Wszystkie wpisy, których autorem jest Grzegorz Brzoza

WSPÓLNOTA PRZEBITEGO BOKU I ŁEZ JEZUSOWYCH

Rolling stones
I KIEDY wydawało się, że Wielki Piątek to finał Jezusowego dzieła……
KIEDY chwilę wcześniej Jego matka trzymała święte Ciało w swoich rękach…nie potrafiła się pożegnać z Synem i oddać Go zimnej skale….
KIEDY jak pisała Magdalena Riedi włoski pielęgniarz Massimiliano pielęgnował św. Jana Pawła II , a potem opowiadał” Miał silną wiarę. Był do końca przeniknięty Bogiem. Kiedy obejmowałem Go ramionami, aby podtrzymać czułem w nim prawdziwą moc Ducha. Ja czegoś takiego nigdy nie doznałem w życiu”…
I TAK JEST KIEDY CZUJESZ PRAWDZIWĄ ŚWIĘTOŚĆ I ZACZYNA MÓWIĆ BÓG….
STAŁO SIĘ!!!! JEZUS ZMARTWYCHWSTAŁ!!!!
Ogromny, zimny kamień został mocą zmartwychwstania odsunięty od grobu, choć przecież miał swoim ciężarem rozwiązać wszystko , a stał się bramą. Ta prawda powoli docierała do Marii i uczniów śpieszących z tęsknoty do grobu swego Pana. Jak my po stracie najbliższej osoby…
Wszystko po prostu wypadało z rąk. I chusty i wonności. Flakon z cennym zapachem rozbił się na 1000 kawałków a aromat zmartwychwstania przeniknął rześkie, nocne powietrze. Takiego zapachu jeszcze nikt nie znał…to woń powstania Boga z grobu.
Zawartość z rozbitej butelki nardowego olejku powoli wsiąkała w skałę pokonując odrażający zapach śmierci. Kamień przewrócił wszystko do góry nogami….
Kamień także i spadł oczekującym z serca jednak Zmartwychwstał! Jezusowe serce oszalałe z miłości biło dalej.
Więcej wg proroka Izajasza „Oto wyryłem cię na obu dłoniach”
Pan gwoździem wyjętym z belki krzyża wyrył moje i twoje imię na swoje dłoni jak tłumaczył św. Antoni z Padwy.
Moje imię?Naprawdę?A może to pomyłka…tak twoje…na wieczność.
Haec die w ten dzień Jezusa pokazuje moc zmartwychwstałego Boga. To przesunięcie nadało kamieniowi zupełnie inną rolę.
Stał czymś w ruchu i uczył nas byśmy i my byli zwiastunami Dobrej Nowiny…rolling stones toczące się kamienie, które swoją mocą potrafią pokonać zło, a budować dobro na każdym miejscu gdzie nas Bóg postawił. Pięknie pisała Camila Battista Varano
„Prawi chodzą, mądrzy biegną, a kochankowie latają”.
Bywa , że i sami wołamy, kto nam pomoże odsunąć kamień? Naszych problemów, rozterek, wątpliwości i cierpień…Za każdym razem Ojciec posyła nam anioła w bieli..ale i drugiego człowieka z przymocowanymi skrzydłami.
Jezus zmartwychwstały usiadł jeszcze na brzegu kamiennej ławy jak w Pasji Gibsona. Tak , tak można było zauważyć jego rany…
Potem powoli składa chusty i płótna jak żołnierz flagę przy trumnie poległego towarzysza. Ukrył jeszcze przed drogą twarz w dłoniach…tak to był duży wysiłek. To koniec, ale i początek wrócił do Ojca, do swoich, do nas, do Eucharystii i swojego Słowa.
A właśnie co z nami?Ile w nas prawdziwej wiary, a ile przywiązania do zajączka i ugotowanego jajka? Ile w nas śmiesznych poglądów które w chwili krańcowej są zgliszczami, ruiną i natarczywym wołaniem do Boga o pomoc? A potem?…
Resztę już znamy.
Willem Jacobus Eijk prymas bardzo letniej religijnie Holandii zaproponował program odnowy. Sam atakowany przez różnej maści nowoczesnych mniej lub bardziej katolików i nie tylko podpowiada nam nam by:
Zabrać się za porządną katechezę. dzisiaj poprzez internet tych możliwości jest bez liku. Zwrócić uwagę szczególną na rolę modlitwy. Pogłębić relacje z Bogiem od dobrej porannej rozmowy ze Stwórcą aż po wieczór. Nie tylko wiedza, ale i element emocjonalny oddania się Bogu. Spotkania Go w swoim sercu.
Dalej być wiernym Kościołowi. Mieć jedną linię w życiu. Nigdy wszystkim nie będzie pasowało i nie będzie idealnie. Mogę powiedzieć mnie to uratowało niejednokrotnie szczególnie na katechezie dla młodzieży, którą przede mną uczył sfrustrowany i potem były kapłan. Wierność temu co otrzymaliśmy na chrzcie św. I po trzecie porządna liturgia w swojej parafii. I może trochę więcej niż tylko razy tygodniu spotkać się z Bogiem w świątynii.
Spróbujesz jeszcze raz?Wiem , już tyle razy chciałeś i nic…A tak w ogóle wierzysz w to?
No nic pamiętaj rolling stones….
Może być zdjęciem przedstawiającym perfumy, perfumy i piersiówka

WSPÓLNOTA PRZEBITEGO BOKU I ŁEZ JEZUSOWYCH

Tabliczka
I prawie każdy z nas posiada swój dom lub mieszkanie. To port i przystań dla wszystkich, którzy po codziennej lub dłuższej podróży wracają na domowe pielesze. Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak ważne jest stałe miejsce w życiu, choć Amerykanie podobno 6 razy w życiu przeprowadzają się i też jakoś idzie.
Dom to wartość bezcenna. Jeżeli jeszcze w nim panuje zgoda i wzajemne zrozumienie to jest pełnia szczęścia. Podobno tak mówią trudno znaleźć taki dom…Ja wierzę jednak, że jest inaczej.
Ja lubię swoje mieszkanie i jego zakamarki. Prawie sam je zaprojektowałem i widziałem jak powoli powstawało i cieszyło oczy. Dzisiaj naprawdę czuję się w nim rewelacyjnie stąd moje szalone pisanie…bo pisząc trzeba mieć aurę na zewnątrz i wenę w środku. W moim mieszkaniu dochodzi do styku tych dwóch sytuacji dlatego kulawo i leniwie niekiedy wypływają ze mnie poszczególne teksty. Na drzwiach każdego mieszkania czy domu z reguły wisi tabliczka z imieniem i nazwiskiem, choć ze względu na wyprodukowane dziwne przepisy odnośnie danych osobowych bywa to dzisiaj różnie. U nas na farze jest tablica z nazwą parafii i godzinami urzędowania. Tabliczka….
Dzisiaj taka tabliczka zawisła przed chwilą na Jezusowym krzyżu.
INRI Jezus Nazareński Król Żydowski dokładnie podano nawet skąd pochodził i nawet Kim był. Dzisiaj, by pewnie to nie przeszło. Jezusowa doskonale została dobrana do krzyża. Dobrze przymocowana miała zawsze pokazywać gdzie zamieszkał Jezus z Nazaretu. Od tej pory przeprowadził się ze zwykłego domu , choć na końcu Jego drogi „lisy mają nory, ptaki gniazda a Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł skłonić” na drzewo krzyża. Tak..na zawsze został na krzyżu dla słabych ludzi, by nam przypominać co zrobił dla każdego z nas. Tak zdjęty zmartwychwstał ,ale potem wrócił z krzyżem w życie każdego człowieka. Dalej go kocha i pomaga ile tylko może.
I jeżeli ktoś chce, obojętnie czy wierzący czy nie rozpoznaje Go po zawieszonej nad głową tabliczce. Wystarczy przystanąć i tyle…popatrzeć w górę i….
Tak chciał pozostać między nami. W krzyżach, które mamy zawieszone na ścianach, które nosimy na naszej szyi. Zawsze z tabliczką nad głową. Krzyż stał się Jego domem a dla nas skarbem , który nosimy blisko serca. Dwie skrzyżowane belki z napisem a mają takie znaczenie dla każdego wierzącego. Pamietam sytuację z pewnego filmu gdzie pokazano męczeństwo japońskich chrześcijan. Parę osób powieszono głową w dół a ich kapłan miał podeptać krzyż. Jeżeli to zrobi odzyskają wolność. I niesamowita scena kiedy pobity duchowny staje nad tabliczką z Ukrzyżowanym i słyszy Jezusowy głos zrób to, ratuj człowieka…I zrobił to. Później służył już Japończykom. Ożenił się i
odszedł od wiary. Sumienie jednak nie dawało mu spokoju. Na końcu kiedy umierał jego żona dyskretnie włożyła w jego dłonie mały krzyżyk i tak odszedł na drugą stronę.
Już po ceremoniach…Byliśmy jeszcze na adoracji. Jezus zmęczony musi odpocząć po tak wielkim boju. Śpij mój Panie ja jeszcze będę chwilę czuwał a potem pójdę spać , bo przecież jutro, no właśnie jutro…
Gaszę ostatnią świecę. Anioły jeszcze chwilę pofruwały po kościele, by po chwili jednak wrócić do nieba odpocząć. W niedzielny poranek muszą wstać jako pierwsze a tu jeszcze szaty trzeba wyprać, skrzydła napudrować itd. Hej dobrze, że nie jesteście kobietami , bo to by dopiero było makijaż, paznokcie i te rzeczy. Chyba już też pomknę w kierunku miejsca spoczynku, bo chyba coś wena zaczyna nawalać, a to przecież jacyś ludzie czytają.
Zamykam drzwi… do jutra. Wchodząc na plebanię poprawiłem lekko przekrzywioną wizytówkę o tak teraz jest lepiej…
Może być zdjęciem przedstawiającym kamień nagrobny i tekst „IN R.I”

WSPÓLNOTA PRZEBITEGO BOKU I ŁEZ JEZUSOWYCH

Serce Boga bije dzisiaj jak oszalałe…z miłości
Tak to od wczoraj Jezusowe serce zaczęło bić szybciej. Wiedział wychodząc z ogrodu Getsemani, że za chwilę rozpocznie się czas Jego męki. Bóg powoli wchodził stopień za stopniem na
arenę tego świata gdzie za moment będzie musiał wystąpić w prawdziwej roli Skazanego za nasze grzechy. Jak zawsze serce zaczęło w takiej chwili szybciej bić…nie potrafił tego uspokoić.
Każde uderzenie jeden mój grzech. Nie potrafił tego zliczyć, a serce biło mocno ,bo przecież trzeba było zbawić każdego z nas.
Wszystko zlatywało się jak ptaki do gniazda…wszystko do Jego przepełnionego miłością Serca. Jeszcze tylko Droga i …zawisnął na krzyżu. Napięty jak struna w popularnym instrumencie …każda próba naciągnięcia to kolejny zadany ból. Taki samotny, choć pomiędzy dwoma łotrami. Charczy, rzęzi próbuje coś powiedzieć, ale nie może. W oczach łzy …o jedna nawet spadła. Krew na główkach gwoździ coraz obfitsza zaczęła kropla za kroplą spadać i zbawiać świat. Tak po prostu wisiał na tle karmazynowego nieba….
U góry Ojciec ukrył w dłoniach twarz. Synu co oni z Tobą zrobili usłyszał głos wybranej Maryi.Na palcach liczył uciekający czas do Zmartwychwstania , ale dzisiaj? Płakał razem z Synem.
Płakał nad Jego bólem…
Syn dalej cierpiał.
Czy ty to potrafisz zrozumieć? Gdyby jeszcze raz to On nie zastanawiałby się ani chwilę.
A my często aptekarze czy warto komuś pomóc czy nie?Co z tego będę miał? Pójść w tym roku do spowiedzi, albo to zostawić na potem? W pracy po której stronie stanąć Kościoła czy świata?
Ile razy boję się przyznać do Niego? A On cierpi dalej..Tak, tak potrafię śpiewać postne pieśni i Gorzkie Żale, by się rozrzewnić, ale czy za tym idzie moje życie?
Tak często liczę tylko na siebie. No bo jakoś mi się układa i praca i konto w banku, a więc sam daję sobie radę. Czy potrafię spojrzeć i prosić Ukrzyżowanego Boga? Jemu podziękować za wszystko co od Niego otrzymuję?
Coraz trudniej podnosił głowę wiszący na krzyżu Zbawiciel. Życie jak motyl uciekało z Niego. Coraz trudniej otworzyć powieki ,które chcą się zamknąć po tak wielkiej walce. Nie miały już siły…Oddech stawał się coraz płytszy….
Jezus umierał.
Umiera i w nas kiedy wyganiamy Go z naszego życia podając tysiące śmiesznych niejednokrotnie powodów. Nie pasuje nam w życiu , bo stawia wymagania. Nie pasuje w pracy, bo wymaga uczciwości i tak w ogóle lepiej jak Go nie ma. I szczyci się tym człowiek zapełniając cały internet ..tak wypisałem się z Kościoła, tak zaparłem się wiary i teraz dopiero jestem szczęśliwy.
A potem skomle w kancelarii parafialnej o jakieś zaświadczenie, albo pogrzeb. O tym nie pisze się już na portalach, no bo jak?
Praca duszpasterska już nas nauczyła, że ci najbardziej krzyczący później błagali Boga o miłosierdzie przez posługę tego znienawidzonego kapłana. Skąd my to znamy? Książki, by pisać…
No właśnie, bo bycie wierzącym zakłada zupełnie inny fundament w życiu niż tylko ludzki. Popatrzmy tylko po witrynach
ile pisze się na temat wiary i życia Kościoła . Obok wojny to jeden z najpopularniejszych tematów. I śmiesznie jak w okolicy jakiś świąt to nawet z lekka pozytywnie, a potem znowu ta sama melodia…Bolą pisane rzeczy. Byłem 6 lat w seminarium i mogę przysiąc na wszystkie świętości, że nigdy nie było nawet próby przemycania alkoholu a tu czytam o pijaństwie w seminarium.
I kto to pisze oczywiście były sfrustrowany ksiądz…I tego jest wiele .Kto napisze ile ludzi mimo niby spadającej liczby wierzących przystąpiło do sakramentu pokuty. Zdjęcia robić tym tłumom i szczęśliwym i cichym spowiednikom. Dziwny jest ten świat śpiewał Niemen. Dziwny w którym przyszło nam żyć…
Sami boimī się krzyża choć jak się pojawi będzie dokładnie dopasowany. Ani za duży ,ani za mały. Tak kiedy jednak trzeba nam wstąpić jest nam zawsze za ciasno. Zmykamy ,ale tylko na chwilę bo przecież tylko tak mogę spotkać Boga. Boję się tego czasu, a widzę jak szybko potrafi nadejść…
„Oto wyryłem cię na obu dłoniach”/Iz 49,616/
Gwoździem jak powiedział św. Antoni z Padwy na moich Bożych dłoniach…Ciebie i mnie. Jesteś w ten sposób zawsze blisko zamknięty w dłoni samego Boga …naznaczony na zawsze..
Jest Wielki Piątek. Klęczę w naszym kościele przy Ciemnicy.
Dzisiaj odpust w naszej wspólnocie, bo przecież Przebity Bok I Łzy Jezusowe. Słyszę coraz głośniejsze bicie Serca…za chwilę wszystkich nas zaprosi do Serca prosto z krzyża….

..bo wiesz dla nas na Madagaskarze wierzącym jest ten kto się modli…..

..powiedział kiedyś nasz Robert w czasie rozmowy na plebani.
Pamiętam kiedy pierwszy raz stanął w drzwiach i powiedział, że jest misjonarzem pochodzącym z naszej parafii i pracuje na Madagaskarze. Skromy, ale pełen werwy młody jeszcze wtedy kapłan. Długie godziny spędzaliśmy na wspólnych pogaduszkach o tym co tam w świecie. Ja ciągle marzyłem o tym ,aby kiedyś do Niego pojechać ,ale jakoś nigdy nie udało się tego sfinalizować.
A potem kiedy może by się i udało to przyjechał na stałe do Polski. Przywoził za każdym razem pamiątki ze swojej placówki misyjnej. Do tej pory mamy wesołe przywiezione z Madagaskaru korporały z wyhaftowani ludzikami. I figurki i krzyżyki i kartki…Wiele z tych rzeczy ciągle posiadam i przypominają mi Go bardzo….Mam taką dużą cienką Matkę Bożą z czarnego drewna bardzo chybotliwą i ostatnio jakoś tak nieszczęśliwie spadła z parapetu ,ale nic się Jej nie stało. Jakiś
niedobry znak?
Pamiętam z jakim żarem opowiadał o swojej misji. Miał w sobie jakiś taki Boży pokój. Wydaje mi się, że trudno było Go zdenerwować. Był synem sośnicowickiej ziemi dokładnie łańskiej.
Ostatnie powołanie z naszej parafii zakończone sakramentem kapłaństwa.
Robert jesteś już w dobrych rękach o których ciągle wspominałeś. Twoja pielgrzymka bardzo kolorowa zakończyła się
w domu tym ziemskim, ale i niebieskim. Wychodź tam dalej na Twoje turnee/jak mówiłeś o swoich wyprawach misyjnych do poszczególnych wiosek/ aby spotkać dobrych ludzi. I wracaj na swoje Łany i do swoich przyjaciół i wstąp do swojego Jakubowego kościoła na górce. Ty wiesz my tu na Ciebie cały czas czekamy…przyjedź znowu. I zostań….
mg
ps. Wybrałem to wyjątkowe zdjęcie, które pokazuje kapitalną mimo wszystko co mówią i piszą solidarność kapłańską. Na końcu już nie masz nikogo tylko swoich współbraci. Oni są Twoim
ojcem, matką i rodzeństwem…Twoją rodziną. I oni oddadzą każdego z nas z powrotem matce ziemi…Coś się kończy i coś zaczyna…Memento mori

WSPÓLNOTA PRZEBITEGO BOKU I ŁEZ JEZUSOWYCH

Dawaj młotek teraz Go wreszcie przybijemy…..stukPukstukPuk
Prosty gwóźdź wykuty z kawałka rozżarzonego żelaza sprytnie zaostrzony na końcu, by mógł przebijać i łączyć. Prawie od zawsze ludzie produkowali gwoździe , które służyły do prac budowlanych.Miały jedną cechę potrafiły łączyć drewno z drewnem czy miękką skałą, ale i były wykorzystywane do jednej z najokrutniejszych kar jaką było krzyżowanie człowieka. Tu i w tym momencie pokojowo nastawiony gwóźdź stawał się ludzkim oprawcą. Czy był temu winny?Czy sam zadawał ból? Nie był źle wykorzystany przez człowieka. Zawsze łączył, czynił coś dobrego, ale oprawca wykorzystał go do zupełnie czegoś innego.
Tych kilka wybranych ze stosu setki innych czekały na pewne piątkowe popołudnie. Nie lepsze, nie gorsze może tylko trochę dłuższe. Były dumne z tego, że pewnie zostaną wykorzystane do jakiejś wyjątkowej budowli i przez lata będą służyły człowiekowi.
A kiedyś ktoś je wyciągnie i będzie się zachwycał ich solidnością i wiekiem. Może pójdą do muzeum? Kto wie…
Ktoś w skrzynce zaniósł je na pobliską górę gdzie krzyżowano pospolitych łotrów. A więc koniec marzeń. Zostaną wykorzystane do przybicia Skazańca. Jakoś tak smutno zrobiło się w zwykłym drewnianym pojemniku. Przebić ciało i łączyć z drewnem? Nie to nie może być prawda. Chyba tu się ktoś pomylił….
Przez szpary skrzynki zauważyły kiedy przyprowadzono Skazanego i jeszcze jakiś dwóch głośno krzyczących za co?Przecież nic nie zrobiliśmy!
Tylko ten Jeden nie powiedział słowa. Szybko zdarto z niego szaty. Spojrzał jeszcze raz w niebo przed torturami. Miał jeszcze nie porozrywane dłonie i stopy , choć tak bardzo pobity wszedł na górę.
Jak i w naszym życiu kiedyś człowiek musi się poddać czy mu się to podoba , czy nie. Zdaje sobie sprawę z bólu, który za chwilę rozerwie jego głowę. Jednak ktoś tam pisze dalej tę opowieść i musi się to wydarzyć…
Mocnym ruchem barczysty żołdak położył Go na krzyżu. Zrobiony na miarę. No tak to wieki, deszcze i słońce przygotowywały Jemu drewniany tron. Jego prawą rękę przywiązał do belki by się nie zsunęła w czasie przybijania.
Podaj młotek i gwoździe zawołał do swego towarzysza.
Pierwszy wtopił się w Boskie Ciało…Jezus jęknął niemiłosiernie.
StukPukStukPukStukPuk….równomiernie, w miarę szybko , bo przecież kiedyś trzeba skończyć robotę i pójść napić się wina.
Krew trysnęła w górę ze świętej rany…Jedna Jej kropla mogła zbawić świat ..tak była cenna a tu?Cicho wsiąkała w ziemię…matkę ziemię.
O jest powiedział zasapany żołnierz …
Dobij jeszcze do końca….StukPukStukPuk o teraz jest dobrze.
Potem naciągnąć jeszcze kolejną rękę i można zająć się stopami.
Kolejny gwóźdź skaleczył Jezusowe Ciało i znowu płynęła Krew.
No i jeszcze nogi powiedział setnik. I tu namęczyli się okrutnie.
Jezus od czasu do czasu tak po ludzku wołał przyciszonym głosem Boże Boże. Jak chory przybity bólem do swego łóżka.
Obok Matka i święte niewiasty zakryły twarze z bólu. To taki moment totalnej bezsilności, Jak siedzisz przy cierpiącym i opowiadasz mu bajki o tym jak to przyjdzie lekarz i coś tam jeszcze…a wiesz, że trzeba zamknąć okna i zasunąć krzesło, bo naprawdę coś się kończy. I nic nie potrafisz zrobić nic…Może poprawić poduszkę?Zrobić herbaty?Potrzymać za rękę? Jezusowi odmówiono nawet tego…dlatego dzisiaj cierpi i umiera z tymi, którzy sami w covidzie odchodzili na drugą stronę…Z dziećmi , które bezsensownie giną i cierpią w czasie wojny…
W końcu następuje Podniesienie. Takim Go znamy z naszych krzyżyków, które mamy zawieszone w naszych domach. Staje się nam niesamowicie bliski, dlatego ludzie tak często Go przytulają i całują kiedy jest im źle.
Drewniany pojemnik pozostał pusty jak grób trzeciego dnia.
Wszystkie gwoździe zostały wykorzystane. Nie zostało nic….praca została dobrze wykonana. A one płakały razem z aniołami trzymając przebite ręce i nogi. Chciały się oderwać, by choć na chwilę przynieść ulgę Zbawicielowi. Nie mogły….Jak Szymon z Cyreny pomogły Bożemu Synowi zbawić świat, choć przecież wcale tego nie planowały. Według Katarzyny Emmerich
Jezus został przybity do drzewa krzyża 36 uderzeniami. Każde uderzenie jeden grzech.I bywa, że słyszymy ten stukot cały czas,
kiedy Bóg namawia nas do nawrócenia. Nie można spać nie można jeść ktoś powiedział to sumienie… nie to stukot wbijanych gwoździ na Golgocie. Tak długo dopóki się człowiek nawróci ,albo odejdzie na zawsze. Choć z daleka ten ciągły stukot…
Ludzie nie lubią tego rytmicznie młotkiem wybijanego rytmu .
To boli niedobre sumienie, rysuje dobrem jak po szkle i nie można tego odsunąć od siebie. Po prostu nie da się…
Siedzę pod jedenastą stację i patrzę na mojego Zbawiciela. Nie mogę wydusić z siebie słowa….Na posadzce pod stacją czerwona kropelka czyżby? Nie to plamka po niedawnym malowaniu a może?
Brak dostępnego opisu zdjęcia.

WSPÓLNOTA PRZEBITEGO BOKU I ŁEZ JEZUSOWYCH

Pugni in tasca e altro ancora
Stanąć przed zgromadzonym tłumem i przemawiać ,albo coś czytać nie jest łatwo. Przekonali się o tym ci wszyscy, którzy musieli stanąć na kościelnej ambonce i czytać na przykład Słowo Boże. Najpierw każdemu wydawało się ot co tam stanąć przed
ludźmi i coś tam poczytać..Opcja szybko zmieniła się, kiedy było trzeba stanąć na podeście i spojrzeć ludziom w oczy…
I głos się jakoś łamał i gorąco zrobiło…Oczy utkwione w osobę śledziły każdy jej ruch, kontrolowały oddech i chrząknięcie.
Wszystko rejestrowało się na długich taśmach ludzkiej pamięci i wyobraźni , co więcej stawało się miejscem do refleksji i rozlicznych debat. A delikwent? Niekiedy z czerwonymi licami schodził z areny bojąc się, co będzie dalej i jak zostanie oceniony.
Pamiętam niesamowitą piosenkę w której tekście można było usłyszeć i zobaczyć na ekranie historię piłkarza , który w kluczowym momencie meczu nie wykorzystał rzutu karnego. Wzruszająca historia zwykłego człowieka, który pomylił się i tyle.
I cała reakcja stadionowego tłumu….i jego płacz i tragedia w czterech ścianach swojego mieszkania.
I dobrze kiedy odbywa się to kulturalnie i w ciszy. Niekiedy jednak tłum reaguje bardzo żywiołowo. Krzyki, transparenty, przekleństwa, brzydkie piosenki, determinacja w osiągnięciu wyznaczonego celu.I jeszcze kamienie i barykady…Każdy tłum posiada swojego lidera. To on na stadionie wali w bęben wyznaczając rytm skandowania i śpiewanych pieśni. Wtedy w tłum wstępuje euforia. Ludzie starają się podtrzymywać w zdobywaniu poszczególnych celów. Potrafi być bezwzględny
i okrutny. Pojedynczy człowiek w tym momencie nic nie znaczy…
Jezusa stanął przed tłumem. Dobrze znał każdego stojącego przed nim. Spotykał go na drodze, może i uzdrowił. A dzisiaj ?
Zdziwiony.. widział go właśnie tu..Przekrwione oczy od nadmiaru wina, nieodłączne przekleństwa i wysoko podniesione pięści.
NIektórzy trzymali je zaciśnięte w kieszeni. Czekali na moment wyroku, by potem świętować moment skazania. Nakręceni przez faryzeuszów mogli w jednej chwili zrobić wszystko, byle tylko ukrzyżować Prawdę, która przecież dla nich przyszła na świat.
Nie rozumiał dlaczego byli wobec Niego tak wrogo nastawieni.
Jeszcze niedawno rozmnożył dla nich chleb, uzdrawiał, głosił Dobrą Nowinę. Za co? pomyślał. Czy zapomnieli o tym wszystkim? Ale to przecież było tak niedawno…dlaczego?
Krwawiło łzami Jezusowe serce. Nie nie pokazał tego, ale gdzieś tam w środku płakać Mu się chciało.
Oczywiście i tam była grupka sprawiedliwych , która ze zgrozą
obserwowała to co się dzieje, nawet bała się, że zginą razem z NIm. Jezus znał ich myśli i tylko podpowiadał wyobraźni umrzecie, oddacie swoje życie ,ale nie dzisiaj….najpierw zrobię to sam.
Pan zostaje skazany za dobro i miłość, którą czynił. NIesłusznie oskarżony. To zawsze boli. Miałeś kiedyś tak ,że ktoś cię oskarżył , a ty nic nie zrobiłeś? I grzebał w życiorysie ,byle wdeptać w ziemię twoje dobre imię. I jaki był przy tym zacietrzewiony i pewny siebie…wiem coś o tym. A potem głowa w piasek. Nawet w oczy nie potrafił spojrzeć. I co ciekawe takich ludzi się słucha, którzy przynoszą sensacje, a ty musisz się tłumaczyć jak małe dziecko i to na piśmie. Jezus był pierwszy…
Pan spojrzał stojącym przed Nim prosto w oczy.Bez wyrzutu.
Na świętych ustach można było wyczytać przebaczam, naprawdę z Serca wybaczam. Ale to Serce zaczęło bić coraz szybciej. Koła historii zbawienia nabierały coraz większego rozpędu. Im głośniej krzyczeli tym Serce bardziej wyrywało się z tym wybaczam jakby chciało zagłuszyć ogólny tumult. Po prostu kochał swoich nieprzyjaciół pomimo, że nie potrafił się przebić przez mur krzyku. I tak rodziła się miłość nieprzyjaciół. Tylko tak można było pokonać narastające zło. Z oczami pełnymi łez szeptał po cichu kocham..kocham naprawdę kocham…
Ktoś Go szarpnął z tyłu. Koniec przedstawienia czas, na śmierć .
Bez słowa oddał się oprawcom. Zeszli ze sceny. Za chwilę rozpocznie się kolejny akt dramatu z Jezusem w roli głównej.
Tłum odetchnął. Wyciągnął zaciśnięte dłonie z kieszeni. Nareszcie można rozprostować zgrabiałe palce. Jedni poszli napić się wina inni postanowili zaczekać i zobaczyć co będzie dalej. Niektórzy nie chcieli Jego śmierci. Ukradkiem ocierali płynące łzy. Potrzebowali Go jak chleba, jak Eucharystii. I wtem rozległ się warkot werbli ….
Patrzę na pierwszą stację Drogi Krzyżowej. Co mam zrobić?Jak Ci pomóc? Idź dalej słyszę Ja muszę odkupić Ciebie i świat , a potem ty będziesz mi pomagał wiesz?
Może być zdjęciem przedstawiającym jedzenie

WSPÓLNOTA PRZEBITEGO BOKU I ŁEZ JEZUSOWYCH

Błogosławiony maras/błoto/ na nasze oczy
Wzrok to na pewno jeden z naszych najcenniejszych zmysłów, które posiadamy. Oczywiście każdy jest ważny, ale ten chyba spełnia kluczową rolę w naszym życiu.
Sam nigdy dobrze nie widziałem. Wydawało mi się, że świat przed moimi oczami jest zawsze za jakąś trudną do określenia mgłą. Dopiero wizyta u okulisty wyprowadziła mnie z błędu. Okazało się, że to krótkowzroczność i to dosyć zaawansowana.
Oczywiście przepisane nieśmiertelne bryle, które naprawdę otworzyły mi oczy na świat. Znikła mgła. Rozpoczęło się nowe życie. Przez chwilę stałem się klasową sensacją w grubych szkłach, ale to przecierpiałem w imię skorygowanego wzroku.
Liczył się niczym nie zamącony kontakt ze światam…Dzisiaj patrzę na świat z punktu zmieniających się oprawek…aj to były czasy wzdycham oglądając stare fotografie.
Pamiętam pewną starszą panią do której chodziłem z posługą sakramentalną na mojej pierwszej placówce. Miała czarną opaskę na oczach, była niewidoma. Na koniec zdradziła mi w sekrecie ,że jeden z moich uczniów Bartek przychodził do niej popołudniami, by jej czytać książki. Była wtedy taka szczęśliwa ja dumny mój Bartek. Dzisiaj jest lekarzem, chirurgiem i dalej czyni dobro. Pozdrawiam Go serdecznie, bo wiem, że na pewno będzie się przedzierał przez kolejny mój tekst.
Jest i drugi aspekt dzisiejszego Słowa Bożego to higiena. W czasie pandemii pod tym względem zostaliśmy dobrze wytrenowani. Staraliśmy się zachować jak największą sterylność, aby uchronić się od choroby. Proszę księdza ja Komunię święta tylko na rękę ,boję się dalej wirusów. A i my szorowaliśmy dłonie prawie do zdarcia skóry. Wszystko zapakowane bardzo szczelnie, aby coś się tam nie dostało do środka ,a i tak chorujemy i to coraz częściej. Może brak nam odporności?
I chyba temat możemy podzielić na kilka części:
Po pierwsze wszystko totalnie sterylne i czyste pod kreskę.
Po drugie gdzieś tak pośrodku, nie za idealnie.
I trzecie totalny luz w czystości i bałagan.
Wszystko to dzisiaj skupia się na osobie niewidomego ,którego spotykamy na kartach Słowa. Jezus miał bystry i Boży wzrok.
Potrafił z tłumu wyłowić ludzkie nieszczęście i chorobę. Ujął Zbawiciela chyba swoim uśmiechem. Pan stanął przed nim i nic nie powiedział. A ten poczuł, że stoi przed nim sam Bóg.
Jezusa uśmiechnął się i splunął na ziemię/mistrzami w tej konkurencji są zawsze piłkarze/ po czym schylił się i długo palcami ugniatał błoto. W końcu podniósł się i położył je niewidomemu na oczy mocno dociskając.
Ty samym przekroczył trzy razy żydowskie prawo szabatu:
Mieszając zrobił grudkę, zaprawę.
Nałożył ją na oczy chorego.
Uczynił tym samym gest budowania.
Jezus dodał idź obmyj się w sadzawce Siloe i ten poleciał jak szalony do najbliższego zbiornika z wodą.
Powrócił już zdrowy. Odrzucił daleko od siebie białą laskę, która mu służyła przez całe jego dotychczasowe życie. Z rozpędem wskoczył w prawdziwe szczęście przywróconego wzroku. Uzdrowiła go jego cicha wiara i nadzieja.Prosto powiedział to jest prorok, ja wierzę w Niego. Ty jesteś moim Bogiem i Panem, Ty jesteś prawdziwym Życiem….Tyś mnie uzdrowił. Jedna z najkrótszych i najpiękniejszych modlitw.
Hola jednak…nie do końca wszystko było takie piękne i cudowne.
Na rynku ,na arenie pojawili się miejscowi funkcjonariusze od wydawania opinii i sądów i oczywiście spragniony sensacji plebs.
Trzeba mu obowiązkowo zrobić publiczny rachunek sumienia. Ile razy zgrzeszył? Z kim? Jakich dopuścił się bezeceństw? Administratorzy ferowanych wyroków na rynku i przy stole. Pokiwali głowami, poklepali po plecach ,wzajemnie docenili i ….
uzdrowionego wyrzucili z miasta. Robota obgadana. Nareszcie można pójść coś zjeść i napić się wina w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Skąd my to znamy?
I nas ogarnia dzisiaj ślepota z której Jezus musi nas ciągle uzdrawiać. Nasze oczy potrzebne, by ciągle wpatrywać się w ekran. W wersji ekstremalnej to oczywiście telefon. I wchodzimy w świat internetowych iluzji. Tracimy zdolność , by zobaczyć coś więcej. Gubimy gdzieś bezpowrotnie naszą uwagę. Spuszczone oczy utkwione w ekranie i tak pielgrzymujemy przez świat. Telefon jak monstrancja niesiony przed sobą. Jest zawsze i wszędzie pierwszy. Potrzebujemy Jego pomocy, śliny zmieszanej z ziemią ,aby znowu zobaczyć świat we właściwych barwach..z sercem, miłością i miłosierdziem…
I trenować swoje oczy w wypatrywaniu tego co dobre i Boże. Próbować mieć takie oczy jak On, by widzieć zawsze ten lepszy kawałek świata nawet za cenę codziennej pielęgnacji poprzez nakładanie błota zmieszanego z śliną.
Siedzę na ławce przed naszym strażackim kościołem. Spoglądam w czarną, stworzoną przez Niego ziemię. Po chwili wylewam z przyniesionej butelki trochę wody na grudkę leżącej ziemi. Opuszczam dłoń i zaczynam pracę samego Boga ugniatając czarną masę. Długo i dokładnie. Podnoszę do wysokości moich oczu w umazanych palcach błoto, aby….
Może być zdjęciem w zbliżeniu przedstawiającym 1 osoba, broda i na świeżym powietrzu

WSPÓLNOTA PRZEBITEGO BOKU I ŁEZ JEZUSOWYCH

Celebrytka z tanim dzbanem w dłoni
Piasek w klepsydrze powoli mierzył czas. Ziarenko za ziarenkiem znudzone spadało w dół. Jedyna rozrywka w tym zamkniętym naczyniu ..wyczekać, by wreszcie spaść w usypaną górkę piasku.
No nie do końca wszystko zależało od położenia, a więc czy dłużej czy krócej czekało się na kulminacyjny moment przelotu
w dół. Ludzie jakoś tym mierzyli czas i mówili o jakiś godzinach
i jeszcze tam czymś. Dla ziarenka było to zawsze to samo, choć niekiedy wracało w marzeniach do nadmorskiej plaży, gdzie była jego ojczyzna. Słońce, woda i fala przybijająca do brzegu… Tak chciało tam kiedyś jeszcze wrócić ….
Samarytanka spojrzała na klepsydrę już prawie szósta, a więc pójdę po wodę. Robiła tak codziennie. Zawsze o tej samej porze.
Dopiero ,co wróciła z pracy. Była zawodową aktorką. Grała w podrzędnym teatrze na obrzeżach Samarii. Pomimo to była znaną osobą. Często proszono ją o autograf na glinianej tabliczce. Miała szafy pełne ubrań w których się lubowała. I jeszcze ten cały arsenał szminek i pudrów..nawet patrząc na ten cały przybytek była przeszczęśliwa , choć w życiu już nie było tak prosto/o tym jednak za chwilę/. Podniosła z ziemi dzban….
Jezus nareszcie był sam. Udało mu się umknąć od apostołów i tłumu. Znalazł w pobliżu studnię i na chwilę usiadł. Przetarł Boskie oblicze rękawem tuniki było tak bardzo gorąco. Kiedy trzymał jeszcze twarz w dłoniach usłyszał kroki, spojrzał i zobaczył wyjątkowej urody kobietę z dzbanem w dłoni. Poprosił daj mi pić.
Jestem Samarytanką, a więc nie mogę z Tobą nawet rozmawiać.
Nawet nie przypuszczała kto z nią rozmawiał. Nie miała zbyt dobrej opinii w środowisku. W jej życiu istniał dość duży zamęt.
Gdyby wiedziała…
On sam zaczął rozmawiać. Zobaczył w niej więcej. Spojrzał w jej serce i życie jak w studnię pełną brudnej wody. Patrzał jej prosto w oczy i obiecał wody czystej i takiej jedynej, zimnej i źródlanej.
Podarował jej wodę, aby ta zmieniła całe życie. Jeszcze krzyknął tak na krzyżu pragnąc każdego przytulić do tak zbitego serca. On zawsze pragnął i pragnąć będzie…
W jednej chwili poczuła jak Boża moc przeszyła jej ciało. To za to, że tak uczciwe opowiedziała Mu w prawdzie całe swoje życie.
Przyznała się do 5 facetów/dobry wynik/ i jeszcze tego kolejnego z którym żyje be ślubu. Wyspowiadała się po latach.”Biegałaś za swymi kochankami, a o mnie zapomniałaś”wołał Bóg ustami proroka Ozeasza”taki wyrzut ,by po chwili powiedzieć”Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić i mówić jej do serca”. Taki jest nasz Bóg.
Zostawiła tam dzban, który był symbolem jej nieuporządkowanej biografii. Zostawiła przy studni swoje stare życie, a weszła do nowego…Wcześniej rękami nabrała świeżej wody i piła i piła…a potem zimnymi kroplami przetarła stare grzechy. I wreszcie pobiegła przed siebie oznajmiając każdemu ,co zaszło przy zwykłej studni.
Patrzę na chrzcielnicę w naszym kościele. Jak studnia Jakubowa pełna żywej wody…A gdzie leży mój dzban? Czy nie jestem choć trochę podobny do tej kobiety? Wielu z nas zaczyna się interesować gdzie wyrzucić dzban starych grzechów i przyzwyczajeń wszak to już prawie koniec postu. Ile mam odwagi w sercu? Trzeba nam zrozumieć jedno, że kiedy przychodzimy do studni to On zawsze siedzi obok. Nie pozwoli nikomu zginąć…
I namawia Napij się wreszcie, bo przecież wiem jak bardzo chce ci się pić i to od zawsze…
Podobno rzuciła teatr w którym grała. Sprzedała swoje ciuchy , a pieniądze rozdała ubogim. Woda żywa całkowicie ją przemieniła.
Była szczęśliwa i nawet ślub wzięła z tym ostatnim.
Wychodząc z kościoła przechodzę pod ogromnym krzyżem i słyszę Pragnę! Na Golgocie podano Mu ocet zmieszany z winem i żółcią, a co ja Mu dam?
Może być zdjęciem przedstawiającym 4 osoby, chusta i na świeżym powietrzu

WSPÓLNOTA PRZEBITEGO BOKU I ŁEZ JEZUSOWYCH

…..narodowy program oczyszczania ze wszystkiego
Wcześniej nim Judasz pocałował swego Pana Apostołowie razem z Nim zasiedli do wspólnej wieczerzy. Wynajęto jedną z najlepszych restauracji w mieście. Nie za drogą, zresztą zrobił to
zresztą sam Judasz,, którzy miał przecież pieczę nad trzosem.
Jej właściciel nie był zbyt pobożnym Żydem, jednak gdzieś tam słyszał o Mistrzu z Nazaretu dlatego chciał jak najlepiej przygotować salę i posiłek choć menu ustalono dosyć skromne. Chleb, wino zioła i woda i jeszcze jakieś małe dodatki. Trochę owoców i tradycyjny gulasz, ale bez specjalnego przepychu. Sala musiała jednak błyszczeć. Zaglądano do każdego zakamarka. Wszystko musiało lśnić.
Tak jak dzisiaj wszyscy musimy się ciągle oczyszczać. Słyszymy o tym i w kościele ,ale najwięcej głosów dochodzi dzisiaj spoza murów kościelnych. Gdzie by się nie obrócić, co by nie przeczytać ciągle wołają do katolików oczyszczajcie się, a jak nie to my was oczyścimy totalnie. I zaczyna się jatka wyszukiwanie
słabych stron Kościoła i jego ludzi nawet świętych. To, że w tym samym czasie 1000 innych zrobiło coś dobrego to się nie liczy.
Liczy się wyszukiwanie kolejnych problemów, a potem zaraz laurka albo bat. Za pomyłki nikt nie przeprasza. Takie wkręcanie w ziemię nawet nie za swoje grzechy…Ci spoza murów kiedyś znowu zapukają do drzwi przy pogrzebie, czy po jakiejś katastrofie , ale dzisiaj flagi w górę dzieje się….A tak naprawdę to kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem.Może spojrzeć choć trochę i w swoje życie? Najwięcej o wspólnocie mają do powiedzenia, ci którzy w jej życiu w ogóle nie uczestniczą. Oni przeliczą szybko pieniądze w trzosie, ustawią co masz i jak robić, aby było dobrze. Spróbuj jednak zapytać drugą stronę?To zaraz słyszysz o wolności i jakim prawem…Smutne to wszystko. Nikt nie jest bez winy i grzechu, ale mój Kościół pokazał mi przynajmniej jak rzeczywiście wrócić do pierwotnej czystości i nikt mi tutaj nie jest potrzebny przynajmniej w marnym wydaniu. Słowa Pisma Świętego dokładnie każdemu wierzącemu
pokazują drogę i głosu zza muru nie potrzebuję…Potrafimy zniszczyć i opluć każdy symbol i wartość, byle tylko działo się w sieci i nie tylko….
I w takiej dziwnej i smutnej dzisiaj atmosferze Pan przychodzi codziennie na każdy ołtarz świata. I ciągle musi przebaczać i tym co przy Chlebie i Winie i tym co za balaskami. Jego miłosierdzie jest niezmierzone. Jest zawsze dobry i przygarnia każdego nawet gdyby latami szczekał zza kościelnego muru. Jeżeli powie tylko przepraszam to i jemu otworzy bramy Królestwa. Mało kto dzisiaj jeszcze odważy się na niekatolicki pogrzeb. Niekiedy to włosy stają dęba o kogo tu chodzi…ale koniec niech należy do tajemnicy spotkania z Panem w chwili odejścia na drugą stronę.
To dlatego umarł za WSZYSTKICH na krzyżu nie wyłączając nikogo kto tylko chce sę do Niego przyznać nawet na końcu.
Jest prawdziwym Bogiem. Czy my byśmy potrafili tak zrobić?
Czy mielibyśmy w sobie tyle miłosierdzia?Albo rzucilibyśmy kamieniem a masz teraz za swoje….
Gospodarz musiał jeszcze przygotować dzban z wodą i misę.
Hmm ciekawe a po co to.?..Potem zrozumiał kiedy zobaczył jak Pan obmył stopy swoim uczniom. Nie mógł już się bardziej uniżyć
po prostu nie mógł…Potem przeżył Jego śmierć i zmartwychwstanie. To był moment kluczowy w jego życiu.Nawrócił się i zaczął chodzić na spotkania wspólnoty chrześcijańskiej. Oni mówili o Eucharystii…No tak podobnie było i w jego dużej sali gdzie Jezus po ra pierwszy przemienił chleb w Ciało, a wino w swoją Krew. A swoją restaurację prowadził dalej i zmienił tylko szyld na Pelikan, bo przecież tak bardzo oddaje
sens przyjścia Chrystusowego na świat. W starożytnym dziele czytamy jak to młode pelikany trącały rodziców dziobem ,a ci niekiedy odtrącając je zbyt mocno zadawały im śmierć.Potem żałowały tego czynu. Matka po trzech dniach otwierała swoją pierś dziobem i skrapiała własną krwią potomstwo, a ono wracało do życia. U Pelikana tak odtąd nazywała się sala w której Jezus spożył wraz z uczniami Ostatnią Wieczerzę.
W hymnie św. Tomasza z Akwinu modlimy się, śpiewamy
O tkliwy Pelikanie dusz, Jezu mój Chryste, Krwią swoją
serce moje z win obmyj nieczyste:wszak jedna jej kropelka w tak wielkiej jest cenie, że zdoła przynieść światu całemu ocalenie”

WSPÓLNOTA PRZEBITEGO BOKU I ŁEZ JEZUSOWYCH

…..nie całuj tak nigdy!
Każdy ogród nosi w sobie jakąś trudną do opisania tajemnicę.
Szczególnie kiedy wieczorem światło księżyca próbuje się przecisnąć przez konary drzew i liści. Gdzieś niedaleko słychać
nocny śpiew zagubionego ptaka. I inny mu odpowiada w niezrozumiałym dla nas języku. W powietrzu unosi się dziwny dialog tego co ożywia się wieczorową porą. I cienie drzew jak namalowane na trawie czarnym atramentem naprawdę strzelają w górę koronami w rozgwieżdżone niebo. Nocne życie ogrodu jest pomimo ciemności pełne życia. I jeszcze ta otwarta furtka,
która zaprasza, aby wejść i zanurzyć się w aurę kładącej się spać przyrody.
Pan kochał przyrodę. Tyle razy przywoływał jej piękno w
przekazywaniu Dobrej Nowiny. I ptaki tam fruwały i ryby były i zboże…Nurzał się w jej obfitości , przecież Sam stworzył jej urok.
Po wyjściu z sali gdzie spożyli Ostatnią Wieczerzę udał się do ogrodu Getsemani, aby jeszcze raz porozmawiać na modlitwie z Ojcem. Lubił samotność ,ale tym razem z niej zrezygnował. Zaprosił do modlitwy swoich trzech najbardziej wytrwałych uczniów. Czuł, że potrzebował ich obecności ,choć dałby radę sam , ale dzisiaj nie…Po chwili kiedy intensywnie rozmawiał z Ojcem usłyszał z boku ciężkie oddechy i chrapanie uczniów.
Nie , nie budził ich już choć myślał, że jednak jakoś staną po Jego stronie. Kolejny raz nic z tego…zawiedli po prostu zaspali.
Przetarł szerokim gestem zakrwawione czoło. Zostało trochę świętej Krwi na rękawie tak na pamiątkę. Potem o szatę zagrają
żołnierze pod krzyżem. Wyjątkową, jedyną ,skąpaną w Boskiej Krwi.
Kiedy Pan wstał z kolan w ciszy ogrodu narastał szum odległych jeszcze głosów i szczęk , chyba oręża. Jeszcze raz spojrzał w niebo. Zaczęło się!
Pomiędzy drzewami migotało światło pochodni. Zgraja z mieczami i kijami jak powie Pismo powoli zbliżała się, by dokonać
aresztowania. Wśród nich Judasz. Jeszcze raz spojrzał na podpisany czek i stwierdził ok wszystko gra. Faryzeusze za płotem zacierali ręce .Nareszcie będzie można Go stracić.
Nie do końca wytarte czoło dalej krwawiło i kropla za kroplą spadały na zieloną trawę barwiąc ją na czerwono. Dopiero jutro stary ogrodnik odkryje, co się tu naprawdę stało.
Jezus wytarł Boskie Oblicze jeszcze raz.
Musiało dojść do spotkania. Horda stanęła przed MIstrzem czekając na akt zdrady, którego głównym aktorem stał się jego uczeń Juda is Kariothu. Co się z nim stało?Dlaczego właśnie on?
Przecież srebrniki, które otrzymał nie były specjalną fortuną?
Zazdrość?Kompleksy?Może myślał, że On stanie się tym, który wyzwoli Izraela spod okupacji Rzymu?
Nigdy nie był jakąś manipulowaną marionetką w ręku samego Boga. Miał swoją wolną wolę i w pełni jednak wybrał zło.
I my tak podobni do niego kiedy wybieramy tandetną rozrywkę,
chwilę przyjemności, głupiego gadania, lizusostwo i pychę…
Kiedy sami niszczymy symbole i wzorce moralne, a potem nie wiemy co mamy zrobić, bo nie ma się już na czym oprzeć.
Kiedy wiecznie szukamy sensacji i błędów, bo to się dzisiaj kupuje najbardziej. Ludzie nie chcą słuchać o dobrych sprawach tylko złe napędzają także srebrników kieszeni nie inaczej. Zdrada…
kiedy sprzedajemy Boga na targowisku tego świata. A jak przyjdzie co do czego to czerwone lica, ale to nie ja przecież…
Za kilka nędznych monet odrzucamy Boga, Kościół , świętych. Poczytaj dzisiaj na każdym portalu …Czy to da nam szczęście?
Czy z tego powodu staniemy się lepsi?
Wtedy Pan mówi i do nas Przyjacielu po coś tu przyszedł ? Jeszcze tak ciepło i dobrze. Nie chce w nas widzieć wroga naprawdę…I dalej tak będzie mówił do każdego, kto szkaluje świętości. Będzie tylko załamywał ręce nad brakiem zrozumienia Jego miłosierdzia i nad naszą niewiarą. Będzie znowu ronił łzy i pytał, ale dlaczego tak robisz?
Do momentu kiedy poczujemy się wyjątkowo źle i podle..Może i tak było, że nawet nie chciało skorzystać się ze zdroju Jego łaski w sakramencie pokuty. Gdzieś tam w duszy ciągle było słychać ten szatański rechot jak mi się to znowu udało.
A On? Nigdy nie przestawał szeptać dalej Przyjacielu, bo wiedział ,że tylko w Nim człowiek ocaleje. Takie koło ratunkowe rzucone dla Judasza mieszkajacego i w nas….
Po wszystkim Judasz usiadł na starej ławce w ogrodzie. Hałastra z pojmanym Panem poszła dalej. Ukrył twarz w spoconych i drżących dłoniach. Strasznie paliły mu usta którymi dokonał znaku zdrady. Przecierał je ciągle i nie pomagało. Były niesamowicie gorące. Po duszy walało mu się jak stare buty poczucie winy. Nie potrafił tego uspokoić. Czuł się jak na dziwnej karuzeli , która nigdy nie ma zamiaru się zatrzymać. Pamiętał o starej stodole za ogrodem. Przed oczami miał ogromny hak wbity w sufit. Pewnie kiedyś na nim wieszano oprawiane zwierzęta.
Ciągle pukało mu to do głowy…a i z boku kawał grubej liny.
Wstał i poszedł w kierunku stodoły. Klęknął na środku i prosił Boga o przebaczenie. Sięgnął po stary zydel i zaczął się wspinać
ku górze….to jeszcze raz przepraszam!…..
…i kopnął mocno stołek.
Noc w swoich szerokich ramionach otuliła śmierć. Zrobiło się jakoś zimno i deszczowo.
Wieczny odpoczynek….
Ludzie wyszli z kościoła po wygłoszonej nauce. Dzisiaj jakoś tak ciszej, bez charakterystycznego szumu. Usiadłem jeszcze na chwilę w ławce i usłyszałem ciche Przyjacielu ….