Archiwum kategorii: Słowo proboszcza

Z torebką i oliwną lampą na wesele…

Poczucie że przyszło się za późno…jest znane prawie każdemu.Oczywiście istnieją ludzie którzy nigdy się nie spóźniają ale do nich świat nie należy.
A drzwi zamknięto…niestety gdyby 5 minut wcześniej…
I próbował człowiek potem różnych forteli i łamigłówek słownych aby ten po drugiej stronie wreszcie otworzył a tu nic, albo już nikogo nie było albo po prostu już nie dało się otworzyć. Minął przysłowiowy czas…I na nic pukanie i proszenie…Potem pojawia się taka charakterystyczna bezradność i co dalej?
Taki dramat zastajemy dzisiaj w fragmencie ewangelijnym opowiadającym przypowieść o przysłowiowych pannach weselnych na razie bez rozróżniania która do jakiej kapeli należy.
Kim są?
Panny albo druhny towarzyszyły oblubieńcom w czasie obrzędów weselnych/tak jak i dzisiaj/. W czasie składania przysięgi małżeńskiej stały z zapalonymi lampami albo pochodniami ..no, no oczywiście wystrojone…nowa sukienka, fryzura taka od rana, makijaż najwyższej klasy i wszystkie inne weselne akcesoria…
Oczywiście wcześniej podjechały pod bramy weselnego domu i tak zaczynało się ich czekanie. Podobno pan młody nie wiadomo z jakich jemu tylko znanych powodów/może mu coś tam jeszcze mama doradzała/robił wszystko by się po prostu spóźnić. A lampy cały czas się świeciły…Można sobie wyobrazić to wynudzone towarzystwo namiętnie patrzące w smartfony i ipady jak w poczekalni u dentysty albo w parku na ławce …I trwało to i trwało aż w końcu wszystkie posnęły…
A potem znamy to jak naraz rozległ się okrzyk i rozpoczęło się gorączkowe szukanie oliwy do gasnących lamp…W jednym momencie nastąpił podział na pięć które wcześniej zaopatrzyły się w zapas świeżej oliwy i kolejnych pięć które wiecznie roztargnione zapomniały oczywiście kupić…Tu u nas na takie osoby mówiło się klipa…nie obraźliwe ale takie dosadne bez przerwy nie dopinające czegoś…I oczy takie wielkie ze strachu co teraz zrobić…O tej porze Biedronka już dawno zamknięta a może spróbujemy gdzieś w prywatnym sklepie? I jedna mówi to chodźcie pobiegniemy szybko…może jeszcze kupimy karty do telefonu…na pewno zdążymy…A wtedy nadszedł oblubieniec..otwarto bramy i wszyscy razem weszli na ucztę…Kiedy bramy już solidnie zamknięto przybiegło pozostałych zdyszanych pięć i zaczęło sie pukanie..nic nie pomogło ani strój ani paznokcie…zatrzaśnięto bramy na amen i skończył się dla nich spektakl….
Naczynie na oliwę to wnętrze każdego z nas natomiast oliwa służyła do oświetlania ale była i symbolem radości i miłości…I tego nie dało się pożyczyć…O taką oliwę trzeba dbać przez całe swoje życie które jest jednym wielkim czekaniem na Niebieskiego Oblubieńca. Oliwa powstaje w długim procesie.Najpierw trzeba pielęgnować drzewo a potem kiedy znajdujemy na nim dojrzałe owoce oddajemy do tłoczni. Nosi w sobie drogę która ma swój rytm i historię.
Jezus dzisiaj palcem ostrzega każdego z nas nie można być wiecznie pustym naczyniem czerpiącym nie daj Boże z kogo innego..nie ma co oczekiwać pastelowego nieba bez własnego zaangażowania.
Gdyby dzisiaj przed nami stanął Pan to do której grupy by nas zaliczył? Mających czy nie ma mających ani kropli oliwy?
Zobaczcie jak pomiędzy tymi grupami rośnie dzisiaj napięcie ..tymi którzy kropla po kropli zbierają oliwę i tymi którzy dzisiaj nawet tej oliwy nie chcą zbierać…
Tłumy panien na ulicach i teksty mieszające świętość z błotem i napisy na domach Bożych.. czyste bluźnierstwa, okrzyki w których słychać przekleństwo i pani przyznająca się publicznie drżącym głosem do popełnionego grzechu a tłum skanduje brawo za odwagę…Nie ma czasu na oliwę…na dialog rozmowę…Ktoś mi powiedział niedawno ty tego nie rozumiesz …a ja cicho powiedziałem pewnie nie ale wiesz kocham te moje dziewczyny na zamku i inaczej nie mogę…Tak tak wszystko rozumię ale to z reguły walczy się potem , później bo sumienie nie potrafi tego podarować..nie potrafi ..sorry ale to wiem bo ludzie z tego mocno się oskarżają i nie potrafią absolutnie zapomnieć… im starsi tym gorzej…I po drugiej stronie ci dzisiaj wyśmiewani i konserwatywni kropla po kropli, życie po życiu głupi dla tego świata, uśmiech za uśmiechem i gest za gestem …cierpienie za cierpieniem..Ale są i ci z boku jak zawsze bez odwagi bojący sie wychylić bo tak lepiej z tłumem i tak jak wieje chorągiewka ..jak Nikodem po cichu w nocy dzwonią do księdza co mam zrobić ,jak zdobyć olej bo….Między innymi na zwykłej lekcji religii każdy z nas kiedyś uczył się Boga i tego jak czynić dobro..jak gromadzić oliwę w kaganku a tu słyszy sie wypisać z lekcji a co za to?Nauka płynąca z ulicy?Ale chyłkiem jednak trochę kościoła i kolęda no bo przecież komunia dziecka…bierzmowanie ślub no i oczywiście pogrzeb bo jak to bez księdza? Ludziom brak odwagi w tym ostatnim momencie pod bramą wesela by powiedzieć Bogu prosto w twarz nie wierzę Ciebie…nawet ci krewni kombinują by coś tam jeszcze temu zmarłemu wysłużyć…Dawno zabrakło już oliwy..zbiory porzucono już wiele lat temu…I może na końcu człowiek pomimo bogactwa stanie się zwykłym żebrakiem spod bramy wesela i będzie prosił o jedna kroplę i nic więcej…bo w naczyniu widać tylko puste dno…Czy znajdzie się ktoś kto pomoże wejść? Przeczytaj jeszcze raz przypowieść o ewangelijnych pannach a przejrzysz….znajdziesz odpowiedź….
mg
/kazanie na XXXII niedziele zwykłą św.Jakub Sośnicowice/

A u nas na krzyżu przy kościele …

A u nas na krzyżu przy kościele takie rzeczy dzieją się…może to znak czegoś nowego?Lepszego? Może i my powinniśmy tak zrobić w tych trudnych czasach? Gniazdo ,dom oprzeć o krzyż…chyba byłoby łatwiej?Albo…dzisiaj sam już nie wiem..Jednak obiecał zabrać nas na rozpostarte ramiona ,skrzydła i zanieść w bezpieczne miejsce…to niech zabiera i to najlepiej już…I będziemy mocno trzymać się Jego piór i ramion aby nie spaść w ciemną dolinę…I patrzeć cały czas w błękit nieba nad…warto…
zdjęcie ks.Adam

Kiedy nocą w kominiarce piszesz na ścianie kościoła bluźnierstwo …

Kiedy nocą w kominiarce piszesz na ścianie kościoła bluźnierstwo idziesz na wojnę z Bogiem…
Z praktyki duszpasterskiej wiem kiedy nie ma się już argumentów albo frustracja ze wszystkigo dobija chmur zaczyna się wieczny atak na Kościół Rzymskokatolicki tak było jest i będzie…Nie na islam ,protestantów czy judaizm ale na nasz Kościół ..Tak..tak uprzedzam nie jesteśmy bez błędów jako ludzie i trzeba nam się tu mocno uderzyć w serce..Chodzimy do spowiedzi, próbujemy coś naprawiać i nie wychodzi nam ale czemu tu jest winny Pan Bóg? Bo jest miłosierny i przebaczy nawet temu kto Go atakuje?I daje nam swojego Syna?Czego więcej?Czy zrobił komuś jakąś krzywdę?Możemy dyskutować z instytucjami ale z Bogiem?
Za każdym razem obrywa Stwórca..ludzie często przędą różne historie ale Jego się za wszystko atakuje…no tak bo tak naprawdę to kogo?Trzeba poszukać kogoś kto dzisiaj nie odpowie nie odda..trzeba nakręcać cała spiralę…I tak patrzę z boku na naszych chwiejnych katolików którzy dostali jakby wiatru w skrzydła by szukać nakładek określać się ale jak będzie potrzeba to przecież i Pan Bóg do nas się uśmiechnie a jak nie to coś napiszę na kościelnym murze i już…Prawdziwych katolików to nie złamie, niech nikt na to liczy…takich sytuacji w dziejach Kościoła było bez liku..Kościół dalej stoi tych innych już dawno nie ma…Z drugiej strony taki piszący musiał sięgnąć do dawno zapomnianej wiedzy religijnej aby nie popełnić tu herezji bo by wszyscy boki zrywali..
Drogi przyjacielu spod ostropskiego kościoła pewnie się teraz nakręcasz ilością lajków i planowaniem co jeszcze dalej napisać?Ile kościelnych murów chcesz jeszcze obsmarować? Nareszcie coś się dzieje a i jeszcze to klepanie po plecach ..jesteś wyjątkowy odważny bo nikt inny by tego nie zrobił tylko ty herosie z japońskiej kreskówki…
Posłuchaj co ci chce powiedzieć Matka którą namawiałeś do aborcji..
Życzę ci takiej wyjątkowej i kochanej mamy która jest zawsze obok..no tak ma swoje tysiące problemów i wątpliwości ale chce jak Ja ukochać swoje dziecko do końca..bez względu jakie jest…choć widzi jakie to trudne…
ps.Prawdziwi katolicy nie bójcie się…
mg
Obraz może zawierać: na zewnątrz

Ze zmodyfikowanego archiwum kapelana zwykłego…

Ze zmodyfikowanego archiwum kapelana zwykłego ale pełnego nadziei i miłości DPS w Sośnicowicach….na bazie napisanego kiedyś rozważania pod tytułem” Księżniczki z naszego zamku”
Nasz jak to mówimy zamek stoi pośrodku naszego urokliwego miasteczka. I jak każdy wie od dawna znajduje się tam Dom Pomocy Społecznej dla dziewcząt które my nazywamy księżniczkami bo przecież mieszkają na starym pałacu.No tak księżniczka to wyjątkowa pozycja i tu nie chodzi o wywyższanie się ale o całą aurę jaką wokół siebie wytwarza. Ma gest…poznać ją po tym jak się porusza nawet na wózku czy kulach…Ma swoje kolorowe stroje..Bardzo lubi przebywać wśród ludzi okazując każdemu wysłanemu uśmiechowi ogromną wdzięczność..i bywa że sama potrzebuje opieki. Taka zwykła księżniczka z naszego zamku…
Ponad 26 lat jestem blisko tego naszego sośnicowickiego Betlejem…Na korytarzu widać na fotografiach ich twarze bywa że niekiedy inne ale takie do ukochania …każda inna..próbująca pokazać kawałek siebie i swojego szczęścia.Jak na obrazkach ze znanych warowni gdzie na ścianie widać obrazy kiedyś tam mieszkających arystokratek. Za każdym zdjęciem jedna historia bywa że trudnego życia ..taka do przytulenia, popłakania się bo jak tak może być? I słynna jedynka z prawdziwymi księżniczkami które
które już leżą latami…tu Jezus rodzi się w bólu i cierpieniu ale i uśmiechu tych obok ..Wystarczy dotknąć dłonią policzka a za to nieziemski uśmiech tylko tyle i aż tyle…Niepełnosprawni ubogacają nasz szalony świat wbrew logice…Pozwalają odkryć w sobie zupełnie nowe pokłady/mama niepełnosprawnego Maćka proszę księdza nie wyobrażam sobie bez niego życia/ ..do czego potrafimy być zdolni i myślę że tak a nie na ulicy rodzi się niebo pośród nas i wcale nie trzeba go szukać daleko w chmurach.
Jezus przyjmuje każdego chorego …a jak ktoś nie daje rady to posyła kogoś kto mu potem pomoże..Ja tam zawsze uczę się niesamowitej pokory i pochylenia nad drugiem człowiekiem …
Wychodząc rano z plebanii widzę zapalone światła w oknach zamku..zaczyna się nasz i ich dzień…O ktoś tam macha zza szyby..macham z powrotem..budzą się księżniczki i …powinna także nasza miłość…
ps.Wszystkich sceptyków zapraszam na zamek kiedy minie pandemia..obiecuję że kiedy opuścisz to miejsce staniesz się innym człowiekiem.
mg

Kochasz mnie?

Tak naprawdę nikt z nas chyba nie lubi różnego typu nakazów i zakazów. I wiemy że z jednej strony ograniczają ale z drugiej potrafią także porządkować nasze codzienne życie. Bywa że niekiedy wręcz biblijnie zgrzytamy zębami kiedy trzeba zrobić to czy tamto…Każdy Żyd musiał mocować się z 248 nakazami i 365 zakazami/tak na każdy dzień coś/ ale chyba jakoś regulowało to codziennie pielgrzymowanie.
I dla nas znalazły się przykazania a wśród nich mówiąc po grecku megale czyli największe miłości Boga,bliźniego i siebie samego…Tu pojawiło się to jedno z najczęściej powtarzanych słów…Dzisiaj świat chce i woła o miłość bo nigdy jej za dużo…
Tęskni człowiek do prawdziwej miłości ..dość ma tej sztucznej..na pokaz ..i serialowej. A i w domu jakieś resztki walają sie po kątach ..albo w ogóle już nie ma nic …wypaliło się do cna.
Miłość potrafi być sponiewierana i podeptana..ale i pochłaniana w ogromnych ilościach z TV i nawet człowiek sobie nad jakimś romansem łezkę uroni..a sam? Nie może jej z siebie za nic wykrzesać. Dzieci gdzieś tam z boku błagają zauważ mnie..popatrz ja tu jestem dla ciebie…czy jesteś ze mnie dumny?Nic zero…Bliska osoba błaga wzrokiem i słowem popatrz jestem tu już tyle lat zauważ to…nic zero reakcji. Emocje uczucia tylko dla wybranych…nic ponadto…
Mamy problem z tym przykazaniem..bywa ciężkie jak krzyż ..ponad ludzkie siły.
Ile razy człowiek też i włożył w to przykazanie wiele i nic z tego nie wyszło?Wiara przeleciała wiatrem przez palce i ten drugi obok też..a przecież i samego siebie za bardzo nie lubię..Moje kompleksy mnie dobijają/oj szczególnie żeńska część ludzkości/.
A potem słuchało się w kazaniu jak to trzeba być dobrym jak chleb i chciał człowiek tak zrobić a inni to wykorzystali i zjedli całego i jeszcze obgadali a potem wołali jeszcze…
Kochać Boga?
No tak po przeżytych rekolekcjach ,kazaniu czy śmierci kogoś bliskiego oczywiście miało być inaczej..Jak wygląda moja modlitwa? Moja msza św.?Czy potrafię Mu zaufać? Mam pragnąć Bożej miłości tak do końca….
Młoda dziewczyna poszła kiedyś na spotkanie ze swoim ukochanym. Po drodze spotkała modlącego sie pustelnika ale go nie pozdrowiła. Ten zbulwersowany takim postępowaniem postanowił z nią porozmawiać kiedy będzie wracać. Dziewczyno jakie ty masz grzechy że nawet na mnie spojrzałaś kiedy się modliłem? A co to jest modlitwa?Zapytała..To rozmowa z Bogiem..Przykro mi ale ja nic nie wiem o Bogu i modlitwie..Biegłam do mojego ukochanego i tylko o nim myślałam i nie było w mojej głowie miejsca na nic innego. Nie widziałam jak się modlisz..ale jak ty mogłeś mnie widzieć skoro rozmawiałeś z Bogiem?
Dać Mu wszystko bez rozglądania się…
A bliźni?
Jak go kochać skoro wali się w niego jak w bęben ciche i wieczne oskarżenia i to bez przerwy i namysłu…Ciągle powtarzane jako najświeższy news i już nawet u ciotki na urodzinach mówią słowami znanej piosenki ale to już było..Proszę księdza wszystkim wybaczę ale sąsiadom nie…ksiądz dobrodziej rozumie im nie..są tacy wredni…Tysiące mniejszych lub większych przeszkód by dać temu drugiemu szansę na zaistnienie w twoim życiu…Dokładnie to wszystko znamy…
Ciągle nam trzeba dorastać do tego przykazania. Miłość pozostanie zawsze wyruszeniem w drogę w kierunku Boga człowieka i samego siebie…Zawsze będzie potrzebowała dobrego słowa gestu i życzliwości ..I nie wolno zaniechać miłości nawet jak jest ponad siły…trzeba w nią uwierzyć nawet wbrew sobie..zawsze gdzieś się przynajmniej tli…
mg
/kazanie na XXX niedzielę zwykłą rok A św.Jakub Sośnicowice/

No nie mam krawata ale czy ja muszę wyjść?

Czas przeżywanej pandemii zweryfikował trochę w naszej świadomości różnego typu spotkania, bale i uczty. Wprowadzono reżim sanitarny a z nim obowiązkowe maseczki, dobrze by mieć w torebce czy kieszeni środek dezynfekujący , limit osób i oczywiście odległości. My wolni ludzie nie jesteśmy absolutnie przyzwyczajeni do takich restrykcji ale wobec dzisiaj podanej liczby zakażonych to nie ma co protestować trzeba temu po prostu się poddać.
W przypowieści o królewskiej uczcie niemałą rolę odgrywają drzwi przez które wchodzimy aby celebrować zastawiony dla nas stół.
Dla wierzących to będą bramy każdego kościoła. Wchodzimy niekiedy nawet nie wycierając dobrze butów na ucztę którą przygotował sam Bóg. Tu bowiem przeżywamy najważniejsze wydarzenia z naszego życia od jego początku po koniec. To może parę obrazków jak to nasze przeżywanie wygląda…
Ślub, zawieranie małżeństwa to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu także i pod względem logistycznym. Wymarzona sukienka i dopasowany garnitur, wystrój kościoła z wyłożonymi chusteczkami do ocierania łez, oprawa muzyczna, lista gości i to jak ich usadowić bo przecież wiadomo że ten koło tego absolutnie nie może siedzieć…I bywa że i zawierający małżeństwo pomimo przygotowania nie bardzo wiedzą co się tu dzieje, co celebrują..Oczywiście nie dotyczy to ogółu ale bywa coraz częściej…Fasada i nic więcej…
Ale tymi samymi drzwiami wchodzi wiecznie sfrustrowany katolik pytający ciągle a po co to wszystko?Nie można prościej? W banku robi dokładnie wszystko według instrukcji no tu chodzi o mamonę ale w kościele przecież musi być luz i tyle…
Opowiadał pewnie kapłan jak komuś musiał odmówić rozgrzeszenia. Czego to się nie nasłuchał…Dzisiaj księże kochany nie ma czasu na pobożność..robota i jeszcze raz robota..Niech mi ksiądz tu podpisze i po problemie a zresztą niech się w ogóle wielebny cieszy że tu przyszedłem….Parada!
I próbuje potem człowiek jakoś ratować sytuację ale cóż z tego skoro ten po drugiej stronie i tak wie lepiej …i zawsze ma rację.
Chrystus woła każdego z nas na swoją ucztę… W skrzynce na listy mamy zaproszenie które wypisuje własnymi rękami prosząc byśmy nie zawiedli…I co potem dzieje się z tym zaproszeniem…
Można je zwykle zlekceważyć nawet nie otwierając koperty. Nie chce mi się i tyle co będę się tłumaczył.
Ktoś inny zaraz pomiął papier i wrzucił do kosza. Nie dla mnie te zebrania..Do Niego?Nigdy…
Inni przybyli chętnie ..Z szafy powyciągali najlepsze ubrania..mężczyźni założyli krawaty. A do ręki jeszcze mały prezent ot tak dla swojego Króla niech się ucieszy…
I potem ci współcześni kombinatorzy którym kolejny raz udało się wśliznąć..trzeba skorzystać skoro zabawa i jedzenie są za darmo.
Nigdy nic nie dali od siebie zawsze udało im się gdzieś wjechać conajmniej na plecach innych. Prezent?Szata godowa?Krawat? A przestań dzisiaj liczy się tylko spryt i cwaniactwo…
A Pan zachęca nas dzisiaj do uczciwego podjęcia jego zaproszenia. Bóg chce byśmy za Nim zatęsknili ..Nie chce podpisanych kartek i tego całego blichtru chce naszej tęsknoty do NIego która zawsze ubiera się w najpiękniejszą szatę godową…Wyłapania wśród tysięcy głosów właśnie Jego bo to pozwala na otwarcie ciasnych horyzontów..I woła każdego kto przechodzi obok i zaprasza aby w sakramencie pokuty i zwykłym przepraszam obmyć godową szatę tę którą mamy od naszego chrztu. I nawet największy grzesznik ma zawsze szansę na jego miłosierdzie..a potem..a potem będzie sam usługiwał przy stole i nawet ocierał płynące ze szczęścia albo żalu ludzkie łzy.
I przeminą wszystkie nasze szyldy, klamory, stragany, auta ,domy i pola …zostanie z tego tylko marny proch.
I staniemy tak przed drzwiami i Pan obejrzy naszą szatę tak nitka po nitce /przypominam chodzi o chrzcielną/ ..i .oby była wtedy jak najbardziej czysta…bo inaczej…biada, strach i zgrzytanie zębów..
ps.Nie zapomnij zabrać też i krawata…może się przydać..
mg
/kazanie na XXVIII niedzielę u św.Jakuba Sośnicowice 11.10.2020/

Etykieta z moją twarzą przylepiona na butelce wina z mojej winnicy ….

Pewnie każdy z nas będąc na południu Europy albo nad Renem zachwycił się przepiękną i bogatą winnicą. Równe rzędy rosnących winnych latorośli…obrzmiałe czerwonymi albo zielonymi gronami. Gotowe do wydania na świat wina…tworzące gęste, cieniste altany. Ilu tu pracy ogrodnika ..ile trudu wykonanego by później z małego grona smakować wyjątkowy napój. A kuleczki rano jakby zmarznięte i zimne… południem gorące od słońca potrafią ogrzać spracowane dłonie…
Mistyka średniowiecza chętnie nawiązywała do obrazu tłoczni wina. Tam bowiem z winnych gron toczono w cierpieniu i bólu wino które później na ołtarzu stawało się Pańską Krwią. Ból bo wymagało zgniecenia, totalnego wyniszczenia podobnego do męki i cierpienia na krzyżu naszego Pana Jezusa Chrystusa.
To tak jak rodzi się wino to tak i rodziło się nasze zbawienie…
Przypowieść o niedobrych dzierżawcach jest tekstem w którym czuć i widać ślady smutnych oczu , zawodu i bólu, setki niepotrzebnych słów i zachowań…
No tak winnica to najpierw Izrael który Bóg tak bardzo umiłował a ten Go potem odrzucił….To jego Kościół niejednokrotnie kulawy i poraniony grzechani swoich wiernych a na końcu winnica ma twarz każdego z nas.
I jest ten niebieski Gospodarz Ojciec rodziny bo tak Go można nazwać. Założył winnicę myśląc nie tylko o swoim dobrobycie ale i swoich dzieciach które potem miały z niej korzystać. Taka cicha stabilizacja gdzie wszystko sobie rośnie, ludzie pracują a potem liczy się zysk. A tu niegodziwi dzierżawcy wszystko przewrócili do góry nogami. Oszukują, kradną a nawet zabijają ..i trzeba by w tym momencie zawołać policję wojsko a On?
/Tak trochę jak w życiu kiedy ludzie inwestują na przykład w swoje dzieci ciesząc się że na starość ich przygarną i szczęśliwie w ich gronie dożyją swojego odejścia. A tu? Dawali z siebie wszystko..środki finansowe..zawozili do stół wszelakich …organizowali wakacje a na końcu dziecko i tak odwróciło się do nich plecami albo po prostu było im wstyd za ich postępowanie.
Prawdziwa ruina misternie budowanej winnicy…nic nie zostało. Wszystko zostało przehulane dosłownie i w przenośni..płacz i zgrzytanie zębów/
Odpowiadał coraz większą hojnością..posłał nawet swojego Syna.
Na fresku Fra Angelica siedzi Jezus i ma oczy przewiązane przepaską. Obok ludzie i narzędzia jego męki. Widać głowę jednego z nich jak dalej opluwa Zbawiciela i szydzi …Ale nasz Pan nic nie widzi ma oczy zasłonięte..Nie odpowie złem na zło…
I boli z miłością to Jezusowe Serce …Czy można w takim momencie współczuć samemu Bogu? Daje wszystko a jest odrzucony bo mi się nie chce, a i ksiądz jakoś mi nie pasuje, a właściwie po co to wszystko trzeba żyć pełną parą. A Bóg?Ciągle czeka pod bramą winnicy z wysoką podniesioną dłonią gotową w każdej chwili do zapukania ..prosi jak żebrak aby Mu otworzyć…
I jest tak potem że ktoś wreszcie otwiera przez dobrą rozmowę, lekturę ,bywa że i tragedię i żałuje dlaczego tak późno?
Czy spotkałem kiedyś w swoim życiu. ludzi podobnych do owych dzierżawców? Niektórych widziałem w TV ,o innych czytałem ale i osobiście poznałem kogoś nie widział sensu w otwarciu drzwi. I był to jego wybór …taki do końca choć potem i tak rodzina wybłagała jakiś chrześcijański pochówek bo co to ludzie powiedzą…I tak to co najważniejsze rozegrało się wcześniej przy niebieskiej bramie i to tylko Bogu jest wiadome i nam osądzać…Ale ile razy chciałem podać rękę tonącemu i nic..po prostu nic…Moja ,jego i rodziny porażka szczególnie kiedy można było przyjść z posługą sakramentalną. Pytanie o sakramenty św. w życiu człowieka staje się coraz trudniejsze..rok..dwa lata nie wiem nawet kiedy …A przecież pukał coraz głośniej szczególnie jeżeli ktoś chorował…
Ale Bóg jest niepoprawnym optymistą i dalej będzie pukał…nawet jak nam to będzie przeszkadzało…Jego miłość i miłosierdzie jest ponad wszystko..nawet gdybyśmy na końcu przynieśli tylko jedno czerwone grono z naszej winnicy… a na etykiecie trudno byłoby rozpoznać rysy naszej twarzy..
mg
/XXVII niedziela zwykła…1.10.2020 kazanie u św.Jakuba Sośnicowice/

z cyklu …Naprawdę nie nudzi…poezja

Cyprian Kamil Norwid
Pielgrzym
Nad stanami jest stanów-stan
Jako wieża nad płaskie domy
Stercząca w chmury
Wy myślicie, że i ja nie Pan
Dlatego , że dom mój ruchomy
Z wielbłądziej skóry…
Przecież ja aż w niebie łonie trwam
Gdy ono duszę mą porywa
Jak piramidę!
Przecież i ja ziemi tyle mam,
Ile jej stopa ma pokrywa,
Dopokąd idę!…
Kolejny obok Grety pomysł przelewania liter na FB szpalty to próba zainteresowania zwykłą albo niezwykłą poezją i tego co miał autor na myśli. Tego oczywiście nigdy się nie dowiemy bo trzeba by go zaprosić do jednego z licznych programów telewizyjnych czy radiowych a w niektórych przypadkach możliwość zgłębienia tematu pozostanie dla nas zadaniem na życie po…Oczywiście o ile będzie nas to jeszcze interesowało….
Pisanie powieści i wylewanie z siebie ton wyobraźni przekutej na litery pozostanie zawsze znojnym trudem realizowanym w zaciszu błyszczącego ekraniu komputera albo zwykłej kartki. Tam jednak zawsze trzeba dużo i dużo …Poezja jest bardziej finezyjna , wiotka nie taka gadatliwa ,wymagająca karkołomnych konstrukcji myślowych które niekiedy zahaczają o zwykły pożar w okolicy tylniej części głowy. Wymaga innego spojrzenia..remanentu swojej wyobraźni…ale finał bywa i taki że ręce sobie klaszczą po cichu sobie samemu…Nie nie proszę to dobrze zrozumieć nie z pychy ale zgrabnie wykonanego dzieła rzemieślnika słowa..Tak pewnie myśli Sorcinelli kiedy uszyje papieżowi ornat albo Basta kiedy spod rąk wymkną mu się wspaniale zrobione buty..albo tekst napisze się taki z głowy a tu ktoś powie och i ach…
Dzisiaj jako roztrzepany generalnie człowiek coś tam piszący na FB nie obiecuje żadnej regularności ..jak mi coś wpadnie takiego extra to wracam wtedy szybko ..ale żadnej regularności/zresztą tu wszystko można sobie samemu modelować i wycinać… aj jak dobrze/
I dzisiaj Norwid jeden z najwybitniejszych ale i trudnych poetów polskiej niwy literackiej. Wiersz mi bliski wszak i mój dom ze skóry wielbłądziej. Ludzki los przedstawił w formie doli zwykłego pielgrzyma. No i tak przecież jest ..ile to lat pielgrzymujemy do celu? Dziesiąt a niekiedy i mniej ale to stan ludzkiego powołania i życia godnego” jako wieża nad płaskie domy”. Z głową w chmurach? Chyba tak jest łatwiej niż być tylko schylonym i patrzeć na ziemię. Potrzebujemy tej chmury aby oderwać się trochę od ziemi…pomarzyć bo marzenia i czekanie nadaje ludzkiemu pielgrzymowaniu sens. I to nic że dzisiaj ” dom mój ruchomy” …dążę do domu który będzie stał na mocnym fundamencie na zawsze. Nie gorszy od innych postawionych na stałe…choć przecież tylko jestem pielgrzymem ja ale i każdy obok…I potrzebuję pokarmu na drogę i oparcia dlatego pozwalam aby niebo porwało mnie tak wysoko..ponad szpicę piramidy…I czuję i bywa że tak jest i wtedy kiedy droga wije się przede mną trawiastą równiną jak i wtedy kiedy pojawiają się niełatwe podejścia. Jestem jednak szczęśliwy i doceniam to co mam ,tyle ziemi ile jest pod moimi stopami, ale idę…idę i to jest cel mojego pielgrzymowania by kiedyś dotrzeć ponad chmury.
Czy Norwid tak rozumiał swój wiersz?Nie wiem …Dla mnie pozostanie kimś wyjątkowym bo uświadomił mi kolejny raz kim jestem i dokąd podążam..Jak kruche jest moje życie ale odczytywane w świetle wielkich słów może być inne pełne marzeń z głową w chmurach…no tak ale.. Dopokąd idę…
mg

Niemożliwe …a jednak uwiodłeś mnie Twoim krzyżem i do tej pory nie potrafię w to do końca uwierzyć….

Przekonać kogoś do swoich poglądów nie jest łatwo…jeszcze gorzej do pójścia za sobą. No może w nagłej klasycznej miłości to jeszcze człowiek trafiony strzałą amora idzie do przodu bez względu na wszystko …niejednokrotnie zaślepiony powstałą emocją i uczuciem. Bywa że się potem żałuje i to ostro ale cóż błędy i powroty są wpisane w każdą ludzką biografię. Można pójść w miejsce gdzie świeci słońce i generalnie jest dobrze ale w trudy?Wyrzeczenia? To wymaga ogromnego hartu ducha…
A tu dzisiaj Jeremiasz przyznaje się że go uwiodłeś, ujarzmiłeś i przemogłeś..Nic na siłę… Słuchał tylko Twojego łagodnego i pełnego dobroci głosu. A potem ci z boku z towarzystwa pokazywali palcami i urągali ..patrz jaki staroświecki i mało nowoczesny…Dzisiaj wszystko jest inne musisz to zrozumieć…inne czasy. I wtedy rodziła się pokusa aby uciec z tego przyjętego wcześniej zawołania bo po co mi to wszystko? Mam tylko jedno życie…i chce je przeżyć w spokoju. Cios za ciosem..choroba za chorobą a im więcej tego to w sercu i nerkach bardziej płonął ogień który przepalał wszystko..i nie można go było niczym zgasić chyba tylko ucieczką.
No tak chodzi o zwykły ludzki krzyż. Najpierw ten z opowiadań i książek a potem ten konkretny i realny. I myślał człowiek przecież zawierzyłem Mu do końca ale po co ten ciężar na ramionach? Czy nie można inaczej? Niech sobie stoi w kościele, wisi na ścianie ale po co w życiu? I zdaje sobie sprawę że wtedy kiedy będę najbardziej szczęśliwy krzyż wyłoni się z mroku zapraszając do współpracy…I były wcześniej takie dni kiedy było cicho i człowiek sobie rano spokojnie wstawał a potem…potem codziennie po porannej toalecie musiał być gotowy do niesienia a krzyż zawsze taki szorstki, ciężki, za trudny, niezrozumiały…
W Nowym Jorku znajduje się kościół pod wezwaniem Krzyża św.
W przeciągu krótkiego czasu został obrabowany i to aż dwa razy.
Za pierwszym razem skradziono tylko skarbonkę. W czasie kolejnego włamania ukradziono ciało P.Jezusa tak zwaną pasyjkę z ogromnego dwumetrowego krzyża. Ciekawe ale krzyża nie zabrali. W wywiadzie dla miejscowej gazety kościelny powiedział „Złodzieje zabrali tylko korpus P.Jezusa ,krzyża nie chcieli i to pozostaje dla nas zagadką. Może ten krzyż był dla nich za ciężki?
Wydaje mi się że kiedy kradli to mogli zabrać wszystko inaczej to nie ma sensu”.
I tak stoimy z tymi naszymi krzyżami trzymając je mocniej lub słabiej…Co zrobić? Jak nieść? Jak przygotować swoje ramiona by kiedyś w przyszłości umieć go podnieść?
Na pewno będzie wtedy zimno i ciemno albo jasno będzie świeciło słońce a tu trzeba będzie się zaprzeć samego siebie…Powiedzieć sobie nie..że nie będę się uskarżał, biadolił, powstanę jak Jezus po którymś z upadków. I jeszcze trzeba będzie zagryźć zęby tak prawie do krwi bo będzie bolało i wycedzić przez nie „Ciebie mój Boże pragnie moja dusza” i jeszcze „szukam Cię” bo proszę o jedno słowo pociechy i oparcia bo Ty wiesz „…jak bardzo wpatruję się w Ciebie w świątyni „
Tak dopiero rodzi się w ciszy nowe powołanie rąk które już nigdy nie będą puste ale z drugiej strony słyszę głos”Kto straci swoje życie z mego powodu ten je znowu znajdzie „
No tak każdy z nas ma albo będzie miał swoje Jeruzalem do którego musi dojść…nawigacja przewiduje tylko jedną drogę bez objazdów przez KRZYŻ.
Obraz może zawierać: 3 osoby, buty i na zewnątrz

….tak naprawdę dobrze bez Ciebie nie potrafię jeździć nawet na rowerze a chodzić po wodzie ..to już wcale..

Pod względem spania społeczeństwo dzieli się na tych co go potrzebują dużo i na tych co im wystarczy kapka i już są gotowi znowu do działania. FB doskonale to wyłapuje mieniąc się zielonymi kropkami i pokazując kto, kiedy i ile spał. Jednak wszyscy się zgodzą że godzina czwarta nad ranem jest czasem trudnym. Chyba że jest to noc nieprzespana, albo ktoś pracuje o tej porze bądź zaczyna swój dzień. Czytamy w Piśmie św. jak to o czwartej straży nocnej…Rzymianie wprowadzili taki termin a to naprawdę czas pomiędzy trzecią a szóstą rano. To szczególny moment dla ludzkiego organizmu jest on bowiem wtedy najsłabszy. Statystyczne wtedy jest najwięcej zgonów, najłatwiej zasnąć za kierownicą czy złodzieje wybierają się na kolejny skok.
Kiedy budzisz się o tej porze jest jakoś tak dziwnie i nie do końca ani to wstawać ani niekiedy spać…zaczynają pojawiać się „demony”. Sarah Kane napisała swoją brutalną, kipiącą dziwnym historiami sztukę pt.”4.48 Psychosis” określając ten godzinę jako czas samobójców. Brrr wróćmy do czegoś cieplejszego choć za oknem żar leje się na potęgę…
I w takim momencie przychodzi do swoich uczniów Jezus. Sami bali się Go, słabo widzieli i nie potrafili rozpoznać Pana. Pewnie było im zimno tak nad ranem…Jako rybacy dobrze znali tę trudną godzinę.
W podobnej aurze możemy dzisiaj także odnaleźć proroka Eliasza co prawda nie w łodzi ale w grocie czeka na swego Boga. Była noc i gwałtowna wichura…a potem Pan przychodzi w delikatnym powiewie obiecując swoją obecnośc zawsze.
Na falach jeziora przychodzi także prawdziwy Bóg i Piotr próbuje pobiec do Mistrza ale co się dzieje ? No tak tylko dwa kroki a potem otwiera się morska otchłań…
Każdy z nas uczył się kiedyś jeździć na rowerze i zna ból utrzymywania równowagi. Na początku do wehikułu przymocowywano jeszcze kolejne dwa kółka by potem z czasem jeszcze przy pomocy kija z tyłu, ale coraz częściej samemu zacząć jeździć. A trzymasz mnie tam? Proszę trzymaj mocno? I nawet człowiek nie wiedział kiedy sam zaczął mknąć przez świat. Tak bardzo jednak była potrzebna ta obecność drugiego..ta jego pomoc i ręka…
Każdy z nas kiedyś czegoś się uczył i potrzebował dobrej rady i wskazówki nauczyciela. Piotr dzisiaj w swoim okrzyku „Panie ratuj mnie” wyraża swoją prośbę..taki akt strzelisty by powtarzać to szczegolnie wtedy kiedy grozi nam grzech, kiedy chcemy powiedzieć jedno słowo za dużo, kiedy ogarnia nas gniew albo nienawiść…uczy nas tego zwykły Święty Rybak topiący się w jeziorze…
I chyba taka modlitwę trzeba rozciągnąć na całe swoje życie bo zdajemy sobie sprawę jak łatwo nam codziennie utonąć w różnych naszych sytuacjach. Ratunkiem zawsze pozostanie wyciągnięta w naszym kierunku dłoń naszego Pana.
I dlatego dłonie Boże i te nasze są takie ważne. Ostatnio pisząc rozważania na pielgrzymkę w którym dotykam sakramentu kapłaństwa i małżeństwa zauważyłem jak ważne tu są ludzkie dłonie. Kapłan swoje wkłada w ręce biskupa oddając mu całkowicie swoją wolę , małżonkowie trzymając się za ręce składają przysięgę i nakładają obrączki mówiąc jesteś mój..jesteś moja..
Trzymajmy się wszyscy tej dłoni Boga ..pomoże nam nauczyć się jeździć dobrze na rowerze ..no z chodzeniem po wodzie będzie trudniej choć czy ja wiem?Pisze że wiara góry przenosi a co dopiero pobiegać po wodzie…No to spróbuję kiedyś ale na wszelki wypadek wezmę kapok gdybym zwątpił…Piotrze tego zapomniałeś ale Ty zawsze miałeś szczęście bo obok Ciebie był Twój Mistrz….
mg
/fragment kazania na XIX niedziele zwykłą Sośnicowice ks.Marcin Gajda/