotowoltaika. Po co trzymać stare klamory i piece wszelkiego typu a dzisiaj? No cóż pozostaje pozostać beksą.
W czasie pandemicznych porządków za starymi kościelnymi drzwiami odkryłem prawdziwy skarb no właśnie rdzawo czerwoną kozę która dzisiaj nie podłączona stoi jako dekoracja w moim mieszkaniu. Jest naprawdę wyjątkowo urokliwa…
„Oto nadchodzi dzień palący jak piec” wołał do nas Malachiasz.
No tak daje ciepło ale i spala to co niepotrzebne, oczyszcza i tu muszą uważać pyszni i nieprawi jak mówi Słowo bo będą spaleni jak słoma. Motyw ognia i pieca znany z kart Biblii/trzej młodzieńcy w piecu ognistym/ . To Bóg przychodzi wśród ognistych płomieni i pożera/mocne/nieprzyjaciół .Jego gniew uderza w tych którzy nie przestrzegają prawa. I ciekawe pojawia się nawet konkret pycha matka wszystkich grzechów. Bóg odwraca się od pysznych. To grzech dla Niego odrażający, to arogancja z jaką odrzuca się Stwórcę. Myślenie tylko i wyłącznie pod siebie i tak tworzenie dalszej drogi, bycie bogiem ale dla siebie. I tym grozi to że mogą stać się zwykłą słomą którą chętnie
niweluje ogień…Jest jednak nadzieja dla wiernych bo zobaczą Słońce Sprawiedliwości. Trzeba będzie jednak nauczyć się wymawiać pobożnie Jego imię. I tak uratuje sprawiedliwych ale i dla nas przestroga na każdy dzień by nie zajmować się inwestowaniem w słomę bo to wszystko przeminie raz dwa.
Ale kiedy to nastąpi?Data?Godzina?Rok?
Nie jesteśmy świadkami Jehowy by bawić się w liczby i wyznaczać daty. Nie znamy dnia ani godziny Ojciec wie a my patrzmy w niebo i nie zajmujmy się produkowaniem słomy.
Czas wypełnia się na naszych oczach…to kiedy jest teraz, już..
A jakie znaki będą?
OSZUSTWO-Będą ci którzy będą zwodzili używając nawet słów samego Boga i prowadzić na manowce. Wykorzystają i porzucą…
dlatego trzeba czytać jego Słowo nie horoskopy ,słuchać mądrych ludzi, modlić się i wołać Jezu ufam Tobie.
PRZEMOC I WOJNA-To rozgrywa się już na naszych oczach. To grzech który wraca do Kaina.Brat zabija brata. Owoc źle pojętej władzy która niesie ze sobą śmierć.
KLĘSKI ŻYWIOŁOWE-i to znamy bardzo dobrze.Bywa że przychodzą przez grzech braku miłości do natury w której żyjemy.
Tak trzeba nam zakasać rękawy. Czuwanie, oczekiwanie polega na zwykłym wypełnianiu obowiązków stanu
mąż niech kocha swoją żonę i dzieci
żona niech kocha swojego małżonka
troszczyć się o dzieci
docenić tego co obok, być dumnym z sukcesów innych
ksiądz to wie sam co najlepiej ma robić bo innych tego uczy.
„I włos wam z głowy nie spadnie” niezależnie od wszystkiego nawet i śmierci.Bóg przyjdzie aby zachować nawet nasze włosy…
Przyjdzie do nas w krzyżu swego Syna..
„Dzień palący jak piec” przyjdzie na każdego z nas. W popiele który pozostanie po każdym znajdzie się to co było najcenniejsze…Opadnie kurtyna i zostaną zdjęte wszystkie maski i zobaczymy swą prawdziwą twarz i wtedy On stanie przed nami jak Słońce Sprawiedliwości ….
I nie dopuści żadnego kruka ani wrony….
Może być zdjęciem przedstawiającym ptak i przyroda

Stanę w kolejce po biały kamyk…

Co było gdyby? Film, kino , marzenia wszystko żyje z wyobraźni
która potrafi przecież przenieść każdego z nas nawet i na chwilę w inne wymiary. No dobrze to trzy, cztery i uruchamiamy …
Co by było gdyby tak na moment figury naszych kościelnych świętych zeszły z obrazów czy ołtarzy i usiadły obok nas w ławce? Już to widzę …podenerwowanie i zagubienie .O co by tu takiego świętego zapytać? A o co pytał by nas?
No tak słuchamy ich biografii w dzień liturgicznego wspomnienia.
Może i tęsknimy za wyjątkowa postawą którą reprezentowali w swoim życiu…świętym życiu.
Dołączyć do tego tłumu stojącego przed Barankiem i to w czystych, białych szatach. I jak w Niedzielę Palmową w dłoni trzymać dużą, zieloną palmę a w drugiej mały biały kamyk na którym zostało wypisane nowe imię, którego nikt nie zna tylko ten kto je otrzymuje. Może z czystej ciekawości człowiek tak zamyka i otwiera dłoń ukradkiem patrząc czy jest imię mojego Boga, którego przez całe życie nosiłem w swoim sercu. I nikt mi go nie wyrwał…nikt.
Anatolij Łunaczarskij czołowy bolszewicki ideolog w swoim epokowym dziele”Poczemu nielzia wierit w Boga” napisał:
„Religia jest jak gwóźdź. Kiedy uderzysz w głowę wbijasz go tylko głębiej.Potrzebne są obcęgi.Religię trzeba chwycić mocno i wyciągać z korzeniami. To można osiągnąć naukową propagandą
i poprzez moralną i artystyczną edukację mas”
Aj poznałem już kiedyś ten bełkot przecież moje życie spędzałem jako młody człowiek w przepięknym socjaliźmie. I nikt i niczym nie wyrwał nam wiary ze serc panie Łunaczarskij czy jak tam panu bo ja nie dałem się nigdy rusyfikować i to jest mój sukces życiowy. Tego nauczył mnie mój ojciec. Panie Anatoliju pan
pewnie gdzieś z tymi swoimi obcęgami dalej sobie siedzi /rzeczywiście robotnicze myślenie/ a wiara trwa niezmiennie… Tylko stojący przy Baranku,
ci z boku będą się dopytywać -bo jak zwykle czegoś nie dosłyszeli albo nie uważali- skąd oni się tu wzięli?
Przyszli pod tron z ucisku, ciężkiej pracy nad sobą, po 1000 odbytych spowiedziach i ciągłym mówieniu dziękuję, proszę i przepraszam…i cały czas bielili szaty we Krwi Baranka i uważali by nie było na nich ich śladu brudu…
Moi święci, błogosławieni z dumą powie Pan.Każdego pozdrawia i przytula do Boskiego Czerwonego z miłości serca. A ci płaczą wręcz ryczą z radości i siadają w ławkach odczytując z białego kamyka numer swego miejsca. Stąd na wieki będą oglądać Boże oblicze na wieki …a od czasu do czasu chodzić na zajęcia niebieskiego chóru…szczęśliwi.
W pierwszych ławkach ci, którzy dali najwięcej . MIejsce okupili nawet własną krwią.O nich Kościół powiedział „Ich życie było wyjątkowe, ciągle odmieniali oblicze tej ziemi są na pewno w niebie”
I kolejne miejsca dla wiernych, uczciwych i dobrych. Musieli zdać egzamin z codziennego życia, spotykali na swojej drodze trudnego bliźniego …to nasi rodzice i bliscy których przecież postawą niejednokrotnie żeśmy się zachwycali. I nauczyli nas dobrze pracować bo praca potrafi człowieka uszlachetnić…
I w końcu szczęśliwi nawróceni w ostatniej godzinie. Po drodze zaliczyli niejednokrotnie czyściec. Wiecznie szukający ale dobrzy ludzie. W życiu kierowali się czynionym dobrem ,choć ich losy przed Bogiem były lekko skomplikowane. NIgdy się Go nie zaparli, szukali, błądzili ale nie odeszli…Potrzebowali Boga ale jakoś nie potrafili tego sformułować. Tak naprawdę liczyli na końcu na jedną Kroplę Chrystusowej Krwi by choć zamoczyć rąbek białej szaty.
A gdzie jest nasze miejsce?Czy w ogóle będzie dla nas przygotowane?
Janusz Nowak tak pisał w wierszu „Julka Apostatka”:
Ale czy pomyślałyście o oleju/o oliwie czy pomyślałyście/Na nic się nie zdadzą wasze puste lampy/gdy wróci Ten którego nie znacie /czy zapamiętacie chociaż te dwa słowa/ aby je w ostatniej sekundzie wykrzyczeć/Galilejczyku wygrałeś/”
I to trzeba dobrze zapamiętać Galilejczyku wygrałeś dla nas życie w Twoim domu….i zapisać długopisem sposobem dziecięco -młodzieżowym na otwartej dłoni…by nie zapomnieć…
Może być czarno-białym zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i pomnik